sobota, 18 kwietnia 2020

Gosposia – Rozdział 62

Łóżko, które miała przetestować z Gaarą, okazało się bardzo wygodne. Temari naprawdę się postarała, aranżując ich dom w zachodniej dzielnicy.
— Musimy się zbierać.
Próbowała brzmieć stanowczo, ale było to utrudnione, kiedy Gaara powolnymi ruchami krążył dłońmi dookoła zapięcia od sukienki.
— Gdzieś się spieszysz?
Prawie skapitulowała, kiedy tak szeptał jej do ucha.
— Faktycznie, mam lepszy pomysł.
Odwróciła się w jego stronę. Już widziała, że połknął haczyk. Nie musiała się chyba nawet wysilać, żeby ukryć swoje zamiary. Oddała pocałunek, ale za jego plecami ułożyła odpowiednie pieczę... Prawie runęła na schodach, ale Gaara przytomnie ją przytrzymał. Początkowo wyglądał na zbitego z tropu, ale po chwili parsknął cichym śmiechem.
— Tak bardzo cię ciągnie do Temari?
— Skoro wiem, że wróciła, nie powinniśmy jej pro...
— Jeżeli będziesz nasze życie układała tak, żeby to Temari była zadowolona, nie widzę dla nas nadziei, kochanie.
Przewróciła oczami. Poniekąd miał rację, ale nie musieli od razu doprowadzać do wielkiej awantury. Kankuro już tego dnia zniknął z domu i nie chciała wyobrażać sobie reakcji Temari, gdyby żaden z domowników nie pojawił się w nocy.
— O! Już jesteście!
Nic nie mogła poradzić, że wzdrygnęła się, słysząc głos Temari. Kiedyś próbowała przemyśleć, dlaczego tak na nią reagowała i doszła do dość oczywistych wniosków. Ona nadal nie wiedziała o jej przeszłości i jako jedyna mogła dowiedzieć się prawdy. A to...
Nie sądziła, żeby Temari mogła działać w złej woli. Zapewne chciała szczęścia i jej, i Gaary, ale nie zdziwiłaby się, gdyby była zraniona tym, że nie poznała prawdy od nich. Gdyby sama się domyśliła albo skądś dowiedziała... lepiej nie zastanawiać się nad jej reakcją.
O cholera! Głośniej wciągnęła powietrze. Jaka głupia była! Na zewnątrz zawsze się pilnowała, ale kiedy mogła wrócić do domu, nie zastanawiała się nawet nad tym, że używała technik. Jeżeli dalej będzie tak nieostrożna, sama doprowadzi do ujawnienia prawdy.
— Widzę, że nie jesteście szczęśliwi z powrotu do domu, kiedy ktoś w nim jest. — Temari patrzyła na nich złośliwie.
— Dzisiaj ucieszyłabym się ze wszystkiego, co jest normą na twoim miejscu. — Sayuri zerknęła na Gaarę, który uśmiechnął się półgębkiem. — Wiesz, że przyłapaliśmy Kankuro na entuzjastycznych rozmyślaniach o dzieciach?
— Cieszy się, że chcecie mieć dzieci? Do czego to doszło...?
— Och, Kankuro już nazwał nasze dziecko — Nanami, jak…
— Jesteś w ciąży?! — wykrzyknęła Temari i wskazała na nią oskarżycielsko palcem. — Niecały tydzień mnie nie było! Tydzień! A wy znowu mi to robicie. Dlaczego na…
— Temari — przerwał jej Gaara — Po pierwsze… jestem przekonany, że nie jesteś nam specjalnie potrzebna w przygotowaniach.
Sayuri przezornie powstrzymała się przed śmiechem na widok miny Temari.
— Po drugie, zapewniam, Sayuri nie jest w ciąży. Po prostu… Kankuro dowiedział się, że są robione nielegalne zakłady. Ponoć można zgarnąć ładną sumę, jeśli się postawi na rozwiązanie w ciągu roku, a my sprostamy oczekiwaniom.
Spojrzała zdumiona na Gaarę. Dlaczego tak...? A w sumie rozumiała go, ciężko byłoby w kilku zdaniach streścić przebieg tego wieczoru.
— Kankuro nawet zaczął dzisiaj żartować z przyszłości Nanami — dodała.
— Liczy na dziewczynkę? — Temari pozbyła się wyrazu szoku na twarzy i pokręciła głową z nikłym uśmiechem. — Myślałam, że raczej pragnie przepełnionych testosteronem bratanków, którym mógłby udzielać musztry.
— Postawił na chłopca. — Sayuri zorientowała się, że nadal stali razem z Gaarą na schodach, więc szybko zeszła na dół. — Ale wyśmiewał się z przyszłości naszych dzieci i wymsknęło mu się imię Nanami. — Uśmiechnęła się złośliwie. — Tak właśnie dam na imię córce, jeśli kiedyś mi się trafi.
— Będę zachwycona, jeśli dacie mi zobaczyć minę Kankuro. Bogowie… o czym my w ogóle rozmawiamy?! Chodźcie!
Kiedy nie uzyskała zamierzonej reakcji — nie ruszyli się choćby o milimetr — chwyciła jej rękę i pociągnęła w stronę korytarzy.
Sayuri zerknęła przez ramię na Gaarę, który wzruszył ramionami i poszedł za nimi.
— Zdałam już raport Radzie. Właściwie niedawno sama wróciłam. — Prowadziła ich do pustego pokoju. — Ale wy chyba nie rozumiecie, jak dobre nowiny przywiozłam ze sobą. A w sumie… gdzie jest mój ukochany, młodszy brat?
— Ranisz mnie — zaśmiał się Gaara, ale zauważywszy zmieszaną minę Temari, powiedział szybko: — Nie wiem, mówił coś o barze.
— To ominie go niespodzianka.
Sayuri zamarła. Idiota miał niezłe wyczucie czasu. Bogowie! Jak tu uprzedzić Kankuro, żeby nie wchodził do środka z kobietą?! Właśnie zlokalizowała jego chakrę na schodach i nie musiała być jasnowidzem, żeby przewidzieć, że nie był sam.
Naprawdę musiała zacząć sondować wszystko, a nie tylko trzymać się chakry Gaary.
— Jest tu kto?!
Cóż... zapewne gdyby wiedział, że Temari wróciła, nie odważyłby się tak wrzeszczeć.
— Chodź tutaj! — wykrzyknął Gaara.
Spojrzała na niego i w sumie nie potrafiła określić — zrobił to celowo, żeby Temari mogła pognębić Kankuro, czy był na tyle niedomyślny, żeby nie wiedzieć, że jego braciszek, jeśli już pojawiał się późną porą w domu, nie był zazwyczaj sam?
A właściwie... po co Kankuro krzyczał? Był na tyle wstawiony? Zazwyczaj po cichutku wchodził do swojego pokoju z coraz to nowymi towarzyszkami.
— Ale uprzedzam, że jeśli znowu zaczniecie…  mówić coś o dzieciach, to przysięgam, moja noga… Temari! — wykrzyknął. Może nie zatoczył się, ale nie wyglądał, jakby w pełni panował nad członkami. Z pewnym opóźnieniem przybrał uradowany wyraz twarzy. — Jak to dobrze, że jesteś! Właśnie zaprosiłem na chwilę magazynierkę, która nie wiedziała, czy… nie zmienić pracy na hotel. Miałem zabrać ją do Sayuri, ale ty się lepiej na tym…
Idiota. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem na widok jego zadowolonej miny. Jakby wszyscy mieli mu uwierzyć.
— Ładny unik — przyznała Temari. — Dobry refleks i gadka. A teraz pozbądź się tej zapewne uroczej kobiety i nie pozwól, żebym ją rozpoznała, a może uznam, że ci się upiekło.
— Więc nie chcesz jej w hotelu? No w sumie tak… Tak ładne dziewczyny powinny być na sklepie… To ja jej przekażę...
— Nie wierzę… — Temari wyglądała, jakby powstrzymywała śmiech, patrząc na oddalającą się sylwetkę brata. — Co on ma w tej głowie? Nie peszy się wami?
— Zapewniam, że my jesteśmy zbyt zajęci czymś innym, żeby sprawdzać, co Kankuro robi w swoim pokoju — odparł Gaara.
— Wspomnisz moje słowa. Jeśli kiedyś rzeczywiście dorobicie się dzieci, nie będziecie chcieli, żeby mieszkały w burdelu.
— Wiesz... słyszałam, że domy publiczne przynoszą spore dochody… — Sayuri z tryumfem dostrzegła szok na twarzy Temari.
— Więc zdecydujecie się na te pokazy dla ludzi? — Kankuro chyba miał wprawę w odprawianiu kobiet, skoro wrócił w ułamku sekundy. — Bo chyba nie będę posądzał brata, że jest tak skąpy, żeby żona musiała tak na siebie zarabiać.
— Granica werbalnych złośliwości właśnie została przeze mnie zaznaczona, Kankuro.
— Masz jednak jakieś hamulce moralne. — Temari odetchnęła z wyraźną ulgą, patrząc na Gaarę. — To… udajmy, że Kankuro wcale tu nie wszedł z panienką, a ja jedynie chwaliłam się osiągnięciami.
— Właśnie, mów!
— Widzicie…  Okazało się, że był błąd w zamówieniu. Takie ilości to naprawdę było zbyt dużo, ale córka naszego wspaniałego Lorda na dniach wychodzi za mąż, więc chciałam to taktowanie podarować w ramach prezentu od Suny.
— Genialne — przyznał Kankuro i dyskretnie oparł się o ścianę. Jakby żadne z nich nie zauważyło jego braków motorycznych.
— Zapewniłam, że nic nie mówiłam w wiosce, ale chciałam dać wyraz wdzięczności*… Wiecie, takie kurtuazyjne bzdury. Nie wiem, co się tam wydarzyło, czy ten dzieciak z Wody polubił te nasze produkty, czy chce się przypodobać swojej żonce in spe, ale są zamówienia.
— Żartujesz — wyjąkała Sayuri.
— To nie wszystko. — Temari wyraźnie pęczniała z dumy. — Pominę to, że, chyba z ciekawości, stawi się przedstawiciel dworu na licytacji produktów z huty — powiedziała lekceważącym tonem, jakby nie był to fakt godny uwagi. — Dostaliśmy... certyfikaty od Lordów. Obu!
Sayuri zamrugała szybko, kiedy Temari wcisnęła jej do rąk naręcze dokumentów.
— Po co... dlaczego aż tyle tego? — wydukała.
— Nie... — Kankuro chyba otrzeźwiał. Uśmiechnął się przebiegle. — Serio?
— Jak najbardziej — odparła z satysfakcją Temari.
— Możesz na potwierdzenie swoich słów dawać to kupcom, a oni mogą straszliwie podnosić ceny na ich podstawie, kochana bratowo.
— Nie chcę słyszeć wymówek. Jutro nasza trzódka ma się stawić, żeby docenić mój sukces.

***

Nikt nie odważył się sprzeciwić zaleceniom Temari i następnego dnia zjawili się wszyscy.
Początkowo wszyscy zajadali się daniami, które Sayuri przygotowała i które Sasami przyniosła.
— A… wiecie, to trochę podejrzane… — Sayuri wychyliła kieliszek. — Przecież.. z tego, co słyszałam... Suna i Kiri nie znoszą się. To nie dziwne, że…
— Droga bratowo… — Temari patrzyła na nią z politowaniem. — Pozwól, że wytłumaczę ci zagwozdki polityki w skali makro. Jak myślisz, ilu jest Lordów?
— Nie wiem, chyba tyle ile krajów — odparła Sayuri.
— Właśnie, czyli niewiele. Sądzisz, że… oni przejmują się sprawami swoich prowincjonalnych wasali? Bo wierz mi, tak właśnie postrzegają wszystkich kage — jako nic nieznaczące pionki, którymi straszą pozostałych Lordów.
W sumie... nigdy tak o tym nie myślała, ale chyba mogła zawierzyć Temari.
— Jak przychodziła wojna, stroszyli piórka, zwłaszcza ci z Pięciu Nacji, ale w gruncie rzeczy mieli w dupie, że ludzie z ich krajów giną, że shinobi zabijali się dla ich rozrywki. Udawali między sobą, że to niedopuszczalne, że jeden z drugim Lordem-idiotom ma ustąpić, a jak tylko zawierucha się kończyła, spotykali się na rozmowach pokojowych.
Już chciała dopytać, ale ze zdegustowanej miny Temari sama wywnioskowała, jak te rozmowy mogły przebiegać.
— Widzisz… gdyby stosunki między wioskami miały dla nich znaczenie, nigdy nie zgodziliby się na małżeństwo między tymi krajami, ale oni ogłaszają, że to początek nowej ery, która ma zespolić zwaśnione ze sobą kraje, żeby zapanował spokój. Z drugiej strony nie dziwię się im, bo oni tylko między sobą mogą wymieniać się dzieciakami, a gdyby zamknęli się na chociażby jeden ród, byliby w dupie. Więc wiesz... udają, że obchodzą ich sprawy wiosek, żeby nie stracić twarzy przed wasalami, a w gruncie rzeczy mało ich to interesuje.
Temari westchnęła cicho i ze smętną miną napiła się.
— Poza tym… to są ludzie oderwani od rzeczywistości, ale tak całkiem. Gdybyś zobaczyła, jak wyglądają dwory, padłabyś na ich widok. Ta suka, Kotori, w swoich najpiękniejszych ubraniach wyglądałaby jak uboga krewna. I serio, oni chyba żyją w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, bo dziwili się, po co obstawa przy transporcie, skoro nie ma wojny...
— Idioci… — mruknął Kira. — Jak można tak… Oni naprawdę nie przejmowali się tymi wojnami?
— Żartujesz chyba. — Temari przewróciła oczami. — Do nich reperkusje nie docierały. Kiedy my, w Sunie, umieraliśmy z głodu, nawet elity, bo przecież pieniędzmi się nie nażrą, oni wyprawiali bale i rzekome akcje dobroczynne. Wysyłali jedwabie — dodała. — Ponoć ojciec raz jeden się zezłościł podczas obrad i kazał odesłać to z powrotem. Rody jak to rody — myślały o zyskach i zostaliśmy bez jedzenia, a z tkaninami.
— A jak Rada zareaguje na takie… taki sukces? — spytała Sasami z przestrachem w oczach.
Sayuri wątpiła, żeby ich przyjaciółka w pełni rozumiała napiętą sytuację w Sunie, ale musiała mieć jakieś ogólne rozeznanie, bo inaczej nie zadałaby tak trafnego pytania.
— Widzisz… — Kankuro zerknął na siostrę i, dostrzegłszy jej minę, uśmiechnął się półgębkiem. — Oni chyba wzięli poprawkę z siebie i tak spojrzeli na Lordów, mam rację, Temari?
— A żebyś wiedział — prychnęła. — Kiedy usłyszeli, że otrzymaliśmy certyfikat, nie pytali nawet o sumę.
— Dlaczego? — zdziwił się Enzo.
— Tak to się załatwia w Sunie. Daje się papierek, a pieniędzy nie. Zapewne spodziewali się, że otrzymaliśmy jakieś nędzne grosze albo nawet nic. Mieszkańcy się nie wygadają, a shinobi, którzy ze mną byli obiecali milczeć, jeśli będą mieli zagwarantowane miejsce u nas w zakładach na emeryturę. Nawet spisali swoje nazwiska. Bogowie… u nas chyba już są jakieś listy rezerwowe, co?
— Cała Suna — mruknął Kira. — Czyli... Rada nie wie, że dostaliśmy cokolwiek?
— A skąd, Rada jest zbyt zaślepiona sobą i swoimi interesami. — Temari nalała wszystkim kolejną kolejkę. — Teraz… dla nich ten certyfikat dał im pewność, że dobrze zrobili, ryzykując z planem Sayuri. Jak tylko wieść się rozniesie, że Lordowie kupują u nas, Suna nie będzie miała dnia odpoczynku. Możni są bardzo chętni na produkty, którymi najwięksi się zaopatrują. Bo wiecie… — Zawahała się. — Oni są bardzo przywiązani do danego produktu. Widziałam, na podstawie niektórych dokumentów, że naszego złotnika, Lord nie zmienił od blisko dwudziestu lat. Znaczy… to nie jest złotnik dla Lorda, a wytwarzacz spinek do jego strojów. Spodobały mu się, to nie przyjmuje, że ktoś inny może robić lepsze spinki. Rozumiecie? Próżność nie pozwala im na zmianę decyzji.
— To dlaczego kupili nasze produkty? — zdumiał się Enzo. — Musieli mieć przecież własnych dostawców.
— Dostawców — potwierdziła Temari ze złośliwym uśmiechem. — Nie wiem, na ile dobrze się znałeś na kosmetykach, ale… takie opakowania, przy takiej jakości to… A nawet walić opakowania. Jak żyję nigdy czegoś takiego nie używałam, a wierz mi, mnie było stać, żeby szukać. Poszczególni ludzie specjalizowali się w jakimś produkcie, ale musiałabym nieustannie latać po różnych zakątkach kraju. Oni znaleźli właśnie produkty z jednego miejsca, które są genialne... Teraz tylko musimy zająć się uprawą tych roślin, które przetrwają u nas. — Spojrzała na Sayuri. — Żeby nie zrobić potwarzy Fujiemu, zaproponuję mu to jutro. Żeby już teraz zaczął to robić. Daję co najwyżej rok, zanim wioski przestaną chcieć nas zaopatrywać z zazdrości albo podniosą ceny, a na miejscu byłaby pewność.
— Masz rację — przyznała Sayuri. Chciała coś dodać, ale zauważyła niemą kłótnię, która rozgrywała się przy stole. Od samego wejścia Kira był nie w sosie, a teraz wybitnie mierzył się spojrzeniem z Sasami. Powinna się wtrącać? Kiedy mężczyzna spojrzał na nią, zrozumiała, że chyba tego oczekiwał. — Coś się stało, Kira?
— Nie, nie, Sa...!
— Mogłabyś sprawdzić, co jest z Sasami? — Kira przerwał narzeczonej.
Nie musiał jej tego powtarzać. Natychmiast zeskoczyła z kolan Gaary i podeszła bliżej.
— Co się stało? — Podeszła do Sasami i położyła dłoń na jej ramieniu. — Czemu nic nie mówiłaś?
— Bo to nic takiego — wyjąkała zarumieniona Sasami.
— Zaraz zobaczymy, czy to nic takiego! Chodź, przebadam cię. — Stanowczo wyprowadziła kobietę z pokoju.
— Co jej jest? — Wzrok Temari rzucany na Kirę był nieubłagany. — Tydzień temu wszystko było lepiej.
— Nie wiem… — Kira westchnął cicho i potarł dłońmi skronie. — Chodzi taka… nie wiem. Nie ma zbyt konkretnych objawów. Trochę jej niedobrze po jedzeniu, ale to i mi się czasem zdarza. Ma problemy ze snem i narzeka często na zbyt intensywne zapachy. Po tych naszych kremach, musiałem wietrzyć cały dom, bo od razu z niego wyszła. Znowu bolą ją stawy czasami.
— Dlaczego nic nie mówiłeś? — spytał Kankuro.
— Przecież… Sayuri nie jest lekarzem na dwudziestoczterogodzinnym…
— Sądzę… a nawet jestem pewien, że dla was jest — powiedział z rozbawieniem Gaara. — Bardziej byłaby niezadowolona, że jej nie obudziłeś, a mogła pomóc niż odwrotnie. To prędzej ja miałbym jakieś zastrzeżenia.
— Będę pamiętał — wybąkał Kira.
— Cholera… taka wspaniała kobieta. — Temari westchnęła cicho. — Ty się jej trzymaj lepiej! To prawdziwy skarb! Sprawdziłam już, jak szły prace w hotelu i słyszałam, że to Sasami mnie zastępowała.
— Próbowała. Nie żeby mogła, bo chyba czuje się nieswojo, kiedy dyryguje ludźmi.
— Ale ładnie to wyszło. Sprawdzałeś, jacy pracownicy nadają się na stałe?
— Do czego?
— Czy ty widziałeś w ogóle, jakie to będą powierzchnie? Sprzątaczki, konserwatorzy, praczki…
— Moim zdaniem przynajmniej trzech to prawdziwe złote rączki — powiedział z lekki wahaniem.
— Myślałam, żeby zatrudnić już teraz jakieś sprzątaczki — powiedziała Temari. — Dodatkowo… mieszkanki mogłyby same założyć spółdzielnie pracy. Coś takiego widziałam w kraju Wody. Wiecie — dostawałyby zlecenia na pranie czy jakieś porządniejsze sprzątanie po imprezach.
— I za pranie dostawałyby pieniądze? — Gaara patrzył uważnie na siostrę.
— To może wypalić — wtrącił Kankuro. — A może nawet ci głupcy znowu zaczną małpować nasze zwyczaje. Widziałeś zresztą dzisiaj, że Hiroji nie przesadzał — możne zaczęły ubierać się jak Sayuri.
— Więc to nie było moje przewidzenie? — zdumiała się Temari. — Widziałam tę sukę, Kotori, ubraną w zwykłą szmatkę. Myślałam, że się przewidziałam i nawet nie odpowiedziałam jej na powitanie.
— Ona jest tak zakochana w sobie, że zapewne pomyśli, że onieśmieliła cię swoim pięknem. — Kankuro uśmiechnął się półgębkiem. — Widziałaś już sklep?
— Świetnie wyszedł — przyznała i spojrzała na Kirę i Enzo z uznaniem. — Rewelacyjnie to wymyśliliście.
— Dzięki… — wyjąkał oszołomiony Enzo.
Chyba chciał coś dodać, ale usłyszeli szlochającą Sasami. Kira zbladł.
Po chwili do kuchni weszła Sayuri, prowadząc przelewającą się jej przez ramiona kobietę.
— Bogowie, mów! — wykrzyknął Kira i podszedł do nich. Sasami rzuciła mu się na szyję i coś próbowała powiedzieć, ale ostatecznie wyszedł z tego bełkot.
— Czemu wyglądasz na zadowoloną, a ona płacze? — Kankuro chyba tylko zgrywał niewzruszonego. Z wyraźnym niepokojem zerkał na Sasami.
— Dwie minuty temu też była zadowolona. — Sayuri zrobiła krótką przerwę, żeby uzyskać lepszy efekt. — Ale teraz przyszło jej do głowy, że chciała zabić dziecko alkoholem.
Na te słowa Sasami zaczęła jeszcze głośniej zawodzić.
— O kurwa! — Kankuro wstał na równe nogi. — My dzisiaj śmialiśmy się z dziecka i padło na biednego Kirę. — Wzdrygnął się.
Sayuri ledwo zarejestrowała reakcję pozostałych, bo sama prawie padła na ziemię ze śmiechu na widok tak autentycznego przerażenia.
— Skoro uważasz, że tak się robi dzieci, to sądzę, Temari, że możesz być spokojna. — Gaara zerknął na czerwoną ze śmiechu siostrę. — On się chyba naprawdę trzyma z kobietami za rączkę.
— To teraz moje marudzenie, mój pomysł na ślub się przydał, co? — Temari zignorowała jego słowa i patrzyła na nadal skołowanego Kirę.
— Chyba tak... — Mężczyzna powoli otrząsał się z szoku. Delikatnym ruchem odsunął od siebie nadal szlochającą Sasami. — Który miesiąc?
— Tydzień — sprecyzowała Sayuri. — Dałabym pogranicze siódmego, ósmego... — Zmarszczyła brwi i szybko w myślach przeliczyła.... Nie... — Tak się ucieszyłeś, że nas poznałeś?
Początkowo odpowiedziała jej cisza, ale kiedy Kankuro cicho zachichotał, reszta w jednej chwili do niego dołączyła.
— Ale wiecie… — Sayuri patrzyła niezwykle ciepłym wzrokiem na Sasami. — Można dawać dodatki pracownicze z okazji urodzin dziecka, żeby na wyprawkę było. — Zbliżyła rękę z zieloną otoczką w kierunku jej brzucha. — Naprawdę, bardzo silny dzieciak.
Po pierwszym szoku wszyscy podeszli, żeby pogratulować przyszłym rodzicom, nawet Kankuro powiedział coś miłego, choć nie umknęło uwadze Sayuri, że nie wyglądał przy tym na szczerego. Ledwo dotknął Sasami, jakby bał się, że zarazi się tą straszną przypadłością.
— Nie jesteś zły? — To były pierwsze wyraźne słowa Sasami.
— Bogowie… Nie masz chyba tak złego zdania o przyszłym mężu.

* Możecie nie pamiętać, bo było to... kilkadziesiąt rozdziałów temu. [Jak ten czas ucieka!] Temari była na misji, podczas której okazało się, że córka Lorda kraju Wiatru jest szykowana do zamążpójścia za syna Lorda kraju Wody, co było skrzętnie ukrywane, żeby nie wywołać reakcji ukrytych wiosek. Sayuri przez przypadek to odkryła, a później Temari sama zdradziła tę tajną informację rodzinie.

************************************

Wybaczcie te trzy tygodnie przerwy. Możliwe, że w przyszłości będę przepraszała za jeszcze dłuższą nieobecność, ale tym razem mogę z czystym sumieniem obiecać, że w przyszłym tygodniu rozdział z Sachiko czy Sayuri? pojawi się terminowo. :) 
Miłego weekendu!

7 komentarzy:

  1. Hi hi hi, ihihihi! xD Jeju, nie wiem dlaczego, ale w moim odczuciu ten rozdział wyszedł tak słodko, że przy końcóweczce chichram się do ekranu jak jakiś wariat! :P

    Nie wiem, czy już kiedyś o tym nie wspominałam, ale dużo bym dała za wizualizację tego tkniętego gustem Temari domu Pustynnej Familii. :D I znowu państwo Sayuri oraz Gaara podbijają serducho na pierwszym miejscu, choć nie ukrywam, niespodzianki z Kirą i Sasami się trochę spodziewałam. :D Nie wiem skąd mi się wzięły te podejrzenia, ale naprawdę coś tak czułam, a pod koniec tej notki moje przypuszczenia się potwierdziły, więc tym bardziej jestem mega zadowolona. :D I nie wiem jak inni, ale ja bardzo, bardzo czekam na obszerny opis weselicha! <:)

    Jak już kiedyś wcześniej wspominałam - ekonomia, gospodarka i tego typu rzeczy to dla mnie czarna magia, więc czytam o tym zawsze z zainteresowaniem, ale się nie wypowiem, co by głupoty nie palnąć jakiejś. :P

    I ponownie- to tylko ja tak mam, że w ogóle nie odczuwam dłuższych przerw między publikacjami? Tak mi się przez różne domowe zajęcia zlewają te dni w kwarantannie, że kompletnie nie odczuwam tego upływu czasu... Tym lepiej dla mnie! To teraz czekam bardzo niecierpliwie na kolejny rozdział mojego ulubionego "Sachiko czy Sayuri?" <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wesele? Czyżby było w następnym rozdziale...? ;)

      Ja też nie mam pojęcia, jakim cudem ten czas tak gna. Ciągle mam wrażenie, że to sam początek tego roku, a już za chwilę półrocze nam minie...

      Usuń
  2. Cieszy mnie pojawienie się Temari, choć popsuła Kankuro szyki (czy też raczej dziewczynie, co go wyhaczyła :P) Wyobrażam sobie tę sytuację zza kulis. - Wybacz... Nic z tego nie będzie, bop starsza siostra...
    Ah, biedny ten Kankuro. Skoro Temari wróciła, potrzebuje jakiegoś pokoju "na mieście" :P
    Złe samopoczucie Sasami natychmiast dało mi jednoznaczne skojarzenie, może przez tę wcześniejszą dyskusję z Temcią. Notabene, jej reakcja jest cudowna. "Jak śmieliście pod moją nieobecność zrobić sobie dziecko!" Rzeczywiście, naraziliby się gdyby poszli w taką samodzielność :P
    Sachiko czy Sayuri w terminie? Nie mogłoby być dzisiaj lepszej wiadomości. I dobrze, że dopisałaś to wyjaśnienie drobnym druczkiem, bo ni w ząb nie umiałam skojarzyć, o co chodzi z tym ślubem. Człowiek stary, pamięć szwankuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech nawet nie próbują iść w samodzielność! :P

      Wczoraj znalazłam chwilę, zmobilizowałam się i udało mi się zrobić trochę na zapas. :D To niesamowite uczucie, kiedy wiem, że dałam zrobić coś z wyprzedzeniem. Niestety to przyjemne uczucie przeminie w przyszłym tygodniu. :(

      Usuń
  3. Po pierwsze: Bardzo się cieszę,że wróciłaś! :)
    Po drugie: Szkoda,że to nie Kankuro nie zrobił komuś dzieciaka :<

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak patrzę na daty i nie wierzę. Grubo ponad miesiąc nie zaglądałam i tak mało? :< Ehh... Jest jakiś sposób żeby Cię zmobilizować? Może z magisterką coś ruszyło? Tęskniłam za Gosposią. W sumie ostatnio zmieniłam zdanie i chyba bardziej lubię Sachiko i fika Kareeny, ale Gosposia to Gosposia. Nie wyobrażam sobie, żeby przestać ją czytać, że się kiedyś skończy. Nie skończy się, nie? A w tym rozdziale rozwalił mnie Kankuro <33 Matko, jaki on jest perfekcyjny. Chociaż Temari też w tym rozdziale miała swoje chwile x) Naprawdę tęskniłam!

    Alba

    OdpowiedzUsuń