sobota, 8 lutego 2020

Gosposia – Rozdział 58

Sayuri z trudem utrzymywała otwarte oczy. Ledwo dawała radę utrzymywać pozycję siedzącą, ale z pomocą przyszedł Gaara, który służył jej ramieniem.
Patrzyła przed siebie na to równie co ona niemrawe towarzystwo i stłumiła potężne ziewnięcie. Że też uparli się na to spotkanie. W sumie ona nie lepsza — nie mogła odpuścić.
Wtuliła się w ramię Gaary i zignorowała jego minę. Odkąd wróciła z łazienki, wyraźnie miał jej coś do przekazania, ale powstrzymywał się. Patrzył na nią uważnie i czekał na moment, w którym najlepiej będzie się odezwać. Miała wyrzuty sumienia, że nie ułatwiała mu tego zadania, ale po tych kilku szalonych dniach naprawdę nie potrafiła wykrzesać z siebie siły, żeby udawać, że tryska energią.
Powinna włączyć się do rozmowy. Kira coś mówił...? Albo Enzo? Nagle jej uwagę przykuła Łatka, która z imponującą prędkością wskoczyła na kolana Kankuro. Szwagier przez chwilę wyglądał na zdumionego, ale zaraz zebrał się do kupy.
— Łateczko ty moja! — Przytulał kota ze skruszonym wyrazem twarzy. — Tak bardzo cię przepraszam. — Pocałował jej pyszczek, a ona zamiałczała żałośnie. — No nie miałem czasu, ale teraz obiecuję — będzie lepiej.
— Jesteś nienormalny — jęknął Enzo. — W ogóle wszyscy oszaleli... Co jeśli to wszystko nie wypali?
— Wtedy okaże się, że inwestycje są niewypałem. — Gaara uśmiechnął się pod nosem. — Ale wtedy jedne drzwi szafy z Grobowca raczej powinny pokryć straty.
— Macie pewność, że karawany będą przechodzić?
Sayuri rozbudziła się dzięki pytaniu Kiry. Sama ledwo dowierzała rewelacjom Kankuro, ale nie wypadało jej zadać po raz setny tego pytania.
— Od ładnych paru lat ich w Sunie nie widziałem. Przejezdni kupcy owszem, zdarzali się, ale karawana?
— Na własne oczy widziałem. — Kankuro oderwał się od Łatki i skupił wzrok na Kirze. — Mam wrażenie, że to ich pierwsza przeprawa przez pustynie i dlatego tak ostrożnie się poruszają. Poza tym nie wiedzą, że tutaj szykujemy dla nich tak dobre warunki, więc… Sam rozumiesz: chcą być przygotowani na wszystko po tych opowieściach o fatalnym stanie Suny.
— Teraz na wszelki wypadek wszystkie produkty są opatrywane w symbol Suny. — Enzo przeciągnął się i upił łyk sake. — Jak na magazynie?
— Nic nie mów... — Sayuri jęknęła i z ulgą przyjęła wędrówkę dłoni Gaary po jej plecach. — Mamy blisko tysiąc dwieście osób na produkcji, ludzie pracują ponad siły, a ci pieprzeni… — powstrzymała się w ostatniej chwili, gdy zrozumiała absurdalność swojej złości — klienci… Wykupują wszystko i zapasy nie rosną w takim tempie, w jakim zakładałam...
— Muszę ci coś powiedzieć.
Nie... Z trudem oderwała się od Gaary i spojrzała na niego. Od razu humor jej się poprawił, kiedy dostrzegła jego zmieszaną minę.
— No, mów, kochanie.
— Lord Kraju Wiatru dał odpowiedź.
Kilka ładnych sekund zeszło jej, żeby połączyć jego dziwną minę i fakt, że wymieniał korespondencję z Lordem. Gaara chyba odkrył jakąś podpowiedź w jej wyrazie twarzy, że połączyła wątki, bo kontynuował:
— Jakiś shinobi dosłownie pół godziny temu dał mi zapieczętowany list, kiedy w końcu zmywałaś trud pracy. — Choć chwilę wcześniej sprawiał wrażenie zmartwionego, uśmiechnął się wesoło, kiedy sparafrazował jej słowa. Bardzo szybko spoważniał. — Dowiedziałem się od niego, że Rada dostała osobny i ja osobny. — Wyciągnął z kieszeni luźnych spodni kopertę z pięknie wykaligrafowanym napisem Kazekage. — Mam dwie złe wiadomości i jedną dobrą. Dobra jest taka, że to całkiem intratna propozycja. Pierwsza zła jest taka, że Lord dał warunek: to Temari ma ruszyć do stolicy.
— Jakoś to zniesiemy — powiedziała powoli Sayuri. Słowa powiedziane zdecydowanie na wyrost, ale domyślała się, że nie powinna nawet myśleć o odmówieniu suwerenowi. — A druga zła wiadomość?
— Nie mamy takich ilości na magazynie. — Gaara przerwał na moment i mogła założyć się, że układał w głowie jak najłagodniejszy sposób na przekazanie kolejnej informacji. — Ponoć... nie tylko rodzina Lorda... przekonała się do naszych produktów.
Czekała na ciąg dalszy, ale ten nie nastąpił. Gaara chyba czekał na jej reakcję, a po scenie, którą kilka dni wcześniej urządziła, kiedy rozpłakała się na środki ulicy, nie mogła mieć mu tego za złe.
— O jakich ilościach mówimy? — spytała możliwie spokojnym tonem.
Kiedy usłyszała pierwszą falę zamówienia zamarła, ale to nie koniec. Gaara tylko na moment przerwał czytanie, zerknął na nią pospiesznie i powrócił do odczytywania listu.
O cholera... Nie mogła znowu wyjść na histeryczkę. Zamknęła oczy i gorączkowo rozmyślała nad jakimś planem awaryjnym.
— My… jeszcze z dwa dni to musi poczekać, jeżeli sklepy mają być zaopatrzone.
— To nie będzie problem.
Spojrzała na Kankuro, który oderwał się od Łatki i postanowił włączyć do rozmowy.
— Dla takich ludzi jak Lord czas płynie trochę inaczej, zapewne jego zaufani znajdą mu rozrywkę.
— No nie wiem.  Wiesz… to nie wygląda mi na pismo mężczyzny. — Gaara podał bratu list. — Jest tylko podpis Lorda. Założę się, że konsultował to z kimś jeszcze, komu zaufani nie znajdą… odpowiednich rozrywek, żeby rozproszyć jej myśli.
— Uspakajaj mnie dalej... — Sayuri przerwała. Nie, nie powinna robić mu wyrzutów, bo i jego winy nie było w tym najmniejszej. — Znowu nadgodziny... Myślicie, że ludzie…
— Będą zachwyceni — przerwał jej Kira. — Na pewno trochę grosza im się przyda. Jedynie księgowe będą znowu marudzić, ale… cóż, będą miały ponad dwa tygodnie, żeby zamknąć miesiąc. Jakoś sobie poradzą.
— Dobrze… każdy kryzys można zażegnać. — Kankuro bawił się pustą szklanką i patrzył na nich w skupieniu. — Kira, ty razem z Sasami zajmiesz się hotelem. Za dobrze znam swoją siostrę, żeby nie uwierzyć, że nie przeprowadziła z nią prawdziwego szkolenia, a swoich pomysłów kazała nauczyć się na pamięć. Ty masz jedynie wspierać swoją… narzeczoną... Ale znasz Temari — wszystko musi być zrobione zgodnie z jej wizją. Inaczej nas pozabija.
Kira chyba wyczuł, jak odpowiedzialne czekało go zadanie, bo z powagą skinął głową.
— Nie będzie jej przez kilka dni, a to hotel jest najdalej w polu, więc musisz się na tym skupić. My jutro musimy pojawić się na tym śmiesznym otwarciu pomnika, a Gaara to w ogóle, będzie musiał zniszczyć te domki, więc cały dzień w plecy. To ty — Kankuro przeniósł wzrok na Enzo — musisz iść na linię, żeby przekazać informację o nadgodzinach, ale nie histeryzuj, bo ludzie będą siedzieli dwadzieścia cztery godziny, tak bardzo ubóstwiają moją kochaną bratową. Ja zajmę się…
— Nie mamy tylu produktów — wytknęła mu Sayuri. — Jak chcesz to…
— To teraz chciałem omówić. Temari musi ruszyć już jutro z tym, co mamy. Ja będę musiał do niej dołączyć, jak tylko produkty będą gotowe. Będę miał łatwiej, bo ona ruszy z całą świtą i wolniej im to zejdzie, ja będę miał wszystko w zwojach i na pewno ją dogonię przed stolicą. Wy macie odpuścić sobie trochę linię i hutę, a skupić się na elitach. — Patrzył na nią i Gaarę. — Nikt nie powinien domyślić się, że traktujemy oba stany na równi. Muszą uwierzyć, że jesteśmy bardzo zaangażowani.  — Przerwał, kiedy Łatka znowu zaczęła domagać się pieszczot. Westchnął cicho. — To tak będą wyglądały nasze dni odpoczynku... Wspaniale jest poprawiać życia innych.
— A co mówiłeś o tych innych wioskach...? Prawie cię nie widziałem, odkąd wróciłeś — dodał Enzo.
— Powiem wam to, co mojemu kochanemu bratu i bratowej. Jeżeli w Sunie jest biednie, to nie chcę opisywać tamtych warunków. Jak tylko u nas się uspokoi, musimy coś z tym zrobić…
— Pracownicy sezonowi na uprawę i hodowlę pomogą trochę — zauważył Kira. — Ale może… mówiłeś, że to tam kupiłeś urządzenia i narzędzia?
— Tak.
— Mój ojciec mówił, że są dobrej jakości — wtrącił Enzo.
— Nawet jeśli, to już nic więcej… — Lalkarz na moment zamilkł. — Bogowie… tu będzie teraz trochę ruchu. Że też na to wcześniej nie wpadłem! Tam jest przemysł metalurgiczny…
— Trudno to ukryć. — Gaara spojrzał na niego znacząco. — Kupiłeś dość, żeby nas o tym przekonać.
— Nie rozumiesz? My mamy metal, ale nam zbędny, zalegający wręcz bym powiedział.
— Złotnictwo? — zdumiał się Gaara. — Nie zaryzykują, musieliby mieć naprawdę zdolnych ludzi. Chociaż… można spróbować wysłać jakiś mały mebel na wprawę i mogą się sprawdzić, ale… Wątpię, żeby u nas coś ugrali. Elity są bardzo przywiązane do już istniejących sklepów.
— Ale nie przejezdni. — Kankuro uśmiechnął się z satysfakcją. — U nas w hotelu mógłby powstać taki sklep, na parterze, przy recepcji. Wiecie… podróżny czeka na obsłużenie i przy okazji patrzy sobie co tam jest…
— Masz rację, Kankuro, to wszystko można zrobić — przerwał mu Kira. — Ale, na bogów, nie teraz, bo zwariujemy.
— Wiem, że nie teraz, ale nie możemy o tym zapomnieć.
— Nie zapomnimy — obiecała Sayuri. Na szczęście rozbudziła się w pełni i w porę przypomniała sobie o jednej kwestii. Jeszcze Kira i Enzo mogliby jej uciec. — Mam pytanie do was. Co się, do cholery, wyprawia w sklepie A?
— A co się tam wyprawia? — Enzo rozszerzył oczy.
— Ekspedientki mi mówiły, że ludzie nie kupują produktów na promocjach.
— Nie rozumiesz? — spytał z łagodnym uśmiechem Kira, na co Sayuri zaprzeczyła ruchem głowy. — Mieszkańcy naprawdę czują, że to ich, że dzięki tym produktom coś się ruszyło w Sunie. Jak ktoś kupuje na promocji, zabijają go wzrokiem, bo mają wrażenie, że obniżają tym pensje naszym pracownikom. Jedynie ci naprawdę najbiedniejsi mogą to zrobić bez narażenia się na gniew, ale wszyscy inni, jeśli mają alternatywę, nie będą kupować produktów w tych promocyjnych dniach.
— N-naprawdę? — wykrztusiła Sayuri. Dłuższy czas przypatrywała się Kirze, ale nie odnalazała na jego twarzy dowodów kłamstwa. — Ale mamy dobrych ludzi w wiosce. — Zerknęła na pełny kieliszek i z uśmiechem z niego łyknęła. Chyba powróciła jej chęć do życia, a i siły nagle się odnalazły. — A jak taka… ogólna sytuacja?
— Kolejne osoby nie będą już miały długów u samurajów, To duży sukces. Ojciec mówił, że kilku pracowników, co nie mają długów, próbowało ubłagać księgowe, żeby mogli długi rodziny przenieść na siebie. Ale wiadomo... to wasza decyzja.
— Jeżeli pracownik się zobowiąże spłacać, nie widzę najmniejszych problemów — powiedziała stanowczo Sayuri. — A tak swoją drogą… wiecie ile razy był tu Hiroji i pocałował klamkę? Ech... Strażnik nam mówił — dodała, kiedy napotkała zdumione spojrzenie Enzo.
— Pójdę jutro do tego napalonego idioty i wytłumaczę, że ma nam dać przynajmniej tydzień spokoju. — Kankuro zabrał się za dalsze niszczenie ciasta, ku niezadowoleniu Łatki, która próbowała zasnąć na jego kolanach. — Po tygodniu chyba zacznie koczować u nas. Co się stało z naszym życiem? — Spojrzał na Gaarę. — Tu już nie chodzi tylko o ciebie, ale o całą naszą trójkę. Musiałaś tak namącić nam w życiu, co?
— Narzekasz?
— A żebyś wiedziała — mruknął i przybrał naburmuszoną minę. — Od niedawna żyjemy tymi zakładami i nie widzę już innej drogi swojego życia niż bycie całkowitym altruistą wspierającym zbłąkane duszyczki. To lekka potwarz dla mojego wizerunku okrutnika i zboczeńca.
— A ja się tam cieszę, że zostałeś już jedynie zboczeńcem. — Enzo patrzył na niego złośliwie. — Kankuro bóstwo płodności i zbytku wszelkiego, co mądrością zachwycał każdego. Chciałbyś stracić taki prestiż?
Sayuri zerknęła na Gaarę, ale on też wyglądał na zdumionego. Przeniosła wzrok na Kankuro i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Czyżby jej bezwstydny szwagier zarumienił się?! Parsknęła śmiechem, czym chyba jeszcze bardziej zmieszała biednego szwagra.
— A dał ci ktoś kiedyś w ryj? Tak porządnie? — warknął Kankuro, patrząc spode łba na Enzo. — Oni nie słyszeli tej… piosenki. — Syknął cicho, kiedy i Gaara dołączył do jej chichotu. — Rzecz to była niesłychana, gdy demona zmieniła bogini w pana. Od teraz strażnikiem praw jest każdego dnia, aż wypełni się jego rola do cna. — Z satysfakcją patrzył na Gaarę, który momentalnie umilkł. — To był bardzo łagodny fragment, byłem miły.
— Bogowie… ktoś to naprawdę ułożył?
— Nie dziw się ludziom, muszą jakoś zrozumieć nowe realia i to wydawało im się najbardziej logiczne — odparł Kira. — Ale… oni teraz stoją za wami murem. Chyba osiągnęłaś swój cel, Sayuri. Chciałaś, żeby ludzie pokochali twojego męża, co?
— Chciałam. Choć… może nie pokochali, bo ja uzurpuję sobie do tego prawo.
Zerknęła na Gaarę. Tak... chyba i on myślał, że czas się zbierać. Bez słowa wstała i pociągnęła go za sobą.
— Dobrej nocy!
— Rozważcie wejściówki dla VIP-ów! — wrzasnął za nimi Kankuro. — Bogowie… jak ten czas szybko leci. — Pokręcił głową i nalał kolejkę do pustych już kieliszków. — Pamiętam, jak jeszcze dobrze chodzić ten gówniarz nie potrafił, jak zabijał spojrzeniem, jak się męczył, że już tego nie robi, a teraz proszę — żona, pozycja, miłość ludu.
— Wiesz… — Kira spojrzał na niego znad kieliszka. — Mnie przeraża to, jak bardzo się do niego przywiązałem. Wiecie... błogosławię sam siebie, że nie zrobiłem jakiejś głupoty i nie uciekłem stąd tego pierwszego dnia.
— Ja też cię za to błogosławię. Wtedy zabiłbym osobę, która potencjalnie byłaby przyjacielem rodziny.
— Sayuri mówiła, że nie będą nas ścigać...
— Sayuri zapewne tak właśnie myślała. Problemem, a może dobrą stroną, jest to, że ona nie dowiaduje się o wielu moich zadaniach. — Na moment przerwał i z pochmurną miną bawił się szybko opróżnionym kieliszkiem. — Powiedziałem jej kiedyś eufemizm. Że zajmuję się przesłuchaniami. To w sumie prawda, ale nie spytała mnie czym się one kończą... Was też bym przesłuchał.
— To ja się jeszcze napiję — mruknął Kira. — Pięknie… chleję z bratem Kazekage, który właśnie zdradził mi, że chciał mnie zamordować. Kocham swoje życie…

***

— Gaara…
Za jakieś dwie godziny musieli się zbierać, żeby zacząć niszczyć te domy mieszkańców, a potem nastąpi uroczyste odsłonięcie pomnika.
— Co się stało z naszą odpowiedzialnością? — Zaśmiała się i przytuliła leżącego na niej męża.
— Zależy co masz na myśli — mruknął, całując jej obojczyk, na co jęknęła. — Ja nadal jestem odpowiedzialny w tych najważniejszych obowiązkach, ale te, z których mogę zrezygnować… Na ich miejsce mam bardziej odpowiadające mi propozycje.
— Czy którakolwiek zakłada wyjście z lóżka? — spytała Sayuri z łobuzerskim uśmiechem.
— Wiesz, że to dzięki tobie odkryłem, jak niesamowitym meblem jest łóżko? Musisz dać mi jeszcze parę dekad, żebym nacieszył się tym odkryciem.
— Wolałbyś spać?
— Gdybyś spytała mnie o to kilka miesięcy temu odpowiedziałbym bez wahania, że tak. — Chyba uznał, że to koniec zabaw jak na ten poranek. Położył się na boku i wpatrywał w nią intensywnie. — Teraz… bardzo polubiłem nasze nocne rozmowy. Lubię do ciebie mówić i cieszę się, że robię to w nocy.
Naciskać dalej, czy odpuścić? Nie, chyba jednak była zbyt ciekawska.
— Dlaczego nie próbujesz mówić mi tego w dzień? Kiedy jeszcze jestem przytomna?
— Mówię przecież. Ale w mniejszych partiach. Dzisiaj w nocy akurat uzmysłowiłem sobie, że przez ten czas naszej krótkiej znajomości spędziłem więcej czasu w łóżku niż przez całe moje wcześniejsze życie. Opowiadam ci poniekąd o moich przemyśleniach, ale… — Patrzył na nią wzrokiem przepełnionym ciepłem. — Bardzo lubię ćwiczyć dla ciebie jak najlepsze wypowiedzi. Tobie przychodzi wszystko z łatwością, naturalnością, ja muszę się trochę postarać.
Miała ochotę wtulić się w niego, w jakikolwiek sposób zbliżyć jeszcze bardziej, ale naprawdę musieli się niedługo zbierać, a choćby najdrobniejsze przekroczenie granicy przekreśliłoby te plany. Poza tym musiała w końcu zdradzić pewien sekret, w którego realizacji pomogli artyści z huty.
— Nie lubisz niespodzianek, prawda? — Parsknęła śmiechem, zauważywszy jego minę. — Muszę cię przeprosić, bo mam dla ciebie niespodziankę.
Próbowała wydostać z jego uścisku, ale nie odpuścił jej tak łatwo. W jednej chwili był nad nią i z łobuzerskim uśmiechem przytrzymał jej dłonie.
Jak czułaby się kobieta, która nigdy nie była shinobi i która tak nagle zostałaby zmuszona do zmiany pozycji? Cholera... wyrzucić to z głowy. One tylko go krzywdziły, a i Gaara nie czuł się z nimi związany. Powinna potrafić panować nad zazdrością.
— Co to za niespodzianka?
Wszystkie kobiety nagle zniknęły z jej umysłu, kiedy Gaara wpatrywał się w nią tak intensywnie.
— Nie lubisz niespodzianek, bo nie wiesz, czego się spodziewać. Jeżeli powiem ci co to jest, to nie będzie już niespodzianka. Im szybciej mnie wypuścisz, tym krócej będzie to niespodzianką.
Mierzyli się spojrzeniami, aż w końcu Gaara westchnął cicho.
— Jesteś niedorzecznie logiczna. — Ostatecznie wypuścił ją z uścisku.
Sayuri szybko podeszła do komody i wyciągnęła mały pakunek. Odwróciła się w stronę Gaary i uniosła brwi, kiedy dostrzegła jego zadowolony wzrok. Ona była niedorzeczna? To on był niedorzeczny, że po takim poranku... O. W końcu zauważył, że coś trzymała w dłoniach.
— Prezent? Zagroziłaś, że jeśli będę sprawiał ci prezenty, zastanowisz się nad rozwodem.
— Bo to nie jest prezent. Tylko… bardziej… chyba symbol, dla nas. Poprosiłam tych naszych artystów, żeby to zrobili.
Podała mu pakunek, który szybko rozwinął. Na nowo zachwyciła się robotą artystów. Jak można ze szkła zrobić artystyczną wizję cyfry jeden? Do poprzedniego dnia nie miała pojęcia, że było to możliwe.
Zmarszczyła brwi, widząc dziwną minę Gaary. O cholera... Powstrzymała chichot. Czyżby jej kochany mąż nie rozumiał, do czego ta cyfra się odnosiła.
— I jak? — spytała słodkim głosem.
Musiała naprawdę starać się, żeby nie zdradzić rozbawienia. A było to zadanie trudne, kiedy widziała tak zestresowanego Gaarę.
No i musiał się zorientować, że była rozbawiona. Koniec zabawy.
— Sayuri, wytłumacz mi to znaczenie, bo chyba nie jesteś na tyle szalona, żeby tworzyć symbol Jednoogoniastego, co?
Zamarła, a po chwili wybuchła śmiechem. Usiadła obok męża i wtuliła się w niego, próbując się uspokoić.
— Nie… — Ostatnie parsknięcie śmiechem i była gotowa zmierzyć się z teorią Gaary. — Jeśli Shukaku na to liczył, to przeproś go ode mnie. No a ta jedynka... rok temu cię poznałam. Dzisiaj mija okrągły rok, odkąd jestem w Sunie.
— Rok…? — Dłuższy czas spoglądał na ozdobę zamglonym wzrokiem. — Wiesz, kochanie, zrozumiałem już to przekonanie, że jak jest się szczęśliwym, to czas szybciej leci. Nie wiem gdzie zniknęły te wszystkie dni. — Objął ją ramieniem i pocałował w skroń. — Ale chyba pora coś ustalić.
— Co?
— Musisz wybaczyć swojemu mężowi, ale jest jedynie beznadziejnym mężczyzną. Co chcesz, żebyśmy obchodzili? Twój przyjazd? Początek naszego związku? Czy ślub? Jestem beznadziejny w datach.
— Nic nie chcę obchodzić... Naprawdę, nie chcę niczego obchodzić, ale co roku możemy zamawiać sobie takie ozdoby. Na każdą okazję w innym kolorze. — Spojrzała na puste ściany. — Bardzo lubię przypominać sobie o tym, jak bardzo jestem szczęśliwa.
— Kobieta idealna.
Wypuścił ją z objęć i podszedł do pustej ściany. Z ciekawością przyglądała się, co też wymyślił. Przyłożył ozdobę do powierzchni i piaskowcem przymocował na miejscu. Ale to ciało... Naprawdę mieli coś do zrobienia za godzinę? Jakoś tak... to chyba mało istotne. Poradzą sobie bez nich. Albo spóźnią się. Tak, spóźnienie nie będzie niczym strasznym...
— Co o tym myślisz? — Odwrócił się i spojrzał na nią. Musiał dostrzec jej pełne podtekstu spojrzenie. — Może nie mam doświadczenia w sprawach matrymonialnych, ale co nieco słyszałem i porównując cię do innych mężatek, chyba jesteś nimfomanką.
Nie musiał się nawet starać. Kiedy znowu poczuła na sobie jego ciężar, nie było odwrotu. To jak próba ucieczki przed nieuniknionym.
— To złe określenie. — Westchnęła, patrząc na niego z palącą potrzebą. — Nimfomanka to określenie kobiet uzależnionych od seksu. Ja jestem Gaaromanką.

****************************

Muszę coś przekazać, ale nie mam pojęcia, jak dobrze ubrać to w słowa. Ostatnio bardzo dużo zwaliło mi się na głowę — nowy temat magisterki, problemy w pracy, sprawy osobiste. Zazwyczaj ostrzegałam, jeśli miałaby się pojawić jakaś przerwa w publikowaniu, bo byłam w stanie przewidzieć, ile zajmie mi praca z tekstem i nałożenie ewentualnych poprawek. Tym razem to dużo za dużo i nie mogę przewidzieć niczego. Dopóki będę w stanie to ciągnąć, rozdziały będą puszczane regularnie. Być może nawet w ogóle nie będzie przerwy, ale nie wykluczam też, że w pewnym momencie na dłużej zniknę z blogosfery. Piszę to tylko na wszelki wypadek, bo ostatnio nie panuję nad swoim życiem i nie mam pojęcia, co przyniesie następny dzień.

Miłego weekendu!

6 komentarzy:

  1. Ojj, taki przyjemny rozdział, a na końcu jednak przykro. Wolałabym żeby ewentualne zaniedbania na blogu były spowodowane lenistwem, choć jak mogłoby Ci się nie chcieć pisać takiej historii :P
    Mam nadzieję, że sytuacja się szybko zmieni na tyle, by jednak ewentualne przerwy były właśnie wynikiem zbyt wielu konkurencyjnych rozrywek.
    Myślę, że nie tylko ja będę cierpliwie czekać w razie potknięć czasowych, bowiem przy takiej regularności na blogu, gdzie wydaje mi się każdy piszący tasiemce ma po drodze jakieś potknięcia (nikt nie przewidzi kiedy rzeczywiste życie uporczywie zacznie stukać w szybę albo wręcz walnie go w głowę domagając się atencji) że masz tutaj na chwilę obecną licencję na niedotrzymywanie terminów.
    Co do rozdziału - bardzo mi się spodobało, że w obliczu nieobecności Temari Kankuro wykazuje biznesową inicjatywę. I jakże przemówiło mi do wyobraźni krótkie zdanie o jego obowiązkach w pracy. Dobrze wiedzieć, że jego życie nie kręci się wokół produkcji, ale czasami dla rozrywki wyrwie komuś paznokcie, wsadzi do lalki z gwoździami, zakopie.... rozmarzyłam się :P
    Kankuro grał tutaj pierwsze skrzypce, ale nie można też narzekać na drugą część. Ojj, Gara powinien się postarać zająć Sayuri główkę i zmysły, inaczej ona zacznie sobie tworzyć w głowie niebezpieczne obrazy.
    Co do jej ostatniej wypowiedzi można jedynie skwitować słowami witaj w klubie :P
    Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie schowam licencję na niedotrzymywanie terminów na dnie szuflady z nadzieją, że nie będę musiała jej używać. ;)

      Przyznaję, że Twoje wyobrażenia o życiu Kankuro przemówiły i do mojej wyobraźni. :D

      Usuń
  2. To ja w myśl ukochanego chaosu zacznę od końca:

    Ogromnie szkoda, że musisz mierzyć się z problemami, które odciągają Cię od tworzenia i kontynuowania jak mniemam pasji. Trzymam mocno kciuki i mam nadzieję, że wszystko się ułoży jak najszybciej i jak najlepiej:) W końcu czym byłoby życie bez gorzkiej nuty problemów, które nadają całości odpowiedni smak, kiedy przeminą?:)

    A odnośnie noty - ech, jak zwykle jestem zachwycona. Relacja Gaary i Sayuri nawet po ślubie jest tak nęcąca, a napięcie między nimi tak wyczuwalne, że rozlewa się litrami po mojej wysuszonej duszy ^^ Całe jego zakłopotanie, w jakie wprawia go ukochana, to jak siebie traktują, to coś naprawdę niespotykanego i bardzo przyjemnie się to czyta ^^

    Najbardziej chyba jednak ujmuje mnie oddanie Kankuro względem Łatki. Nie wiem dlaczego, ale rola uniżonego kociarza jakoś mi do niego pasuje. Z jednej strony ma on władzę podczas przesłuchań, jednak z drugiej rozczula się nad tymi cud stworzeniami. Poezja!
    Za to wyczuwam problemy bardziej natury ekonomicznej! A co, jeżeli karawana jednak nie przybędzie? Bądź system tworzenia jednak zawali i będzie problem z produkcją?! Jakieś takie małe wahania nawiedzają mnie podczas czytania i jestem niesamowicie ciekawa czy są słuszne ... Oby nie, bo Sayuri by chyba padła na zawał :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, tak! Sayuri padłaby trupem, chyba że ktoś skutecznie odwróciłby jej uwagę. :D

      Co do tej gorzkiej nuty problemów: wolałabym, żeby te problemy nie wlokły się za mną bez przerwy przez tyle miesięcy. Wtedy być może doceniłabym chwile bez nich. ;)

      Usuń
  3. ech... Powstrzymam się z komentarzami o tym, że przecież masz już opowiadania bo rozumiem, że czasem jest taki bałagan w życiu, że nie chce się nic i ledwo sił na przeżycie starcza. Trzymaj się! A rozdzialik przyjemny, Kankuro z Łateczką wymiatali X) Naprawde nie mam pojęcia skąd Ty niektóre pomysły bierzesz, ale Kanki-kociarz, który panny wykorzystuje a kotkę darzy uczuciem przemawia do mnie :D Choc nie ukrywam, że marzy mi się, żeby znalazł jakąś kociarę, która nie tylko jego ale też Łateczkę pokocha x) Chyba nie znudzi mi się czytanie o relacji Gaary z Sayuri. Może powinni jeszcze rzadziej z tego łóżka wychodzić x)

    Alba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że gdyby rzadziej z niego wychodzili, Gaara musiałby zrezygnować z funkcji, a i Sayuri raczej nie zajmowałaby się dłużej zakładami. ;)

      Usuń