sobota, 28 grudnia 2019

Gosposia – Rozdział 55

— Co cię tak bawi? — warknęła Sayuri w stronę Kankuro.
— Mnie? Absolutnie nic — odparł. Nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem, tylko z tym bezczelnym uśmieszkiem szedł obok niej po opustoszałych uliczkach.
— Bogowie... Co się takiego stało, że nie możesz...
— Błagam Sayuri, bo za chwilę naprawdę nie wytrzymam. — Kankuro w końcu spojrzał na nią. — Może się mylę. Może się nie znam, ale nie wydaje mi się, żebyście stanowili dosłowną jedność.
Sayuri otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła i miała nadzieję, że udało jej się przybrać zdumiony wyraz twarzy.
— No proszę cię... — Kankuro przewrócił oczami. — Od rana masz taki humorek, że nic tylko rzucić się na pożarcie skorpionom z radości. I to tylko dlatego, że Gaara ośmielił się wyjść z waszej sypialni bez pozwolenia.
Cholernik. Trafił w punkt z oskarżeniami, ale spłycił je. Jak mogłaby mieć za złe, że ktoś wyszedł z domu?
Wzdrygnęła się na samo wspomnienie pustej sypialni, ale nie to było najgorsze. Przygryzła wargi i powstrzymała się przed jakąś przesadzoną reakcją.
Kankuro nie tyle nie potrafił, co nie miał prawa zrozumieć, w jaki sposób funkcjonowała jej zdolność percepcji chakry. Od Gaary chakra dosłownie emanowała. Nieustannie była nią otoczona i kiedy odchodził, choćby na kilkanaście metrów, musiała przyzwyczaić się do tej pustej przestrzeni wokół siebie.
Z niewielkimi wyjątkami od ich pierwszej, wspólnie spędzonej nocy, nie musiała martwić się o pobudkę. Gaara był najdalej na wyciągnięcie ręki, a jego chakra, zmieszana z chakrą Shukaku, stała się dla niej nieodłącznym elementem otoczenia, więc teraz, kiedy zaczął budowę dzielnicy mieszkalnej i nie było go obok o poranku, przeraziła ją ta pustka.
— Mógłbyś darować sobie niektóre komentarze — mruknęła.
— Darowałbym, ale nie dałaś mi ku temu sposobności.
Sayuri westchnęła ciężko. Nie, tego dnia nie da rady bawić się w ich gierki.
Na moment zamknęła oczy. Cholera. Strażnicy na obrzeżach muru nie odeszli. Prychnęła cicho i starała się zignorować Kankuro, który przeszywał ją spojrzeniem. Dopiero po chwili musiał zorientować się, co chodziło jej po głowie, bo parsknął śmiechem.
— Ale musisz przyznać, że braciszek się postarał — powiedział, próbując zachować poważną minę.
Sayuri nic nie odpowiedziała, tylko przyspieszyła kroku. To staranie się  Gaary mogła dodać do listy rzeczy, które ją niepokoiły. Mijane domki w przyszłej dzielnicy mieszkalnej normalnie sprawiłyby, że czułaby tylko satysfakcję, wiedząc, że niedługo zapełnią się zaskoczonymi, ale choć odrobinę szczęśliwszymi mieszkańcami. A teraz? Gaara przesadził. Stanowczo przesadził. Powinien być bardziej odpowiedzialny i pojąć, że nie jest bogiem.
Była pewna, że miała jeszcze kilka zarzutów, którymi mogłaby go oskarżyć, ale nagle wyparowały jej z głowy, kiedy go zobaczyła. Nie do końca pamiętała jak, ale nagle znalazła się w jego ramionach.
Westchnęła i napawała się tym poczuciem bezpieczeństwa. Znajomy zapach, jego dotyk, chakra, która otulała ją szczelnym kokonem. Niesamowite...
— Wiecie, co?
Z niechęcią lekko odchyliła głowę, żeby spojrzeć na Kankuro, który stał oparty o ścianę jakiegoś budynku.
— Nie wiem, co jest bardziej żałosne. Na początku myślałem, że udajecie, ale tego nie da się podrobić.
W przeciwieństwie do poprzednich komentarzy, to ten powinien ją zezłościć, ale zamiast tego parsknęła śmiechem. Wątpiła, żeby cokolwiek było w stanie wyprowadzić ją z równowagi.
— Wybacz Kankuro — odparł Gaara spokojnym tonem, ale znała go zbyt dobrze. Też musiał być rozbawiony tą wypowiedzią. — Tyle lat musiałeś pilnować się przy mnie, że teraz chyba przesadzasz w drugą stronę. Przypominam, że to ty robiłeś mi wykłady, że skrajności nie są dobre.
Sayuri zmarszczyła brwi, bo Kankuro przez chwilę wyglądał na naprawdę... złego? Ale dlaczego? A może wcale nie był zły? Może tylko zirytowany? Dopiero po chwili przybrał neutralny wyraz twarzy.
— Powinieneś wyciągnąć z tego lekcję, braciszku. Przepracowanie się na śmierć na pewno będzie chwalebne i ludzie docenią wkład, ale na dłuższą metę więcej będzie z tego kłopotu niż pożytku.

***

Dopiero po godzinie Sayuri udało się wymóc na Gaarze przerwanie prac. Musiała panować nad sobą, kiedy zorientowała się, że przerwał tylko dla jej spokoju.
Dopiero kiedy usiadł na stopniach, które chwilę wcześniej sam stworzył, chyba uzmysłowił sobie, że trochę przeholował. Miał zdecydowanie płytszy oddech, choć ukrywał jak mógł swój stan i podtrzymywał rozmowę o niczym.
Gdyby tylko Sayuri miała jakieś argumenty, właśnie teraz użyłaby ich, ale ze złością zrozumiała, że właściwie nie miała żadnych. Słowa o stanie fizycznym zbagatelizowałby albo jeszcze bardziej zawzięcie kontynuował pracę, chcąc jej udowodnić, że wszystko jest w porządku. Kankuro chyba też przewidział taką reakcję, bo ani słowem nie skomentował tego, a jedynie co jakiś czas zerkał na nią, jakby oczekiwał jakiejś reakcji z jej strony.
Co niby mogła zrobić? To i tak cud, że Gaara ustąpił. Nie mogła nawet powołać się na chakrę, bo sam musiał zdawać sobie sprawę ze stopnia jej zużycia. Skomplikowane, bojowe techniki zużywały jej więcej i były mniej więcej proporcjonalne do zmęczenia fizycznego użytkownika, który je wykonywał. W przypadku tak monotonnych, powtarzalnych czynności jak formowanie i utrwalanie piaskowca, chakra nie spadała na łeb na szyję, ale nie oznaczało to, że zmęczenie fizyczne nie mogło dać o sobie znać.
A Gaara znowu zachował się jakby zapominał, że jego też dotykają tak przyziemne sprawy jak innych śmiertelników...
— Czekaj! — wykrzyknęła, kiedy wstawał. Posłusznie zamarł i patrzył na nią zaniepokojony. O cholera... sama siebie przestraszyła tym krzykiem. Zignorowała Kankuro, który kręcąc głową parsknął śmiechem. Z ulgą wyczuła zbliżającą się osobę. To dobry pretekst. — Umawialiśmy się z Kirą i Enzo, że przyjdą ze szczegółowymi planami architekta na inne budynki.
— Mieli być tu pół godziny temu — zauważył Kankuro.
— Może architekt się nie wyrobił...
— I dlatego mam czekać? — spytał Gaara. Zdecydowanie nadal był skołowany jej krzykiem sprzed chwili.
— Idą już tu. A przynajmniej Enzo wyczuwam.
Gaara chyba nadal nie był przekonany, że to był powód jej wybuchu, ale nie zadał dodatkowych pytań. Zapewne i on wyczuł podążającą w ich stronę osobę.
— Bogowie… jak szybko to poszło — powiedział Kira w stronę Enzo. Obaj rozglądali się dookoła i dopiero po chwili ich spostrzegli. — O... wita...
— Macie te plany? — przerwał mu Kankuro.
— Mamy... — Enzo zmarszczył czoło, patrząc na Gaarę. — Wybacz, ale okropnie wyglądasz. Nie powinieneś się tak przemęczać.
Sayuri powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem na widok miny Gaary. Tak piękna, naturalna reakcja Enzo nie mogła być uznana za rzekomą paranoję. Jej albo Kankuro.
— Sasami przygotowała coś. Była pewna, że shinobi zapominają o takich rzeczach jak jedzenie — wtrącił Kira, podając Gaarze mały pakunek. — Temari mogła mieć z tym coś wspólnego, bo wpadła do nas rano, ale zapewniam, że z samym przygotowaniem na pewno nie miała nic wspólnego.
Sayuri uśmiechnęła się pod nosem. Tak, Temari potrafiła być przekonująca i trafnie przewidywać reakcję ludzi.
— Dzięki — mruknął Gaara. Już miał zamiar odłożyć pakunek na bok, ale napotkał jej spojrzenie. Na szczęście nie odważył się sprzeciwić.
— Gaara… — Kankuro stał do nich tyłem i rozglądał się po świeżo przygotowanych budynkach. — Zrób nam tu też dom.
Musiała mieć głupią minę, kiedy ze zdumieniem obserwowała plecy Kankuro. Nie ona jedna. Enzo wybałuszył oczy tak, że prawie zrobiły się okrągłe.
On i Kira zapewne podchodzili do tego jak do naruszenia jakiegoś tabu. Sama nie była zdumiona, ze względu na siebie, ale na to, że propozycja wyszła od któregoś z rodzeństwa.
Choć cała trójka z nonszalancją traktowała przynależną im pozycję, a wręcz robili wszystko, żeby odciąć się od elit, nie mogła pozbyć się wrażenia, że nie było to do końca możliwe. Gdyby całkiem się odcięli, z łatwością pozbyliby się niektórych ozdób z apartamentu, na widok których Temari i Kankuro krzywili się, ilekroć na nie spojrzeli.
Dopiero niedawno odważyła się spytać Kankuro, czym była ta dziwna szkatułka, która stała na komodzie w salonie. Odparł, że żeby mogło dojść do małżeństwa akceptowalnego przez elity między nimi a gminem, poza rodziną zainteresowanego, jeszcze inny ród musiał wyrazić zgodę, a na dowód spisać oficjalny dokument, pod którym podpiszą się głowy obu rodów. Taki dokument musiał być przechowywany w rodzinie, w której doszło do mezaliansu, w widocznym miejscu, żeby żaden gość nie mógł tego przeoczyć.
Kankuro dodał, że ojciec nigdy nie pozbył się ani dokumentu, ani tej dziwnej szkatułki, a jedynie ten z małżonków, który pochodził z elit, mógł to zrobić, co było równoznaczne z rozwodem.
Sayuri miała niezłą zagwozdkę, bo Kankuro mówił śmiertelnie poważnie. Nigdy nie pozbyli się tego przedmiotu, nie chcąc odbierać matce przynależności do rodziny, ale równocześnie (najwidoczniej) nienawidzili przesłania, które się za nim kryło. Mogła tylko snuć domysły, że gdyby całkiem odcięli się od elit, już dawno pozbyliby się i szkatułki, i dokumentu.
Dzięki tej krótkiej rozmowie dotarło do niej, ile Gaara tak naprawdę ryzykował. W przypadku Kazekage przepisy były jeszcze bardziej restrykcyjne, ale zignorował to wszystko. Chyba naprawdę jako jedyny z nich nigdy nie czuł przynależności do rodów.
Z drugiej strony i on nie pozbył się tej dziwnej maniery traktowania Rady jak absolutu. Owszem, nie miał nic przeciwko drobnym działaniom przeciw jej członkom, ale... Nie. Lepiej nie zagłębiać się w takie rozmyślania.
Co strzeliło Kankuro do głowy, żeby zaproponować mieszkanie w tej dzielnicy?
— Jeśli kiedyś, na starość, trzeba będzie wynosić się znowu z apartamentu, będziesz mi dziękował, że nie trafimy do Grobowca.
— Masz rację. — Gaara wstał ze schodów. — Myślę, że gdzieś na uboczu będzie dobrze. — Zerknął na nią. — Jak chciałabyś, żeby to wyglądało?
Może i była zaskoczona takim obrotem spraw, ale w sumie ucieszyło ją to. Zdecydowanie lepiej czuła się wśród mieszkańców.
— Chciałabym mieć większy dom — przyznała. — Nie wyobrażam sobie, żeby w przyszłości moje dzieci wyleciały z gniazda. — Ze złośliwym uśmiechem przyglądała się zmieszanemu Gaarze. — Tak duży, żeby nie było w tym nic dziwnego, że kilka pokoleń tam mieszka.
— Sayuri… miałaś mnie nie peszyć — mruknął, na co Kankuro, Kira i Enzo parsknęli śmiechem. — Jeśli nie wiesz… kochanie… są już robione zakłady o płeć naszego dziecka i o czas. — Uśmiechnął się z tryumfem. Zapewne myślał, że uda mu się odpłacić pięknym za nadobne.
— To postaw — odparła. — Ty znasz czas.
— Już to ustaliliście, a mi nie mówicie? — Nie miała pojęcia, czy Kankuro naprawdę tak się przeraził, czy tak dobrze szła mu gra aktorska. — Już muszę szukać sobie jakiegoś kąta?
— Myślałam, że będziesz bawić nasze dzieci.
Lalkarz wyglądał na zbitego z tropu.
— Gdzie są twoje obietnice?
— Ty mną tak zmanipulujesz, że nie zdziwię się, jak będę karmił je piersią.
— Zanim ta rozmowa zmieni się w absurd… — Gaara spojrzał na Kirę i Enzo. — Gdzie wy chcecie mieć dom i jaki?
— J-ja?  — wykrztusił Kira.
— Nie udawajmy, że nie macie w mojej rodzinie wtyków. — Gaara uśmiechnął się pod nosem i znacząco zerknął w kierunku dzielnicy. — Jest sporo miejsca, możecie wybrać.
— Sasami założę się, że będzie chciała mieszkać jak najbliżej Temari — powiedział zrezygnowany Kira. — Już planują... ślub...
Sayuri razem z pozostałymi taktownie nie okazała rozbawienia.
— Myślę, że wasz dom powinien znaleźć się tam. — Kira wskazał na róg naprzeciwko jednego z wejść do dzielnicy. — U nas, ale też blisko do wyjścia, w razie konieczności. Sasami zapewne będzie chciała gdzieś w pobliżu.
— To da się załatwić. Jak duży? — spytał Gaara z przesadną uprzejmością.
— Daj spokój Gaara. — Kira jęknął cicho. — Ty wiesz, co się kryje za tym pytaniem, jeszcze nie rozmawiałem z nią o…
— Dzieciaczkach, szkrabach, potworkach? — Dał do wyboru Kankuro równie uprzejmym tonem co brat.
— Tak, nie było rozmowy o liczbach. Bogowie… z kim ja o tym rozmawiam?
— Ciesz się, że nie z Temari, bo ona zaproponowałaby ci monstrum wielkości Grobowca... To co... na pięć sypialni, na wszelki wypadek?
— Bogowie... Czy wy chcecie wpędzić mnie w jakieś stany nerwowe? Wstępna data jest już wyznaczona na przyszły miesiąc, twoja siostra... — Kira próbował dalej mówić zbolałym tonem, ale nie wytrzymał i parsknął śmiechem. — Dała dzisiaj w moim imieniu Sasami klepsydrę. Nie miałem pojęcia, że... Ty to zrobiłeś specjalnie! — wykrzyknął, patrząc na Kankuro oskarżycielsko.
— Poniekąd. — Lalkarz uśmiechnął się półgębkiem. — Ale fakt, że tak się polubiły zawdzięczają tylko sobie.
— Pięć sypialni... Bogowie... Niech będzie, najwyżej oszaleję.
— A ty? — Gaara spojrzał na Enzo. — Myślę, że twój ojciec chciałby, żeby dom znalazł się bliżej wejścia do dzielnicy przemysłowej.
Enzo skinął głową.
— A twój dom?
— M-mój?
— Zamierzasz zawsze mieszkać z rodzicami? — wtrącił Kankuro.
— Ale sądziłem, że to raczej...
— Na przyszłość. — Gaara wzruszył ramionami. — Wykorzystuj mnie, póki mam czas i mogę to zrobić na twoje życzenie.
— N-nie wiem. — Chłopak zawahał się. — To byłoby bardzo żałosne, że bardzo się z wami wszystkimi zżyłem i...
— Tak bardzo żałosne, że ja też to czuję. — Sayuri schyliła się, by sięgnąć materiałowej siatki, w której trzymała wszystkie szkice, które wspólnie stworzyli. — To musimy trochę zmienić wstępne plany.
Wyciągnęła ten największy szkic i przygryzła wargi. Gaara wykorzystał okazję i przytulił ją.
— Te domy... — oparła się o męża i chwyciła w zęby ołówek, a gumką wymazała część domków — trzeba przez nie zmienić trochę koncepcję... — Szybko nakreśliła poprawki. — Nie wpłynie to za bardzo na ogólny wygląd...
— Zrób przejście pod jakimś kuchennym stołem do podziemi. — Doradził Kankuro i też spojrzał na plan. — Grobowiec zamknie się na cztery spusty, przypieczętujesz od wewnątrz piaskiem i naprawdę będziemy mieli Grobowiec... Te kosztowności co mamy w apartamencie… połowę przeniesie się tu, może jeszcze jakieś jedno krzesło z Grobowca i z dwa, trzy pokolenia mają spokój.
— Nie trzeba będzie już tam chodzić. — Gaara wpatrywał się zamyślony w brata. — Mogę zrobić to tak, że piasek będzie reagował na chakrę każdego z nas. W innym przypadku nie puści i na pewno nikt niepożądany nie dostanie się do środka. To co... — Westchnął cicho i spojrzał na ogrom przestrzeni. — Tutaj miało powstać...
— To restauracja — powiedział Kankuro, patrząc na plan. — Wstępnie zrób tylko kloc o wielkości... piętnaście na dziesięć metrów, wysokość cztery metry.
Musiała przyznać rację Kankuro. Gaara po tej krótkiej przerwie wyglądał zdecydowanie lepiej i nie miało sensu kłócić się z nim, kiedy nie mieli poważnych argumentów. Za jakiś czas wmusi się w niego posiłek od Sasami i kolejna przerwa z głowy...
Kira i Enzo lekko wzdrygnęli się, ale nie skomentowali niczego, gdy budynek z lekkim wstrząsem zaczął wyłaniać się z ziemi.
— Tutaj... — Kankuro wskazał bliżej nieokreślony punkt na ścianie — drzwi...
Gaara posłusznie stworzył piaskowe drzwi.
— To teraz wysypuj piasek...
— Jakie mają być pomieszczenia?
— Sala... dość spora, zresztą spójrz na plan. — Kankuro podał mu szkic.
Minęła zaledwie chwila, a piasek tonami wysypywał się ze środka. Gaara jedną dłonią trzymał plan, a drugą zwrócił w kierunku budynku. Z ich perspektywy wyglądało to na dziecinnie proste, ale z całą pewnością...
— Ładnie... może bardziej intratnym zajęciem będzie dla ciebie zawód budowniczego?
— Chciałbym… Myślę dzisiaj skończyć te dzielnicę mieszkalną...
— Zwariowałeś — przerwała mu. — Nie dasz rady, nie przemęczaj się.
Gaara zignorował jej troskę i uśmiechnął się łobuzersko.
— Sayuri... Jeżeli skończę to robić w dwa, trzy dni... zostanie mi sporo wolnego.
— Nie jesteś bogiem, żeby pracować nieprzerwanie — powiedziała stanowczo. — Dzisiaj jeszcze kilka godzin tu zabawimy, pójdziemy na obiad i wrócimy na dwie, trzy godziny. Nie dłużej, drogi mężu.
— Na twoje życzenie, droga żono. — Rzucił jej rozbawione spojrzenie. — To zacznijmy na poważnie… Tutaj ma być ogromna pusta przestrzeń na jakiś plac, prawda?
— Tak… — Enzo spojrzał na plany. — Myśleliśmy, żeby organizować tutaj jakieś pokazy czy coś…
— Scena docelowo ma być z drewna… — Gaara zmrużył oczy, przyglądając się rysunkom. — Teraz mogę piaskowcem zrobić wstępny zarys, żeby wszyscy wiedzieli…
— Jak chcesz to zrobić? — Kankuro rozejrzał się. — To musiałoby być cholernie wysokie, żeby wszystkich pomieścić.
— Może pod ziemią? — podsunął Kira. — Wtedy trybuny mogłyby być mniejsze i nie będzie zasłaniało wszystkich domów.
— Mogę nawet dach zrobić. Ale teraz się odsuńcie, to będzie dość spore…
Rzeczywiście było. Sayuri poczuła jak ziemia się zatrzęsła, kiedy wykonał swoją technikę.
— Bogowie… To bydlak — zaśmiał się Enzo. — Możemy wejść do środka?
Udali się na trybuny, które zdecydowanie mogły pomieścić ogromne masy ludzi. Może nie wszystkich mieszkańców, ale i tak wielkość była imponująca.
— Rozumiem już, czemu tu nikogo nie chciałeś. — Enzo rozglądał się dookoła z roziskrzonymi oczami. — Może i ci ufam, ale to… przerażające. — Chłopak wzdrygnął się.
— O widzicie. I trafił nam się drugi z niewyparzoną gębą. — Kankuro z uśmiechem obserwował zmieszanego Enzo. — Możesz wierzyć mi na słowo, że...
— To właściwie jest punktem centralnym tej dzielnicy — przerwał mu Gaara. Wyciągnął rękę i zaczął tworzyć wielką kolumnę pośrodku sceny. — Nie musimy nigdzie chodzić, po prostu sobie usiądziemy.
Sayuri wymieniła rozbawione spojrzenie z Kankuro. Dotychczas rzadko mieli okazję widywać Gaarę, który musiał radzić sobie w otoczeniu obcych osób. Poza tym uważała, że w przypadku tej dwójki nie musieli przejmować się konsekwencjami, bo przynajmniej do pewnego stopnia im ufała. Im szybciej Gaara zrozumie, że unikanie niektórych tematów i traktowanie ich jak tabu jest najgorszym wyjściem, tym krócej będzie zmieszany na wzmiankę o nich. To wioska narzuciła to tabu, więc powinno zależeć mu na zniesieniu go, ale chyba długa droga przed nim...
Po kilku chwilach mieli doskonały widok na całą dzielnicę. Gaara uważnie studiował plany, a zarysy piaskowych budynków wyrastały w zdumiewającym tempie. Obiecał Sayuri, że tę najbardziej męczącą czynność, czyli wypełnianie już stworzonych kształtów, podzieli na kilka tur.
Już miał kończyć stawiać kontury budynków mieszkalnych, ale zawahał się.
— Dostaliśmy zgodę na dwie szkoły…  Może zrobić… W jednej dzielnicy dwie filie pierwszej, a w drugiej dzielnicy też dwie filie drugiej? Tylko wtedy… — wystawił rękę i po północnej stronie kilka skalnych linii wsiąknęło w piasek — będzie odrobinę mniej domów mieszkalnych. Place targowe są zaznaczone.  Zgodnie ze szkicem zostawiłem dość spore odległości między domami na jakieś rośliny. — Spojrzał na plan. — Właściwie… to co miałem zrobić po tej stronie, skończyłem.
— To niesamowite. — Enzo rozglądał się dookoła z uśmiechem. — Podnosisz ręce i tworzysz dobrobyt.
Sayuri zachichotała cicho, widząc minę Gaary i zaskoczyła go szybkim pocałunkiem w usta. Zanim zdążyłby zareagować, odsunęła się nieznacznie od niego i jedynie oparła głowę o jego ramię.
— Czyli… tamte puste przestrzenie… Mieszkańcy sami zadecydują. — Kira pokazał rękę w stronę pustych placów. — Tam nie miało być restauracji ani niczego takiego.
— Tak — przyznał Gaara. — Widzisz tamto pustkowie? — Wskazał na południe. — Zapomnieliśmy o bibliotece... Z tej, co jest teraz, tylko nieliczni mogą korzystać.
— Dokładnie… — Kankuro niby przyznał rację, ale zamyślony patrzył w na południowy zachód. — A tam? Tego pustego miejsca też nie było w planach.
— To musiałem zostawić na wszelki wypadek, jeśli kiedyś Rada w końcu ustąpi. Mam nadzieję, że złamią się i pozwolą stworzyć szpital albo chociaż jakiś oddział.
— Dlaczego nie chcą się zgodzić? — spytał Enzo. — Przecież… Nie mówię, że jestem naiwny i myślę, że elity martwią się o nas, ale… No to bez sensu. To mieszkańcy na nich zarabiają.
— Nie chcą się zgodzić, bo uważają, że szpital to strata środków. — Gaara westchnął cicho. — Nie mamy dostatecznej ilości medic-ninja na misje, w szpitalu też są braki.
— Miałabym pomysł, ale nie wydaje mi się, żeby szpital chciał współpracować — Sayuri westchnęła ciężko. Z ulgą przyjęła uścisk, w którym Gaara ją zamknął. — Te plany muszą poczekać.
— Co się stało między wami, a szpitalem? — Kira spojrzał na nich wyraźnie zaintrygowany.
— Zostałem ranny na misji — podjął wątek Kankuro, kiedy cisza się przeciągała. — Gaara jest moim bratem i po prostu chcieli, żebym zdechł.
Kira i Enzo wzdrygnęli się. Obaj musieli w lot zrozumieć tę wymowną ciszę sprzed chwili.
— Członkowie Rady ze spisku zapewne pociągnęli odpowiednie sznurki i po prostu patrzyli, jak się wykrwawiam. Ale wtedy przyszła Sayuri… to było jakieś dwa miesiące po tym, jak tutaj zamieszkała, ale bogowie… — Zachichotał. — Musielibyście słyszeć, jak Temari o tym opowiada. Ponoć moja kochana bratowa tak wszystkich opieprzyła, że chodzili jak w zegarku.
Mężczyźni rzucili jej zdumione spojrzenia.
— Potem została wezwana pod Komisję Dyscyplinarną.
— Bo cię wyleczyła? — spytał ze zdumieniem Enzo.
— Tak i nie — przyznał Gaara. — My lataliśmy wtedy za własnym ogonem. Dopiero orientowaliśmy się, że oficjalny spisek jest tworzony. Chcieli się pozbyć Sayuri, bo byli pewni, że jest uczennicą Tsunade, czyli… jak to powiedziałaś?
— Już nie bezimienną osobą z Konohy — grzecznie podsunęła Sayuri.
— Właśnie… A ja byłem gwarantem sojuszu z Konohą, przynajmniej na papierze. Jeżeli udałoby się wam zrealizować cel, a Sayuri zorientowałaby się, że to ktoś z… załóżmy Rady za tym stoi, mogłaby przekazać te wiadomości Tsunade i nie wiadomo jakby się Liść zachował. Mogli nawet zerwać sojusz, a…
— Wojna — wyjąkał Kira, zbladłszy. — Bogowie… nie miałem pojęcia, jak to z drugiej strony wygląda. Nie chcę zrzucać z siebie odpowiedzialności, bo uznawałem to za dobre rozwiązanie, ale… gdyby nie ten Fugi, nie miałbym środków na nic. Nie... naprawdę nie miałem...
— Nikt nie ma pretensji. — Gaara wzruszył ramionami. — Nie wiem, czy ci się wydaje, że… Nie wiem… że zapomniałem o tym, jak wyglądało życie w Sunie te sześć lat temu? Nigdy nie pozbędę się wyrzutów sumienia...
O nie... Sayuri chwyciła jego dłoń, która nagle przestała poruszać się po jej plecach. Dopiero wtedy Gaara drgnął i zerknął na nią.
Bardzo nie lubiła tego spojrzenia. Nie lubiła, kiedy przez jedno zdanie, jedno wspomnienie znowu wyglądał jakby miał ochotę rzucić to wszystko i zniknąć. Lubiła natomiast to ciepło, które pojawiało się po chwili. Nie miała pojęcia, co powinna zrobić, żeby tylko ono było widoczne w jego spojrzeniu.
— Zapewne… zapewne wiesz, że Kankuro opowiedział nam co nieco — odezwał się cicho Enzo, wybijając ich z tego stanu zawieszenia. — Mieszkańcy nigdy w to nie uwierzą, my tak. Nie mam pojęcia kogo wskazać za winnego...  ale nie wydaje mi się, żeby wina była tylko po twojej stronie. Bo… — Wyglądał, jakby ciężko mu to przechodziło przez gardło. — Nie mam pojęcia, ile osób zabiłeś, nie wiem też ile próbowało ciebie zabić. Po prostu… zrozumiałem, że początek mógł nie być po twojej stronie.
— I wesołą atmosferę szlag trafił — mruknął Kankuro. — Nie wiem tak naprawdę, jak można to skomentować. Jeżeli chcecie mieć do kogoś pretensje, to do naszego ojca.
Gaara drgnął nieco, a Sayuri w duchu znowu przeklinała swojego nieżyjącego teścia.
— Nigdy… — Kira zawahał się. — Bogowie… jak to w ogóle jest możliwe? Wasz ojciec… dlaczego to zrobił?
— Dam ci odpowiedź na nasze wszystkie pytania — odparł Kankuro. — Nie wiemy. Nie mam pojęcia, dlaczego zaniedbywał wioskę, choć miał lepsze stosunki z Radą. Nie mam pojęcia, dlaczego stworzył takie coś jak Grobowiec. Nie mam pojęcia, dlaczego zabił naszą matkę i nie mam pojęcia, dlaczego chciał zniszczyć życie swoich dzieci. Nie wiem. Nie wspominam go zbyt dobrze.
Dłuższą chwilę panowała cisza. Sayuri próbowała jakoś się pozbierać, bo na samo wspomnienie o tym człowieku, mogła dostać ataku furii.
— Chodźmy na obiad — powiedziała w końcu. — Potem dokończysz tę dzielnicę, a może jutro zrobisz sobie przerwę. Kazuma kiedyś będzie musiał nas odwiedzić do planowania budowy huty.
— Ej… — Kankuro rozejrzał się z tego podestu na wszystkie strony. —  Wiecie… ja może i jestem prostym człowiekiem. — Uśmiechnął się półgębkiem. — Ale mam wrażenie, że to wszystko wypali. Może to naiwność, ale wydaje mi się, że w końcu nawet Rada i elity zrozumieją swoją niedorzeczność.

***

Prace szły całkiem sprawnie i ani się obejrzeli, a już musieli na poważnie zastanowić się nad wyposażeniem huty i pozostałych przedsiębiorstw. Rada nie kręciła nosem, kiedy Kankuro z dostępną w wiosce drużyną udał się do jednej z podległych wiosek, w której przetrwał przemysł metalurgiczny, z którego Suna dawniej słynęła.
Teraz otwarcie dzielnic było tylko kwestią czasu, kiedy zamówienie Kankuro będzie gotowe. Trochę szybciej niż początkowo Sayuri planowała, udała się w raz z Gaarą do huty, żeby upewnić się, na jakim etapie pracy nad planami huty był Kazuma.
— Witam, Kazekage-sama, Sayuri-sama.
Ledwo przekroczyli próg zakładu, a tuż przed nimi stanął jeden z kierowników.
— To zaszczyt — kontynuował z serdecznym uśmiechem. — Czy może już chciałaby pani zobaczyć dzieła naszych artystów?
Bogowie… kompletnie o tym zapomniała.
— O-oczywiście — wybąkała. — Przepraszam za...
— Ależ nie powinna pani, Sayuri-sama, nawet o tym wspominać. — Lekko przestraszony mężczyzna zerknął na Gaarę. — Nie miałem zamiaru...
— Dobrze, wobec tego bardzo chętnie zobaczę ich dzieła. — Sayuri szybko mu przerwała. Bogowie... czasami naprawdę zapominała, że nie powinna robić niektórych rzeczy. Ale czy naprawdę to było aż tak nienaturalne, żeby kogoś przepraszać? Jak wielka przepaść dzieliła te dwa stany w Sunie? — Czy wszyscy są obecni?
— Prawie wszyscy. — Kierownik wyraźnie rozluźnił się, kiedy zmieniła temat. — Już idę po nich. — Pokłonił się i szybkim krokiem ruszył w stronę hal.
— Będziemy czekać na ciebie w biurze! — wykrzyknęła za nim Sayuri, a po chwili przeniosła wzrok na Gaarę. — To naprawdę jest normalne?
— Co mam ci powiedzieć, kochanie? — Gaara wzruszył ramionami. — Nie miałem zbyt wielu okazji...
— To inaczej... Oświadczam, że to nie jest normalne.
— To musisz coś z tym zrobić, Sayuri-sama.

***

Nauczona doświadczeniem, Sayuri starała się być możliwie jak najbardziej powściągliwa przy oglądaniu owoców prac zespołu artystów. Te wszystkie butelki, figurki, świeczniki i inne ozdóbki... Naprawdę z trudem panowała nad sobą.
Żarliwie zapewniła, że akceptuje wszystkie ich propozycje, ale chyba najbardziej niespodziewanym momentem tego spotkania był ten, w którym Gaara z uśmiechem powiedział: Piękna, trzymając w dłoniach ślicznie zdobioną karafkę. Mężczyźni wyglądali na wyraźnie zmieszanych, a później aż do samego końca rozmowy, co jakiś czas dziękowali Szanownemu Kazekage-sama za tak miłe słowa.
Gaara w końcu na własnej skórze odczuł, jak ona czuła się na co dzień. I bardzo dobrze. Jego zmieszana mina podpowiedziała jej, że złośliwe uwagi co do jej skromności i nieśmiałości drastycznie zmaleją.
Zatrzymała rękę tuż przed tym, zanim zapukała do gabinetu Kazumy. Cholera... dobrze, że Kankuro tu nie było, bo znowu by ją wyśmiał.
Otworzyła drzwi i zastali Kazumę siędzącego przy krześle i kreślącego jakieś linie na pustych kartkach.
— Widzę, że nowa huta to coraz bardziej sprawa namacalna niż koncepcyjna.
— Sayuri-sama. — Starszy mężczyzna uśmiechnął się na jej widok. Po chwili dostrzegł też Gaarę i pokłonił się przed nim. — Kazekage-sama... Właściwie ma pani rację.
— Dużo jeszcze ci zostało? — Gaara uśmiechał się wesoło, czym nieco zbił z tropu Kazumę.
— Właściwie.... — Zerknął na swoje rysunki. Na pewno nie było to piękne, ale czytelne. — Mam tylko... problem, jeśli chodzi o możliwości...
— Czy masz teraz czas? — przerwała Sayuri. Najlepiej porozmawiać na żywo, kiedy będzie mógł to sobie łatwiej wyobrazić, patrząc na przeznaczone do huty miejsce. — Chcielibyśmy ci coś pokazać. Weź swoje rysunki.
— J-już? — wydukał. — To miało być za pół roku!
— Plany się trochę zmieniły. Moja żona wpadła na kolejne niemożliwe pomysły i wszystko zostanie przyspieszone.
Kazuma wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się i zerknął na rysunki.
— Pomożemy ci z tymi...
— To nie przystoi — wykrztusił mężczyzna, kiedy razem z Gaarą pomagali mu chwycić wszystkie te kartki.
— Nie przystoi, żebyś sam wszystko nosił — odparła Sayuri z uśmiechem. — Trochę daleko pójdziemy. Za wioskę.
— Huta będzie poza Suną?
Za odpowiedź musiały mu starczyć ich uśmiechy. To na razie tajemnica. Przynajmniej dla mieszkańców. Shinobi, którzy patrolowali skały albo byli na misjach, byli zobowiązani do zachowania milczenia w tej sprawie. Taka była wola Rady, którzy uważali, że gdyby w ostatniej chwili coś miało się zmienić, nieroztropnie byłoby rozpalać w mieszkańcach niepotrzebne nadzieje.
Trudno odmówić im racji, ale Sayuri wątpiła, by tylko o to chodziło.
Po chwili stanęli przy punkcie kontrolnym, przy którym sprawdzano wszystkich wchodzących i wychodzących z wioski.
Gaara wywalczył ze strażnikiem, by ich wypuścili pomimo braku przepustki. To było absurdalne, kiedy chwycił kawałek pustej kartki i zaczął wypisywać przepustkę... Cóż, dopiero wówczas strażnik zrozumiał idiotyzm tej sytuacji i odpuścił ze zmieszaną miną.
— Jak to? — wyjąkał Kazume, kiedy odeszli od strażnika i szli po zdecydowanie dłuższym wąwozie niż do niedawna prowadził do Suny.
— Na razie jeszcze się nie zatrzymuj. — Sayuri uśmiechnęła się wesoło. — Za chwilę dojdziemy.
W końcu wąwóz dobiegł końca i wyszli wprost na pustynię. Gaara z lekkim uśmiechem spojrzał na nią. Cholera! Ledwo się utrzymywała na tym mniej stabilnym podłożu. Gaara przewrócił oczami i przypilnował, by miała odpowiednie warunki.
— Nie jestem stąd… — powiedziała na swoje usprawiedliwienie. — Pustynia to nadal dla mnie koszmar.
— Przykro mi, że przyszło ci żyć w takich warunkach.
— Daj już spokój, drogi mężu.
Kazuma nieco niepewnie zerkał na nich, ale po chwili wydał zduszony okrzyk, patrząc na otwierającą się skałę.
— Jeżeli wytrzymasz, mogę nas tam szybciej zabrać. — Gaara patrzył na Kazumę uważnie. — Mogę nas tam przenieść piaskiem.
— P-piaskiem?
— Nie znam innych metod — powiedział Gaara z lekkim przekąsem. — Poza tym, jeśli chcemy stworzyć hutę, musisz pozbyć się tych największych obaw, bo ja piaskowcem tworzę budynki.
— Jeśli będzie ci łatwiej, to po prostu usiądź już teraz i zamknij oczy — poradziła mu z troską Sayuri. — Poczujesz tylko pęd, podłoże jest stabilne.
— Bogowie… żeby młoda kobieta starego chłopa uspokajała — wymamrotał pod nosem Kazuma. — Proszę, Kazekage-sama. Mam nadzieję, że rozumiesz moje obawy, ale ufam panu.
Gaara jedynie skinął głową i po chwili piasek pod ich stopami nieco się poruszył. Mężczyzna próbował zachować spokój, ale kiedy ruszyli, wyraźnie zbladł. Gaara, zauważywszy to, zwolnił.
— Zapomniałem, że nie jesteś shinobi. My się utrzymujemy chakrą. — Uniósł dłoń i mały słupek pojawił się na ich podeście. — Chwyć się tego.
Kazuma z wdzięcznością przytrzymał się tego wystającego elementu i Gaara mógł przemieszczać się szybciej. W kilka minut dotarli do zabudowań.
— To linia produkcyjna — odgadł mężczyzna. — A tu?
— Magazyny i miejsce dla pakowaczy będzie w innym budynku — wyjaśniła Sayuri. — Spójrz tam. — Wskazała na ogromne hałdy piasku.
— To kwarcówka? — zdumiał się Kazuma. — Bogowie… tyle?
— Tam staną niedługo huty. Mamy pomysł na dwie. A właściwie nie będę odbierał chwały żonie, bo to ona na to wpadła. — Pocałował Sayuri w skroń. — Jedna ogromna, dla właściwych pracowników, a druga mniejsza na szkolenia dla nowych pracowników. Docelowo…
— Chcemy zatrudnić do siedmiuset osób.
Kazuma pobladł jeszcze bardziej.
— Błagam państwa… — wyjąkał. — Proszę mówić mi o takich rewelacjach, jak już staniemy na ziemi.
Po chwili Gaara nieco zwolnił, by ostatecznie wyhamować. Kiedy Kazuma stanął na stabilnym podłożu, odetchnął z ulgą.
— Kazuma, proszę mi powiedzieć, w jaki sposób miałoby to wyglądać. Widziałem, że poszczególne pomieszczenia są właściwie osobnymi budynkami…
— Tylko dlatego, że musieliśmy zagospodarować dawne magazyny — przerwał mu mężczyzna. — Normalnie… to mógłby być jeden…
— Chyba mnie nie zrozumiałeś — Gaara patrzył na niego z lekkim rozbawieniem. — Ja ciebie słucham, porozmawiam z architektem i później wspólnie stworzymy budynek na twoje życzenie. Sam nie mam pojęcia o hutnictwie. Każde pomieszczenie będzie wyglądało, jak sobie zażyczysz. Stworzę też dodatkowo magazyny na produkty i na maszyny. Kankuro już udał się po nowe sprzęty, narzędzia, które kiedyś nam spisałeś…
— Bogowie… — jęknął Kazuma. — Proszę... Proszę mnie oszczędzić i dawkować dobre wiadomości. Ja na stare lata mam słabsze serce.
— Jeśli chcesz przerwać potok dobrych nowin, to proszę zmusić mojego męża do posłuchu, a potem czeka cię ostatnia dobra wiadomość na dzisiaj.
Kazuma nie ociągał się. Co prawda początkowo dość nieśmiało mówił do Gaary o swoich przemyśleniach. Później obaj rozrysowywali na kartce układ pomieszczeń, ustalali wygodne dla pracowników wymiary. Kazuma zaproponował, żeby architekt dał rozwiązanie na lepszą cyrkulację powietrza i w końcu zdecydował się o coś poprosić. Wyraźnie zmieszany prosił o możliwość stworzenia jeszcze jednej, malutkiej pracowni, gdzie przebywaliby jedynie artyści.
Sayuri stała z boku i z nikłym uśmiechem przysłuchiwała się ich rozmowie. Tak powinno być od zawsze. Gaara od zawsze mógł być częścią tej wioski. Przeklęty Czwarty...
Po ustaleniu (prawdopodobnie) wszystkich szczegółów, Kazuma wyglądał na wniebowziętego i już pytał kiedy będzie można zacząć pracę w nowym miejscu, a oni oznajmili, że kiedy tylko architekt wywiąże się z zadania, a Kankuro powróci z małych zakupów.
Nie chcieli przeciągać momentu przekazania ostatniej tego dnia dobrej wiadomości i podeszli do ściany, tuż przy miejscu, gdzie miała stanąć jedna z hut. Gaara wystawił rękę i oczom Kazumy ukazała się dzielnica mieszkalna.
— Bogowie… — wyjąkał i przekroczył próg, rozglądając się dookoła. — A co… co to?
— Po stronie wschodniej i zachodniej stworzyliśmy dzielnice mieszkalne. — Sayuri uśmiechnęła się wesoło. — To są wasze nowe domy.
Mężczyzna chyba nawet nie dostrzegł, że łzy zebrały mu się w kącikach oczu.
— A ten tutaj — wskazała na nieco bardziej okazały dom, który stał tuż przy granicy między obiema dzielnicami — to twój i twojej rodziny. Żebyś nie miał zbyt daleko do huty.
Patrzył na dom, który miał być jego i nie mógł wydobyć z siebie dźwięku. Łzy już dość wartkim strumieniem spływały mu z oczu.
— T-to… — Schował twarz w dłoniach. Dopiero kiedy trochę się opanował, spojrzał w ich kierunku. — Nigdy nie myślałem, że ktoś… tak jak państwo… przejmie się naszym losem — przyznał wzruszony, choć już opanował ten największy wybuch emocji. — Tu… tu jest tak pięknie, przestronnie. Nikt nie będzie w stanie państwu dostatecznie podziękować.
— To prędzej jest w ramach przeprosin. — Gaara westchnął cicho. — Przez tyle lat elity zaniedbywały mieszkańców, że to raczej prezent przeprosinowy, za który nie trzeba być wdzięcznym.
— Wiem, że jest pan Kazekage. — Kazuma patrzył na niego stanowczo. — Ale u nas określenie elita to raczej obelga. Już naprawdę mało mieszkańców patrzy tak na pana i pańską rodzinę. A już na Sayuri-sama to chyba nikt. — Uśmiechnął się do niej nieśmiało. — Jedyne co mogę powiedzieć, to dziękuję.

6 komentarzy:

  1. Rozczuliły mnie te przemyślenia dotyczące chakry Gaary <33 Właściwie Sayuri wyczuwa go jakimś dodatkowym zmysłem, a że nie chodzi na misje to przeznacza swoje zdolności tylko na niego. Nie dziwię się że jest uzależniona x) Ugh! Zapomniałabym! Nienawidzę Rasy! A Ty robusz wszystko żebym o tym nie zapomniała x) Bardzo podoba mi się Kankuro, że tak broni młodszego braciszka. W ogóle mało jest postaci, które u Ciebie mi się bardzo nie podobały, ale to trio z Gosposi jest mistrzowskie :D

    Alba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to może lepiej, że Sayuri nie chodzi na misje, bo zapewne i tak szukałaby tylko chakry Gaary. ;) Nie wróżyłabym jej sukcesów na misjach. :P

      Usuń
  2. No, Kankuro i te jego drobne złośliwości ;) ale właściwie kogo to dziwi że Sayuri nie chce chłopa wypuścić z sypialni? Gaary trzeba pilnować, jak widać- ma tendencje do pracoholizmu, niezależnie od tego na czym jego praca w danym momencie polega.
    Notabene z takimi umiejętnościami Szanowny wszędzie dostanie robotę. Starczy na utrzymanie dużej rodziny :D
    I Sayurka już planuje wielopokoleniową rodzinę? Popsuje szyki Autorowi, który zamierzał jedynych potomków krwi czwartego sprzedać do Konohy :P
    Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, oby był o wiele lepszy niż ten właśnie mijający ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, nie mogłam pogodzić się z tym, że tylko Temcia ma potomka biologicznego. ;) Skoro Gaarę wykreowali na męża stanu, który dla wioski był w stanie zrobić wszystko, to powinno go również obchodzić pozostawienie po sobie dobrych genów. :P

      O tak! Zdecydowanie przyda się lepszy rok niż poprzedni. Mam nadzieję, że i dla Ciebie taki będzie. :)

      Usuń
    2. Jestem zdania że Kishimoto nie pozwolił Gaarze się rozmnożyć, bo dziecko z jego genami byłoby zbyt mocne na starcie i skomplikowałoby ewentualne przygody Boruto :D bo jakże to, silny i szlachetny od początku. Jak sobie wyobrażam potencjalnego syna Gaary wlącza mi się fangirl mode

      Usuń
    3. Dla mojego fangirl mode to lepiej (żeby uniknąć upokorzeń), że Gaara nie ma ani potomków, ani partnerki. Zwłaszcza że wybranka musiałaby być z Suny... A z Suny tylko jedna postać kobieca kręciła się na poważnie wokół niego. A tej kobiety bym nie zdzierżyła. :P

      Zastanawiało mnie, dlaczego chociaż Kankuro nie doczekał się dziecka i doszłam do wniosku, że Suna jest po prostu pomijana (tak jak inne wioski) i nie starczyło czasu antenowego dla niej i postaci z niej pochodzących.

      Usuń