Sayuri leżała na łóżku i z całych sił obejmowała Gaarę leżącego tuż przy niej. Choćby chciała coś zmienić w swoim życiu, nie miała pojęcia, co mogłaby poprawić.
— Gaara?
Jakby wcale nie było jej uścisku, uniósł się i zmusił jej najwidoczniej niesamowicie słabe ramiona do rozluźnienia chwytu. Przez ułamek sekundy patrzyła na niego zdumiona, a po chwili ryknęła śmiechem.
— Mam się martwić o twoje zdrowie psychiczne? — Choć Gaara powiedział to żartobliwie, dało się wyczuć pewien niepokój pobrzmiewający w jego tonie. — Co tak cię rozbawiło? No, Sayuri, bo zacznę się niepokoić.
— Mój drogi mężu… — Chciała kontynuować, ale znowu parsknęła śmiechem. Na widok jego zmartwionej miny, szybko doprowadziła się do porządku. — Czyżbyś nie zauważył, że właśnie ściskałam cię z całych sił?
Gaara patrzył na nią skołowany, ale w końcu dostrzegła błysk zrozumienia w jego spojrzeniu. Wyraźnie spiął się.
— Oj, nie. — Chwyciła go za podbródek. Gaara z oporami spojrzał na nią. — Czy ty myślisz, że ja… Że choćby zakładałam, że jest inaczej? Po prostu… to nagle mnie uderzyło.
— Kochanie…
Wtulił się w nią, a Sayuri pozwoliła mu skryć się przed jej wzrokiem.
— Nie lubię… bardzo nie lubię dostrzegać tej dysproporcji — wyszeptał. — Wiem, że istnieje, ale najczęściej… Zwłaszcza ostatnio ona dla mnie nie istniała — zaśmiał się cicho i nieco mocniej w nią wtulił. — Tak bardzo uwierzyłem w twoje słowa, że uważam się za kogoś… normalnego.
— Uważasz Tsunade za nienormalną? — spytała przebiegle. — Wierz mi, jeżeli chodzi o siłę fizyczną, nie dorastasz jej do pięt. Ja jako shinobi nigdy nie trenowałam usprawniania tego, więc właściwie… miałeś kiedyś rację, że nie ma większej różnicy między mną a cywilem.
— Jest i to ogromna. Żadna kobieta nigdy nie namieszała mi tak w głowie. — Pocałował jej obojczyk.
Sayuri zaśmiała się cicho i zatopiła dłonie w jego włosach.
— Domyślam się co ci nie daje spokoju. — Westchnął i była niemal pewna, że przewrócił oczami. — Że muszę się pilnować przy tobie. Oczywiście, że taka jest prawda. Jak miałbym się nie pilnować? — Uniósł się na ramionach i patrzył na nią poważnym wzrokiem. — Ty traktujesz to jak… ograniczenie, tak przynajmniej tłumaczę to sobie. Dla mnie to jest konieczność, jeśli chcę mieć pewność, że nic ci nie grozi. Po co miałbym sprawdzać, na ile mogę sobie pozwolić? To nie jest mi do niczego potrzebne, ty natomiast… Ty jesteś mi potrzebna już chyba nawet do oddychania.
Sayuri może nie całkiem, ale do pewnego stopnia zrozumiała.
— To nie jest… utrudnienie?
Tym razem mogła go obserwować i miała pewność, że przewrócił oczami.
— Czy ty mnie słuchasz? — Jego dłonie wędrowały po jej ciele w stałym, miarowym ruchu, jak zazwyczaj podczas ich rozmów. — Nie wiem, czy to jest utrudnienie, bo nie chcę sprawdzać, jak wyglądałoby nasze życie, gdybym nie musiał się pilnować. Uważasz, że powinienem zaryzykować?
Nie chciała dawać mu satysfakcji i bardziej niż to konieczne oburzać się na jego zaczepkę.
— Na pewno nie będę naciskała, ale ja jestem przekonana, że nie byłoby to nic niebezpiecznego, gdybyś się zapomniał. — Wiedziała, że nie udało jej się w pełni uspokoić Gaary. Znowu nawaliła i pozwoliła, żeby znalazł kolejny powód do zamartwiania. Westchnęła cicho i złożyła namiętny pocałunek na jego piersi, by sprowadzić jego myśli na inne tory. — Ja… nie wiem, czy… Wiesz, co chciałam ci powiedzieć, zanim trochę wybiłeś mnie z rytmu?
— Rzadko jestem w stanie odgadnąć twoje myśli.
— Wiem, że nie sypiasz, ale dla mnie to życie jest snem. — Wtuliła się w niego. Cholernik! Nawet nie zauważyła, kiedy i jak znalazła się w jego ramionach. — Niekończącym się marzeniem sennym, tylko… Jedyną rzeczą, która przekonuje mnie do tego, że to jawa, to fakt, że moje sny są… Właściwie bez obrazów, bardzo rzadko śni mi się coś. To byłoby naprawdę okrutne obudzić się teraz w swoim mieszkaniu w Konoha i zrozumieć, że następnego dnia idę na misję albo że… rozumiesz. Że nie ma cię w moim życiu. — Wzdrygnęła się. — Jeśli by tak było, zapewne dopadłabym do ciebie i uznałbyś mnie za wariatkę. Co ta szalona kobieta z Konohy robi w Sunie? Czemu mnie prześladuje? — sparodiowała jego ton.
— Mogę wymóc na tobie obietnicę?
Spojrzała na niego zaciekawiona. Gaara patrzył mętnym wzrokiem przed siebie i dopiero po chwili zorientował się, że na niego patrzyła. Uśmiechnął się ciepło.
— Błagam… jeśli naprawdę tak by było, zrób to. Kiedy przypomnę sobie… To był prawdziwy koszmar.
Odwrócił od niej wzrok, a Sayuri... Cholera! Znowu. Nic nie mogła poradzić, że czasami odpływał i uciekał myślami. Bardzo chciała jakoś mu pomóc, ale nic nie mogła poradzić na przeszłość, która już chyba zawsze będzie go prześladować.
A mogła się nie odzywać...
— Na początku sprawiłaś, że było znośne, a potem… Chyba masz rację, tak sobie wyobrażałem sen. Coś tak…
Nieoczekiwanie Gaara rozluźnił się i spojrzał z powrotem na nią. Przymrużyła oczy, kiedy pogładził ją po policzku. Nagle i ona mogła oddychać pełną piersią, kiedy była pewna, że uwolnił się z pułapki własnego umysłu.
— Ja na szczęście nie muszę się obawiać, że zasnąłem, choć… — Parsknął śmiechem. — Wiem, że… to dość niepoprawne spostrzeżenie, ale gdybym takie rzeczy przeżywał za każdym razem, kiedy używałem Tanuki Neiri no Jutsu, to chyba całkiem oddałbym się Shukaku.
— Wiesz, co mnie dziwi?
Zaprzeczył ruchem głowy.
— Jestem do tego stopnia szaleńczo w tobie zakochana, że nie uważam tego za coś złego. Kiedy myślę, jak musiałeś… cierpieć, to nawet jeśli jestem jedynie produktem twojej wyobraźni, daję ci rozgrzeszenie. Niech gdzieś tam Shukaku szaleję, ty jesteś mój.
Znowu zwycięstwo. Tak szczery śmiech nie mógł być udawany. Tylko... czy za każdym razem da radę w porę dostrzegać, że dzieje się z nim coś złego?
Postawiła przed sobą zadanie, żeby pomóc mu zmierzyć się z przeszłością i na razie była w stanie tylko działać po fakcie. Co mogłaby zrobić, żeby wybaczył sobie?
— Naprawdę… nie myślałem, że spotka mnie kiedyś coś takiego. — Gaara znowu zamknął ją w uścisku i pocałował w czubek głowy. — Kiedy pozwalałem sobie na optymistyczne scenariusze, to… to było co najwyżej… Nie wiem… Że mieszkańcy przestaną mnie nienawidzić, że Rada da mi więcej zadań, że… być może Kankuro i Temari przestaną traktować mnie z ostrożnością, jakbym był dzieckiem z bombą w ręku… Ale pojawiłaś się ty i jestem absolutnie nieprzygotowany na tyle dobra, ile wprowadziłaś w moim życiu.
— A myślisz, że u mnie jest inaczej? Tylko… skala jest trochę mniejsza.
Oswobodziła się z jego uścisku. Powinna opowiadać o swoich emocjach. Powinna dawać mu niekończące się dowody, jak ważny w jej życiu był. Nie jako Kazekage, wielki wojownik, od niedawna sprawny budowniczy i pewnie jeszcze kilka rzeczy mogłaby wymienić, które dla niej nie znaczyły nic.
— Miałam monotonne życie, całkiem poukładane. Lubiłam znajomych, pracę tolerowałam, nie było nic co by mnie wytrąciło z równowagi… ale tak naprawdę, nie na krótką chwilę. Jeśli miałabym to porównać do mojego obecnego życia, to uznałabym, że wtedy żyłam w jakimś dziwnym świecie szarości, gdzie wszystko się ze sobą zlewa, każda osoba jest podobna, a przeżycia to co najwyżej większe nasycenie czerni i bieli. Pojawiłam się tutaj i już na wstępie zostałam wybita z takiego… marazmu. Wszystko było nowe i powoli nabierało barw.
O cholera... O bogowie... Była wdzięczna, że tylko Gaara był świadkiem tego bełkotu. Kankuro do końca życia by jej to wypominał, ale... To dziwne. Kiedy patrzyła na Gaarę, który słuchał jej uważnie, nie czuła, żeby się wygłupiła. Może zniesie jeszcze trochę tego pełnego egzaltacji tonu, bo chyba tylko tak potrafiła opisywać swoje uczucia, które żywiła do niego.
— Wiesz… nigdy nie miałam tak dobrej przyjaciółki jak Temari, Kankuro był substytutem Naruto, dopiero z czasem zaczęłam dostrzegać oczywiste różnice, na jego korzyść. Moje życie powoli… zapełniało się, a potem… Ty. Ty wszedłeś i nie ma już tej szarości, każda sekunda… bogowie. Każda chwila spędzona z tobą jest bardziej intensywna, bardziej… odczuwalna niż lata mojego wcześniejszego życia. Wiesz, że nawet kiedy nie sypialiśmy ze sobą, nie uciekłam stąd tylko dlatego, bo nie wyobrażałam sobie ciebie zostawić? — Po tylu miesiącach przyznała się do tego. — Uznałam, że nie mogę pozwolić, żeby ktoś przyszedł po twoją głowę, więc uznałam, że w razie czego zabiorę cię techniką teleportacji.
Nie musiał niczego mówić. Jego mina dobitnie wskazywała, co myślał o tym, żeby dla niego ryzykowała.
— Tylko ta myśl trzymała mnie przy zdrowych zmysłach…
Gaara uśmiechnął się czule i była pewna, że odpuści sobie komentowanie jej niedoszłych planów.
— To jest moje marzenie. — Pocałował ją w skroń. — Spytałaś mnie kiedyś, jakie mam marzenie. To moje marzenie — do końca życia być przy tobie.
— Żałuję, że nie urodziłam się w Sunie. — Skoro ten wieczór już i tak był przepełniony ich wyznaniami, to chyba jedno więcej nie zrobi różnicy. — Nie dlatego, że miejsce polubiłam... Pustynia to nadal koszmar.
Gaara parsknął śmiechem.
— Nie wiem... tak mnie do ciebie ciągnęło, jeszcze nawet kiedy cię nie znałam, kiedy lata temu wyczułam twoją chakrę... Najwidoczniej tak nieświadomie tęskniłam, że musiałam jej szukać. To chyba jakieś nadprzyrodzone zjawisko i jestem pewna, że gdybym tutaj się urodziła, nie pozwoliłabym cię tak skrzywdzić. — Uśmiechnęła się i z satysfakcją obserwowała jego rozbawioną minę. — Zapewne mała dziewczynka byłaby twoim cieniem, który byś zaakceptował i nie miałbyś ani sekundy wytchnienia. Bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi, a potem, wraz z dorastaniem przyszłyby inne potrzeby. Jestem pewna, że Naruto by sobie beze mnie poradził — w Liściu nie było aż tak źle. Nikt nie czyhał na jego życie, nikt nie chciał go zniszczyć, ludzie tylko i aż się go bali. Tutaj byłam potrzebna. — Westchnęła i wtuliła się w niego. — Potwór z Suny nigdy by nie powstał, a ja od dziecka miałabym wspaniałe życie.
Zamknęła oczy, rozkoszując się jego dotykiem. Nie... nadal nie mogła znaleźć choćby jednej rzeczy, którą chciałaby zmienić. Chociaż... Tak długa cisza była niepokojąca. Zerknęła na Gaarę. Wyglądał na zamyślonego, ale chyba nie musiała się tym przejmować. Nie wyglądał, jakby znowu jakieś myśli zżerały go od środka.
— Ja się cieszę, że tak nie było — powiedział w końcu i spojrzał jej w oczy. — Mój ojciec na pewno postarałby się zerwać i tę więź. Nie chcę zmieniać niczego w moim życiu, nawet tych strasznych lat. Najważniejsze, że teraz jesteś.
Dłonią wykonywał kuliste ruchy na jej plecach. Ostatnio coraz częściej zauważał, która była godzina i usypiał ją wbrew sobie. Wiedziała, że chciał aby te rozmowy ciągnęły się w nieskończoność, ale panował nad swoimi potrzebami coraz lepiej.
— Gdybym miał wybór, chciałbym się urodzić gdziekolwiek indziej i wychowywać z tobą. Z obojętnie jakim opiekunem, byle nie z moim ojcem. Wtedy... wtedy przyjmę twoje wyobrażenia za swoje.
— Gaara... — Nie miała szans bronić się przed porażającą potęgą jego dotyku. — Kocham cię.
Od dłuższego czasu w ten właśnie sposób kończyła ich nocne rozmowy. Dobranoc byłoby strasznie niepasującym zwrotem, ale Kocham cię... To niemal wyczerpywało wszystko, co chciała mu przekazać.
***
Sayuri siedziała przy kuchennym stole. Lekko stukała palcami o blat stołu i wpatrywała się w piekarnik. Jeszcze kilka minut i powinna wyciągać ciasto.
Zamknęła oczy. No nie... Gaara nadal miał wolne i nie powinien... Parsknęła śmiechem na swoją zaborczość. Tak, tak. Jeszcze kilka dni, a uzna, że nie powinien stawiać się na prośbę Rady. Może nawet jakąś gustowną smycz mu sprawi. Dobrze, że Kankuro nie obserwował jej zmagań z samą sobą.
Westchnęła cicho. Że też jej przeuroczy i przekochany szwagier musiał mieć najczęściej rację. Na szczęście był dziesiątki kilometrów dalej i nie da rady wyczuć swoim szóstym zmysłem, że tak o nim pomyślała.
— Łateczko... — Spojrzała na kotkę, która w końcu się pokazała. — No chodź do mnie!
Łatka wysoko uniosła ogon. Podeszła, ale kiedy Sayuri się do niej schylała, szybko czmychnęła między jej nogami i pobiegła w kierunku schodów.
— Nie łudź się, moja droga, nie wróci szybciej.
Łatka nie zraziła się jej uwagą. Grzecznie wyczekiwała swojego pana. Szalony kot...
Z nią nie było o wiele lepiej. Nie miała nawet siły mobilizować się, żeby sprawdzić, gdzie była Temari, jak miał się Kankuro, tylko całą uwagę skupiała na Gaarze.
To w sumie żałosne. Powinna myśleć o tylu innych rzeczach, a nie mogła się skupić. Powinna pomyśleć o wyższej premii dla kierowników, bo wszystkie przedsięwzięcia jakoś się turlały dzięki nim. Powinna w końcu pofatygować się do artystów, żeby spojrzeć jak im szedł projekt dla Rady. Powinna...
Tak! Gaara się poruszył. Zerknęła na ciasto. Bardzo dobrze. Zejdzie do domu, powita go przyjemny zapach, a potem...
Zachichotała. Była zbyt szczęśliwa, żeby uznać znaczące ubytki w mózgu za coś złego. Jeżeli to była cena, którą trzeba płacić za takie pokłady szczęścia, podjęłaby tę decyzję świadomie.
Jeszcze chwilka... Szybko pokroiła ciasto i podeszła do schodów. Łatka zmierzyła ją uważnym spojrzeniem. Ta... kotka nie miała tyle szczęścia, za to ona...
Gaara nie zdążył zejść z ostatnich schodów i rzuciła mu się w ramiona. Natychmiast została otoczona przytłaczającą chakrą, przez którą nie chciała się przebijać.
Gaara początkowo oddał pocałunek, ale dość szybko próbował się wycofać. O nie!
— Kochanie...
Spojrzała na niego spod byka. Już otwierała usta, ale zamknęła je, dostrzegłszy Kirę i Enzo.
Czuła wykwitające na twarzy rumieńce. Pięknie... Nie dość, że była ślepa i głucha, to na dodatek nie mogła się już nazywać sensorem, skoro śledziła tylko chakrę Gaary i nie zwracała uwagi na otoczenie.
— Przygotowałam ciasto — wymamrotała i szybko wycofała się w stronę kuchni. Nie chciała patrzeć na — zapewne — rozbawione twarze mężczyzn.
— To co chcieliście przekazać?
Przynajmniej na męża mogła liczyć.
— Chcieliśmy tylko powiedzieć, że znaleźliśmy kilka osób, które mogą dotrzeć do ludzi, którzy zrobią place zabaw w dzielnicach... I już nas nie ma — dodał Enzo.
— Przestań się wygłupiać! — Sayuri oderwała się od krojenia i spojrzała na przyjaciół. — Ciasto zjedzcie chociaż.
Mężczyźni zerknęli na Gaarę. Ten skinął głową i dopiero wówczas usiedli przy stole.
W sumie nie powinna dziwić się, że dostosowywali się do zaleceń bardziej zrównoważonego z tego małżeństwa.
— A jak tam Kankuro?
Sayuri rozłożyła ciasto i talerze. Zanim usiadła, spojrzała na Kirę. Cóż... nie powinni mówić prawdy, że zdawali sobie sprawę, że Kankuro najprawdopodobniej powróci już jutro. Gdyby nie jej zdolności, nie mieliby szans dowiedzieć się, że już poprzedniego dnia wraz z drużyną wybrał się w drogę powrotną.
— Spodziewamy się go niedługo — odpowiedział wymijająco Gaara.
— Bo w sumie tylko na niego czekamy z otwarciem dzielnicy, prawda? — Kira patrzył po nich w oczekiwaniu.
— Tak. — Sayuri też nie mogła doczekać się przekazania dobrej nowiny mieszkańcom. — Nie chcemy, żeby Rada wpadła na szalony pomysł zrównania huty z ziemią, zanim ludzie będą mogli zmienić miejsce pracy.
— Wiem, że nie powinienem być wścibski, ale co dzisiaj robił ten członek Rady przy sklepie? — Enzo spojrzał na nich z lekkim zmieszaniem. Zapewne zdawał sobie sprawę, że nie wypadło mu brać ich na spytki, ale też nigdy nie został zrugany za zbytnią ciekawość.
— Gdybyś wrócił do domu, ojciec by ci opowiedział. Lord Kraju Wiatru oburzył się, że nie pochwaliliśmy się naszymi produktami i przedsięwzięciami. Teraz Rada wykupiła każdy produkt z naszych linii i chce jutro wysłać do niego, żeby go trochę udobruchać. Bogowie… jak to dobrze, że spóźniłem się na obrady. — Gaara westchnął cicho. — Zaproponowałem, żeby dali jakiś napis, który można wygrawerować. Wiecie... miałem na myśli coś w stylu: Z wyrazami szacunku dla wielce szanownego Lorda Kraju Wiatru. Oczywiście na zebraniu musieli popłynąć i dali całą tytulaturę. — Tylko on zaśmiał się cicho. Zerknął po nich i dodał: — Jest w niej fragment o dziecięciu Wiatru, co swoją wielkością żywioł oswoił. Na szczęście odpuścili sobie...
Ale zamilkł, usłyszawszy kroki na schodach.
Sayuri z rozbawieniem dostrzegła grymas na twarzy Kiry. Tak... po tym jak Temari oblegała jego dom, mogła tylko domyślać się, że była ostatnią osobą, jaką Kira chciałby teraz zobaczyć.
— Hiroji! — wykrzyknęła Sayuri.
— Widzisz? Tak mnie do ciebie ciągnie, że nawet zaryzykowałem wydziedziczeniem, żeby się tu stawić.
Hiroji z pewnym zadowoleniem zauważył, że wszyscy przy stole wesoło zareagowali na jego słowa.
— Ojciec mówił, że mam powściągnąć języka przy tobie, ale widzę, że ty w ogóle nie przejmujesz się swoim rywalem. — Uśmiechnął się łobuzersko do Gaary. — Jestem Hiroji, miło mi. — Podał mu dłoń.
— Gaara, również całkiem mi miło. Nie wiem, czy skoro zaczniesz przychodzić, moja siostra to zniesie. Dwóch Kankuro to zapewne za dużo jak na jej gust.
— Nie zawstydzaj mnie tak i nie stawiaj na równi do mojego idola. — Blondyn bez skrępowania usiadł przy stole i poprawił okulary. — Wiesz, Sayuri, dopiero teraz zorientowałem się, że sake nie sprawdzaliśmy podczas testów na moją nietolerancję.
— I nie będziemy tego robić, bo twoi rodzice chyba nas zabiją, jeśli ich jedyny synek, który po raz pierwszy samodzielnie opuścił dom, wróci nawalony od Kazekage i jego żony. — Sayuri przybrała surowy wyraz twarzy. — Ale to możesz zjeść. — Wskazała na ciasto czekoladowe. — I herbata stoi przed tobą otworem.
— Ty też będziesz traktować mnie jak dziecko? — Hiroji przewrócił oczami.
— Nie, ale spróbuj nie niszczyć zaufania rodziców pierwszego wieczoru wolności.
— Może masz rację...
— Jak to ładnie się składa. Teraz Kira i Enzo będą mieli kompana do przesiadywania w naszej kuchni.
— Sayuri. — Hiroji próbował patrzeć na nią z powagą, choć wesołość grała na dnie jego spojrzenia. — Każdy metr bliżej ciebie sprawia, że jestem szczęśliwszy. Jeśli wasza kuchnia to maksymalna bliskość nocami, stanie się moją sypialnią.
Sayuri ryknęła śmiechem i oparła się o Gaarę, który szybko otoczył ją ramieniem.
— Hiroji, błagam... — Gaara wyraźnie walczył o zachowanie powagi. — Udawaj, że martwisz się o mój komfort psychiczny.
— No przecież jestem grzeczny! Bogowie… cieszę się, że nie słyszałeś niektórych moich komentarzy. Za większość ja sam bym się skrzywdził, gdyby ktoś tak mówił o mojej żonie… Ale mam wrażenie, że oboje się polubiliśmy na odległość.
— Też mam podobne przemyślenia — przyznał Gaara.
— A wy? — Hiroji spojrzał na Enzo i Kirę. — Nie, żebym był uprzedzony, ale co robicie w kuchni Kazekage?
— Ja się ukrywam przed siostrą Kazekage — mruknął Kira.
— W kuchni posiadłości Kazekage... ciekawa strategia.
— Bo w kuchni mojego domu jest siostra Kazekage, a jak widzisz w jej własnej jest tylko sam Kazekage i jego żona.
— Czyli… w twoim domu jest siostra Kazekage, która powinna być w kuchni posiadłości Kazekage, a ty zamiast być w kuchni swojego domu, przesiadujesz w kuchni posiadłości Kazekage — podsumował Hiroji. — Nie prościej byłoby, gdybyś siedział u siebie, a ona u siebie? Może nie do końca ogarniam ten świat, ale tak wydawałoby się logiczniej i prościej.
— Prawdopodobnie. Ale Temari i moja… chyba narzeczona, Sasami, bardzo się polubiły i przesiadują u mnie.
— Chyba narzeczona?
Towarzystwo taktownie zachowało powagę, a Kira jęknął cicho.
— Temari oświadczyła się Sasami w moim imieniu.
Hiroji lekko zdezorientowany zerknął na nią, na co Sayuri wzruszyła ramionami.
— Przyznam, że chyba sam wybrałbym kuchnię Kazekage, a nie swoją własną. — Hiroji przeniósł spojrzenie na Enzo. — A ty?
— Ja tu robię za sztuczny tłum. Po prostu… polubiłem spędzać tu czas.
— To teraz dorobicie się jeszcze dziedzica rodu, co całe życie spędził w jednym pokoju. Dodajmy do tego byłego mordercę, byłą sprzątaczkę, mężczyznę, który rozdziewicza spojrzeniem i kobietę, która ma tupet większy niż niejedna góra i jest całkiem wesoła kompania.
Chyba tylko w jego ustach mogło zabrzmieć to tak lekko.
— Ale widzę, że jest jeszcze jeden członek tego niezbyt normalnego towarzystwa. — Spojrzał na Łatkę, która niewzruszenie stała przy schodach. — To ten sławny kot?
— Sławny? — powtórzyła Sayuri.
— Nie wiedziałaś? Elity próbują ściągnąć koty do Suny. Uznali, że zwierzęta uszlachetnią ich domostwa. Moja matka oszalała na tym punkcie i już za tydzień mamy mieć kociaka.
— Skąd wiedzą, że mamy kota? — Gaara wyglądał na równie zdziwionego, jak ona się czuła.
— Nie wiem. — Hiroji wzruszył ramionami. — Chyba… — Zawahał się. — Przyszedłeś przecież na zebranie z tą zabawkową myszką przyczepioną do szaty. Wytłumaczyłeś się właśnie kotem.
— I tylko dlatego chcą mieć kota? — Sayuri patrzyła na chłopaka z rozszerzonymi oczami.
— Nie pytaj mnie, ja dopiero zaczynam się uczyć, jak to wygląda wśród bogaczy, ale z tego, co zauważyłem, każdy musi być w każdym aspekcie lepszy. Jeżeli Kage, który jest z najbardziej możnej rodziny, ma kota, to oznacza, że jest synonimem prestiżu. Nie zauważyłaś, że kobiety z wyższych sfer zaczynają ubierać się jak gmin? — Uśmiechnął się pod nosem. — Uznały, że skoro żona Kage jest ekscentryczna i nie zwraca uwagę na ubiór, poważne stroje są pretensjonalne i passe. Ponoć Kenzo zrugał swoją żonę za przebywanie w części prywatnej, bo jej nie rozpoznał.
— Bogowie… jak się odnajdujesz w tym świecie?
— Nie wiem. I ty, i Kankuro mieliście rację, to zupełnie inny świat. Nie rozumiem tych dziwnych zasad. Rodzice jakoś to przełknęli, ale jest ciężko. Zwłaszcza matka staje na głowie, żeby znaleźć mi żonę. Kto to widział ponad dwudziestoletniego kawalera? — sparodiował zmartwiony ton matki.
— I jak jej idzie? Moja pozycja jest zagrożona?
Gaara spojrzał na nią z wyrzutem.
— Przecież wy wiecie, że ja nigdy wśród rodów żony nie znajdę. — Hiroji westchnął cicho. — Zresztą… chyba nawet nie chcę. Jeżeli byłaby tak sztywna, jak sobie wyobrażam, to znowu umierałbym każdego dnia w męczarniach, ale tym razem psychicznych. Ale wiecie… ja przyszedłem tutaj w konkretnym celu. — Jego ton nieco się zmienił, najwidoczniej chciał im pokazać, że traktował ten temat na poważnie. — Chciałbym pobierać praktyki u ciebie.
— Nie mam nic przeciwko — odparła Sayuri. — Ale… daj sobie trochę luzu. Ja nie siedzę w jednym miejscu, biegam pomiędzy tymi moimi projektami, a następne dni w ogóle mogą być szalone. Nie powinieneś się przemęczać.
— Ale chociażby fragment mógłbym zobaczyć i…
— Mam lepszą propozycję — odezwał się Gaara. — Przedstawimy cię naszym kierownikom i pracowniczkom sklepów i będziesz mógł obserwować wszystko na spokojnie.
— Bo w branży przetwórskiej nie ma latania — mruknął Hiroji.
— Zapewne jest — przyznał Gaara. — Ale nie dzisiaj albo jutro, najwcześniej za rok.
— W sumie… Obiecałem, że dzisiaj wyjdę i wrócę za dwie, trzy godziny. Słowa chcę dotrzymać. Mam nadzieję, że za kilka dni pojawię się u was znowu i ustalimy szczegóły. — Może i nie czuł się jak członek elit, ale potrafił zachować się jak jeden z nich. Nie dał możliwości wyboru, oznajmiał. — A… mam wrażenie, że wy jesteście większą pomocą, niż przedstawiliście to mojemu ojcu. — Spojrzał z zaciekawieniem na Enzo i Kirę. — Wiem, że nie zrobił dobrego wrażenia, ale tak był wychowywany.
— Nie obraź się, ale fakt, że przekonaliśmy się do tej rodziny, a i ty wydajesz się całkiem normalny, nie oznacza, że akceptujemy te kręgi — wypalił Kira. — A nawet nie samych członków, tylko wszystko co narosło wokół nich.
— Co masz na myśli
— Za to, co powiedziałem do twojego ojca… a właściwie o nim, przysługiwała mu możliwość wymierzenia mi chłosty — odparł Enzo.
Hiroji zesztywniał.
— Dlaczego? — wykrztusił.
— Bo twój ojciec jest członkiem rodów, a ja podważyłem jego autorytet, zarzucając mu, że nie jest człowiekiem godnym zaufania w moich oczach.
— I za to chłosta? — Hiroji wyglądał na wstrząśniętego. — Bogowie… dobrze, że nie stryczek — próbował zażartować, ale dostrzegłszy ich spojrzenia, zaniemówił na moment. — Nie… — wyszeptał. — To niemożliwe…
— Kara śmierci przewidziana jest w przypadku ukradzenia mienia, otwartego obrażenia oraz w dość jednoznacznych przypadkach, jak gwałt czy morderstwo gminu na uprzywilejowanej grupie — wyjaśnił Gaara.
— Czyli jeżeli Kira, albo Enzo powiedzieliby, że jestem idiotą, według prawa mogą zawisnąć?
— Przyznasz sam, że nie czułbyś się najlepiej na naszym miejscu w twoim domu — mruknął Kira.
— A gdyby odwrócić sytuację? — Nie dawał za wygraną Hiroji.
— Grzywna — powiedział głucho Enzo.
— Bogowie… — Chłopak chwycił się za głowę. — Nie da się… Nie wiem… Zmienić prawa?
— Da się, przy poparciu Rady — mruknął Gaara. — Jak sam zapewne zauważyłeś, jest pewien problem.
— Nie chcą się zgodzić.
— Nie wiem. Nie próbowałem nawet tego zaproponować, bo sądzę, że wymusiliby na mnie badania psychiatryczne. Wierz mi, moja przeszłość nie wstrząsa nimi tak bardzo, jak mógłby wstrząsnąć fakt, że chcę podburzyć ich pozycję.
— Ale… Nawet słowo niesprawiedliwość nie oddaje pełni tej…
— Próbowałem przeforsować, żeby złamać to tabu tytularne między bogaczami a elitami. Nawet nie z mieszkańcami, ale bogatymi osobistościami, co i tak mieszkają w tej samej dzielnicy. — Gaara westchnął cicho. — To był pierwszy raz, kiedy głosowali za wyrzuceniem mnie.
— Drugi, jak ożeniłeś się z Sayuri — dopowiedział Hiroji. — Bo jest z gminu. Co jest nie tak z tymi ludźmi? Oni myślą, że są bogami?
— Że jesteście bogami — uściślił złośliwie Kira, na co chłopak przewrócił oczami.
— Z tego, co udało mi się zrozumieć, moja choroba sprawiła, że nie mam takiej pozycji. — Uśmiechnął się pod nosem. — Co najwyżej półbóg. Ale… a gdyby ktoś usłyszał, że jakiś mieszkaniec obraża członka elit? Może złożyć zawiadomienie?
— Niestety. Na szczęście jako Kazekage mam prawo łaski. Jeszcze większym szczęściem jest to, że na razie, tak długo, jak zasiadam na tym stanowisku, nie było takiej sprawy. Nie mam pojęcia, jak zachowałaby się Rada.
— Musisz mi jeszcze kiedyś opowiedzieć tego typu rzeczy. — Hiroji patrzył na niego poważnym wzrokiem. — Mógłbym nieopatrznie sprowokować katastrofę. Rodzice bardzo starają się ograniczyć mi rzeczy, które mogłyby mnie wytrącić z równowagi. Nie znam praw. — Zauważywszy złośliwy wzrok Gaary, przybrał zdumioną minę. — Co?
— Ty też jesteś w kręgu osób, którym przysługuje kara śmierci. — Jego pełen satysfakcji uśmiech był dość niepokojący, nawet dla Sayuri. — Za dotknięcie żony Kazekage jest przewidziana taka kara.
Sayuri zarumieniła się. Zapomniała o tym idiotycznym prawie.
— Jedynymi osobami z immunitetem to rodzina Kage i jego żony, żeby uniknąć precedensu, gdy to dziecko mogłoby być skazane albo najbliżsi krewni.
— Nietykalna kobieta. Mam szczęście… — Enzo zawahał się. — Chyba jak podawałem ci wtedy tę podomkę, mogłem musnąć cię opuszką palca, ale nie jestem pewien.
— Przestań — wymamrotała Sayuri.
— Jaką podomkę? — Zdumiał się Hiroji.
Sayuri wymieniła z pozostałymi rozbawione spojrzenia. Zapowiadał się wesoły wieczór. Może nie powinna być tak zasadnicza? Odrobina sake nie powinna chłopakowi zaszkodzić.
Ahh, jakże mi brakowało takich słodkich scen łóżkowych. Nie, żebyśmy ich ostatnio wcale nie uświadczali, ale słodyczy nigdy za dużo. Syuri znowu porównuje się do cywila i ciekawa jestem, czy to dlatego, że jest przewidziany jakiś "rozwój" dla jej umiejętności. Może zostanie generałem na wojnie? :D Trudno mi sobie wyobrazić, że w czasie walk z Madarą będzie siedzieć w domu, no chyba że już wtedy będzie bawić dzieci.
OdpowiedzUsuńKiedy pojawili się Kira i Enzo pomyślałam, że możnaby ich wyrzucić za drzwi :P Ale sceny z Hirojim wprowadziły zarówno trochę humoru, jak i informacji, bo o karaniu śmiercią za obrażenie elit chyba jeszcze nie było mowy. Tak myślę, że mogę być wdzięczna za Twoje wykształcenie, bo możesz wprowadzać takie smaczki do fabuły.
Czyli Suna w najbliższym czasie zostanie "dokocona", a panie w sklepie powinny uważać, żeby nie dotknąć Sayuri choćby czubkiem palca :P
Zważywszy na to, jak stworzyłam relację miedzy Gaarą a Sayuri, to chyba każdy powinien uważać, żeby nawet krzywo nie patrzeć na Sayuri w obecności Gaary. ;)
Usuń#__# Proszę o więcej! Więcej scenek łóżkowych (niekoniecznie z akcją x)) i więcej takich luźnych rozmówek. Wiem że przewijały się tam poważne rzeczy, ale i tak było momentami wesoło x) Po Sachiko i po ostatnich rozdziałach Gosposi trochę brakowało mi luzu. Tak trzymać! <3
OdpowiedzUsuńAlba
Przeczytałam Twój komentarz i naszła mnie myśl: Postulować sceny łóżkowe z akcją czy nie? Wstrzymam się przed postulowaniem, bo nie chcę wywierać presji na Autorkę, chyba po prostu przeczytam ponownie pierwszy raz i abominację :P
UsuńCo do scen łóżkowych... nie mam pojęcia. :P W Gosposi jeszcze kilka się znajdzie, jeśli ich nie usunę. Chyba moje przeczucia były słuszne - kiedy piszę, żeby opublikować, nie jest łatwo napisać coś tak intymnego. ;) Zobaczymy jak wyjdzie. :)
Usuń