— Ktoś chce się z panią widzieć, Sayuri-sama. — Do magazynu weszła kasjerka.
— Kto?
— Zakazała się przedstawiać — odpowiedziała kobieta niepewnym tonem.
Sayuri wymieniła zdumione spojrzenie z Kankuro. W końcu wstała z kartonu, na którym polegiwała i ruszyła za kasjerką do sklepu B. O bogowie… Temari we własnej osobie.
— Dzień dobry, Sayuri-sama. — Blondynka uśmiechnęła się złośliwie. — Może jednak znajdzie pani czas…
Klientki i kasjerki przyglądały się temu zajściu, a w całym sklepie zrobiło się dziwnie cicho. Jakby każdy oczekiwał na niezłe widowisko.
— Nie wygłupiaj się — wybąkała Sayuri.
Zerknęła na nadal obserwujące całe zajście kobiety. Musiała jakoś odciągnąć Temari, ale w taki sposób, żeby nikt nie był świadkiem wybuchu. Co prawda nie miała pojęcia, za co mogło jej się oberwać, ale lepiej dmuchać na zimne.
Nie wpadła na żaden błyskotliwy plan, więc zgarnęła produkty Temari i miała nadzieję, że będzie ona na tyle domyślna, że pójdzie w ślad za nią. Najlepiej bez komentarzy. Bogowie byli wyjątkowo łaskawi i blondynka ruszyła za nią.
Temari stanęła pośrodku magazynu. Wzrokiem omiotła całe pomieszczenie, aż w końcu zatrzymała spojrzenie na Kankuro.
Sayuri nie miała z niego żadnego pożytku. O ile zazwyczaj brylował w towarzystwie i na podorędziu miał tysiące błyskotliwych replik, tak teraz wyglądał na lekko opóźnionego w rozwoju, kiedy z rozdziawioną gębą patrzył na siostrę.
Nie mogli tak milczeć i patrzeć na siebie w nieskończoność, więc wykrztusiła:
— To bardzo dobrze, że wróciłaś…
— Jasne! — Temari prychnęła. — Wy już wzięliście ślub, jak mnie nie było. — Spojrzała na nią oskarżycielsko, a magazynierki poruszyły się niespokojnie, słysząc jej pełen jadu ton. — Teraz otworzyłaś hutę, linię produkcyjną, magazyny, sklep. Co będzie następne, Sayuri? Wasze dziecko poznam, jak już będzie pełnoletnie? — Temari na szczęście panowała nad sobą i choć jej ton zabijał, robiła to nadzwyczaj — jak na siebie — cicho.
Kankuro chyba w końcu był zdolny do podjęcia działania i próbował wstać.
— Siedź na dupie.
Lalkarz opadł bez słowa, a Sayuri na ten widok miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Przezornie powstrzymała się. Nie opanowała jednak niewyparzonych ust.
— Mieliśmy na ciebie czekać z ruszeniem? Tak ostatnio ciągnie cię do…
— Nie zrzucaj problemu na mnie! — warknęła Temari.
— Temari, nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę, że jesteś. — Sayuri postanowiła wypróbować inną taktykę. — Jak tylko ochłoniesz, to porozmawiamy… Myślisz, że to koniec pracy? Ciebie nie było, jak wszystko szło z górki. Teraz zaczyna się najgorsze!
Temari jeszcze raz prychnęła gniewnie, ale nie dała rady opanować zaciekawionego wzroku. Musiała zdawać sobie sprawę, że właśnie była brana pod włos, ale chyba poddała się i zdecydowanie mniej jadowitym tonem spytała:
— Co się teraz zacznie?
— Trzeba postawić trzy kolejne sklepy na nogi, dwie szkoły powszechne, a i może drugą hutę. Na sklepy i szkoły mamy miesiąc — odparła Sayuri.
Temari wytrzeszczyła oczy.
— A huta, to może kwestia roku, ale…
— Macie już nauczycieli? — Już otwierała usta i chyba chciała zadać kolejne pytanie, ale powstrzymała się. Nieoczekiwanie parsknęła śmiechem. — Dobrze Sayuri, można już oficjalnie uznać, że nie jestem zła. Na ciebie też, wstawaj.
Kankuro wstał i uścisnął krótko siostrę.
— Ale przyznaj, że ty też byłabyś wściekła, gdybyś wróciła do domu, a na kanapie spaliby obcy mężczyźni, od których wali jak od gorzelni.
— To Enzo i Kira — oznajmił Kankuro przesadnie pokornym tonem. — Może wrócimy teraz do siebie, zaznajomimy ze wszystkim i wrócimy tu wieczorem? — Nie czekał na reakcję siostry i bratowej, tylko spojrzał na magazynierki. — Wiecie, jak mają być składowane pieniądze?
Kobiety pospiesznie skinęły głowami.
Kankuro zostawił otwarty zwój z permanentną techniką, dzięki której wszystko mogło zostać tam składowane, ale wyciągane już nie. Trochę nadszarpywało to jego chakrę, ale na razie nie chodził na misję…
— To kochana bratowo, bierz swój prezent od Susumu i postawmy na nogi twoje dwie prawe ręce.
***
— Kira! Enzo!
Sayuri na wszystkie sposoby próbowała ich obudzić. Szarpała za ramiona, krzyczała tak, że prawie zdarła sobie gardło, ale ta dwójka pijaków chrapała w najlepsze.
Próbowała zignorować stojącego z boku Kankuro, który z wyraźnym rozbawieniem obserwował jej zmagania. Ale do pomocy oczywiście się nie ruszył… Temari nie była lepsza. Stała i z nikłym uśmiechem patrzyła na nią, głaszcząc przy okazji Łatkę, która siedziała grzecznie na stoliku.
— Obudźcie się! — wrzasnęła.
Odpowiedziały jej jakieś niezrozumiałe pomruki.
Usłyszawszy poruszenie, odwróciła się. Temari bez słowa wyszła. Wymieniła zdumione spojrzenie z Kankuro, ale nie odważyła się skomentować wyjścia Temari. A nuż za chwilę wróci?
Nie pomyliła się. Minęła krótka chwila i blondynka wróciła do salonu z dwoma wiadrami wody. Kankuro przytomnie chwycił Łatkę na ręce, a Sayuri odciągnął od Kiry i Enzo.
Temari nie bawiła się w delikatność. Bez zbędnych ceregieli chwyciła mężczyzn za szmaty i nieco podtopiła, by szybciej otrzeźwieli.
— Zabijesz ich! — wykrzyknęła Sayuri.
— Tak? — Temari spojrzała na nią z uprzejmym zdziwieniem, — No popatrz, a chciałam tylko ich…
Wyciągnęła głowy z wiader. Oboje wypluwali wodę.
— C-co? — wyjąkał Enzo.
Kira nie był w lepszym stanie. Zatrzymali wzrok na Kankuro, który trząsł się od powstrzymywanego śmiechu.
— Widzę, że poznaliście już moją starszą siostrzyczkę.
Obaj drgnęli, jakby przeszedł ich dreszcz. Powoli odwrócili wzrok od Kankuro i Sayuri. Spojrzeli w końcu na kobietę, która przytrzymywała ich za ubrania i która uśmiechała się złowieszczo.
— Bardzo miło mi poznać nowych przyjaciół rodziny, którzy nie krępują się i czują jak u siebie w domu.
— M-my… Temari-sama…
— Nie samuj mi teraz. — Prychnęła i puściła ich. — A teraz marsz do łazienki, umyjcie się i daj im jakieś ubrania.
Kankuro chyba nawet przez ułamek sekundy nie zawahał się z wykonaniem polecenia. Ledwo Temari skończyła mówić, a już popędził do swojej sypialni.
— Masz ten wywar na kaca?
— Już leży w szklankach — przypomniała Sayuri, wskazując na stół.
— Pijcie.
Żaden z nich nie zawahał się i natychmiast zaczęli pić ze szklanek. Cóż… Sayuri trochę zazdrościła Temari takich niesamowitych zdolności do wymuszania posłuszeństwa. Nie miała wątpliwości, że ani Kankuro, ani tym bardziej Kira i Enzo, nie zgrywali się. Czasami Temari… nie można było jej odmówić.
— A teraz idźcie się umyć, te ubrania najlepiej spalcie — Temari uśmiechnęła się pod nosem — a my zrobimy śniadanie. Zapewne za chwilę będziecie głodni.
I znowu. Wystarczyło krótkie spojrzenie, które rzuciła na nią i posłusznie dreptała w kierunku kuchni, podążając jej śladem.
— Jeśli nie chcecie zostać zabitym, lepiej róbcie, co mówi — powiedział Kankuro konspiracyjnym szeptem, kiedy przekraczały próg kuchni.
— Kankuro! Ja cię słyszę.
Obie usłyszały śmiech lalkarza.
— Pokaże wam gdzie są łazienki. A moja kochana! — to słowo wykrzyczał tak, by nikt w promieniu kilkudziesięciu metrów nie miał wątpliwości — siostra zajmie się wami później.
***
Do kuchni niezbyt pewnym krokiem wszedł Enzo, który pomimo wywaru na kaca, nadal wyglądał na lekko sponiewieranego. Tuż za nim wyłonił się Kira, który patrzył na nich z przestrachem malującym się na twarzy.
— Siadajcie.
Na rozkaz Temari zajęli miejsca przy stole. Sayuri i Kankuro stanęli w kącie kuchni i zerkali to na siadających mężczyzn, to na blondynkę, która stała przed nowymi znajomymi z rękoma opartymi na biodrach.
— Kto był przywódcą, żądnym krwi mojego brata? — spytała ostrym tonem.
Sayuri uśmiechnęła się pod nosem. Temari już zaznajomiła się z historią kryjącą się za Kirą i Enzo, ale chyba nie była w stanie powstrzymać się przed napędzeniem im strachu.
— J-ja — wykrztusił Kira.
— Czy nadal chcesz go zabić?
Sayuri zdumiona zerknęła na Kankuro, który oparł się o nią i zachichotał na tyle cicho, by tylko ona to usłyszała.
Kiedy zauważyła coraz bardziej bladą twarz Kiry, miała ochotę jakoś odwieść Temari od planu zabawienia się kosztem mężczyzn, ale z drugiej strony… Szybkim ruchem otworzyła korek od wisiorka, który Gaara jej podarował. Niech też posłucha, jak też się jego siostrzyczka bawiła.
— Nie… nie wydaje mi się — wyjąkał Kira.
— Nie wydaje ci się?
— Na pewno nie — poprawił szybko.
— To tobie zabił brata?
Sayuri przewróciła oczami. Tak, Temari chyba w całej Sunie była znana ze swojego taktu i duszy wrażliwca. Kankuro jeszcze głośniej parsknął śmiechem, ale tamta trójka chyba była za bardzo zajęta sobą, by to usłyszeć.
— Tak.
— To za niego przepraszam. — Temari pochyliła głowę, oddając Kirze szacunek.
— Ni-nie wiem, co… co… Naprawdę, proszę się nie…
— Czyli możemy uznać, że krzywdy zostały wyrównane po twojej próbie założenia spisku, czy możemy coś zrobić?
Oho, chyba w końcu Kira zorientował się, że nie była to do końca poważna rozmowa, a poza Temari miała ich tylko nastraszyć.
— Naprawdę… sądzę, że jeżeli mojej rodziny nikt z waszej nie ruszy, wszystko będzie dobrze.
Kankuro nie wytrzymał i już dość głośno zachichotał. Sayuri walczyła ze sobą, ale poległa i mu zawtórowała.
Temari rzuciła im potępiające spojrzenia i chyba miała im za złe, że jej zabawa musiała się skończyć. Prychnęła cicho i spojrzała z powrotem na Kirę.
— Bogowie… ile czasu spędziłeś z tą nieokrzesaną trójką?
— Chyba dość, żeby przejąć ich zwyczaje — przyznał mężczyzna.
— A ty… twój ojciec jest teraz głównym kierownikiem huty, tak?
Enzo już otwierał usta, ale słysząc ten nadprogramowy przymiotnik, zamknął je i spojrzał w ich kierunku.
— Dziękuję Temari, że tak miło mu to przekazałaś. — Sayuri przewróciła oczami. — Nasze gratulacje, Enzo.
— Dzi-dzięki.
— A jak twoja sytuacja?
— Rodzice żyją, bracia zginęli na misjach.
— Dlaczego nikt go jeszcze nie trenuje? — Temari zacmokała zniecierpliwiona. — Skoro sam przyznał, że ma do tego dryg, to…
— Bo tego nie chciał, Temari — przerwał jej Kankuro.
— A kto tu mówi, że ma być shinobi? Zanim pójdziemy do samurajów, sprawdzę cię.
Enzo pobladł jeszcze bardziej.
— Jak będziesz chciał, będziemy kontynuować treningi. Jak nie, to marnuj sobie życie.
— Że też wcześniej na to nie wpadłem… — wymamrotał pod nosem Kankuro.
Tylko Sayuri to usłyszała i dopiero po chwili dotarł do niej sens tych słów. Manipulant znów mógł mieć rację.
— Macie żony, dziewczyny, dzieci? — kontynuowała Temari bez zająknięcia.
— Mam… mam kobietę — odpowiedział Kira, którego twarz powoli nabierała kolorów.
— Czemu nie żonę?
Tym razem to Sayuri nie opanowała się i potrzebowała oparcia w Kankuro. Bogowie…
— Nie wiem. Nie było jeszcze…
— Co cię powstrzymuje?
— Jestem…
— Myślisz, że ktoś na poważnie cię potraktuje, jeśli będziesz ją wiecznie zwodził?
— Jak tylko odłożę, kupię klepsydrę — wyjąkał wyraźnie skołowany Kira.
— Jak ma na imię?
— Sasami.
— Bardzo ładnie. — Temari po raz pierwszy podczas tej rozmowy uśmiechnęła się. — Mam nadzieję, że w przeciwieństwie do mojego brata, zaprosisz mnie na ślub, a wcześniej chcę poznać Sasami. — Zmrużyła oczy, obserwując milczącego Kirę. — Skoro już upijacie się u mnie w domu, śpicie do południa w najlepsze w naszym salonie i bez skrępowania zarzygaliście kanapę, to rozumiem, że stosunki między nami są na takim etapie, że to nie będzie nic niewłaściwego, prawda? — wycedziła.
— Oczy-oczywiście.
Kankuro bez sił opadł na podłogę, ale poza Sayuri nikt tego nie zauważył. Biedaczek dusił się z powstrzymywanego śmiechu. Bogowie… Opadła obok niego. Nie… to zbyt wielka dawka absurdu. Właśnie była świadkiem tego, jak w zasadzie obcy mężczyzna obiecał ożenić się na subtelną sugestię Temari.
— A ty? — Temari przeniosła wzrok na Enzo.
— Nie mam nikogo. — Chłopak zarumienił się.
— Bardzo dobrze, masz jeszcze czas. Dobrze… to teraz, skoro się poznaliśmy i nadrobiłam towarzyskie zaległości, możemy przejść do omawiania…
Nagle do kuchni wpadł Gaara. Niemal dosłownie. Tak szybko zbiegł ze schodów, że Sayuri ledwo to zarejestrowała. O cholera… to wszystko przez nią…
— Błagam, Temari — wyksztusił Gaara. — Ja jestem na zebraniu Rady…
— Co ja ci zrobiłam? Nawet się nie widzieliśmy.
— Moja żona złośliwie wyciągnęła korek.
Sayuri miała wrażenie, że wszyscy spojrzeli na nią w jednej chwili i była pewna, że wykwitły jej rumieńce na twarzy. Zreflektowała się i szybko odsunęła od Kankuro, z którym wylądowała na podłodze.
— Słyszałem, co mówisz… Kira — Gaara spojrzał na mężczyznę — jeśli nie masz ochoty, nie musisz się żenić, tylko dlatego, że…
— A ty co się wtrącasz? — burknęła Temari.
— Ja się wtrącam? — Gaara zamknął oczy i pokręcił głową. — Muszę wracać… — Otworzył oczy i przeniósł wzrok na nią. — Sayuri… błagam, nie mogę nic więcej słyszeć. To bardzo… ważne zebranie.
Skwapliwie pokiwała głową i zamknęła czerwoną bańkę, w której ukrył piaskowe oko.
Gaara przez chwilę wyraźnie walczył ze sobą, próbując przybrać poważną minę. W sposób oczywisty poległ.
— A idźcie wszyscy do diabła — mruknął i wyszedł, nadal uśmiechając się pod nosem.
— Jak Gaara to usłyszał? — spytał Enzo, kiedy kroki Gaary ucichły na schodach.
— W moim naszyjniku jest jego piaskowe oko. Nie kupiłam go, bo jest piękny, ale ze względów praktycznych.
— Daj nam dyspozycje, a przecież wiesz, że ci w hucie zrobią ci coś ładnego. — Enzo uśmiechnął się do niej. — Będą dumni, że nosisz coś od nich.
— Dobrze… skoro odebraliście mi zabawę, może coś zjemy? — Temari spojrzała po wszystkich. — Chyba jesteście wręcz wygłodniali, a ja też padam po misji… ale może najpierw opowiecie mi coś więcej na temat tej całej checy. Co z wypłatami? Dostawami? Jak to wszystko zgraliście?
Sayuri wymieniła spojrzenie z Kankuro. Skinął jej głową, jakby zapraszał do wzięcia głosu. Zauważywszy minę Temari, zrozumiała, że nie miała jak się wyłgać. Westchnęła cicho.
Opowiadała długo, na tyle dokładnie, żeby Temari nie miała szans dopytywać się o nawet najdrobniejsze szczegóły. W międzyczasie usiedli przy stole obok gości.
— Ale Temari. — Kira spojrzał na blondynkę poważnym wzrokiem. — To są ludzie, zwykli mieszkańcy, nie mogą pracować ponad…
— Wiem przecież. — Temari przerwała mu obrażonym tonem. — Nie słuchajcie ich i nie miejcie mnie za tyrankę. — Spojrzała z wyrzutem zwłaszcza na Kankuro. — Uważam, że bardzo ładnie wszystko ogarnęliście, ale teraz będzie wam łatwiej. Przedstawcie mnie tym wyznaczonym osobom do szkół, a pokażę im, jak to się robi. Macie racje, że to oni muszą szukać nauczycieli, choć jedną już macie. — Uśmiechnęła się promiennie. — Na pewno mogę, kiedy tylko będę w wiosce, prowadzić te wykłady z historii, tylko trzeba znaleźć jakieś zastępstwo w razie mojej nieobecności. Ale jedno mi się nie zgadza. — Zawahała się. — Jakim cudem te durnie z Rady zgodziły się na…
— Słyszałaś już o Hirojim? — przerwał jej Kankuro.
— To ten, co leży półmartwy na marach od chwili narodzin… Co z nim?
— Nasza Sayuri go wyleczyła.
— Jak go raz widziałam, to był półtrup.
— Zgadza się — przyznała Sayuri. — Bardzo wesoły i miły półtrup. A teraz jego wujek…
— Nie… — Temari szybko połączyła wątki i pokręciła głową. — Fujio tak się złamał?
— A Hiroji już lata i planuje przejąć przyszłe przedsiębiorstwa ojca — zaśmiał się Kankuro. — Musiałabyś widzieć, jak Fujio wygląda, kiedy tylko ten gnojek zabiera głos. Wygląda mi to na stan przedzawałowy.
— Rozumiem, że nie odważy się nie przejmować naszych metod?
Sayuri już chciała odpowiedzieć, ale zrezygnowała. Nie miała pewności, czy było to pytanie retoryczne, ale zapewne nie powstrzymałaby się i skomentowała te nasze metody, a po co wyprowadzać Temari z równowagi?
— Dobra, nie wykręcajcie się już. Jak to ugraliście z Radą?
— Nie chciałem być niemiły, ale widzisz, że Kira i Enzo nadal tu są — mruknął Kankuro. — Nie możemy tak otwarcie omawiać ściśle tajnych planów. Już raz przegięliśmy i Enzo prawie zarobił na chłostę od Fujiego.
— Chłosta na naszych ludziach?
Furia zagrała w oczach Temari.
— Nie odważył się tego zaproponować — powiedział szybko Kankuro. — Ale jeżeli im się coś wymsknie, to nie my stracimy głowę a oni.
— Potraficie chyba trzymać gębę na kłódkę, co?
Nie czekała na reakcję mężczyzn, tylko świdrowała Kankuro spojrzeniem.
— Mów.
— To Sayuri na to wpadła — odparł w końcu lalkarz. — Ty jej powiedziałaś, że rodom zależy jedynie na władzy i pieniądzach, a ona zrozumiała, że jak ktoś chce wprowadzić w Sunie zmiany, musi rzucić tym durniom kość…
Powoli, krok po kroku, wyjaśnił każdy etap. Nie tylko Temari, ale też Kira i Enzo słuchali wywodu Kankuro ze zdumieniem.
— Bogowie… — Temari potarła skłonie. — Na jakim etapie są rozmowy?
— Właśnie… — Kankuro zawahał się. — Jeszcze z trzy miesiące i trzeba będzie wysłać ludzi, żeby się upewnili o jakich ziemiach mowa i… ruszamy. Zapewne za jakieś dwa miesiące Rada wystosuje do podległych wiosek odpowiednie informacje o poszukiwaniu pracowników sezonowych. Tutaj, w Sunie, wywalczymy wszystko. Tamci… mają pecha. — Westchnął cicho. — Na pewno żaden z rodów nie będzie przejmował się czymś takim jak godne warunki. Początkowo wydawało się to genialne, ale…
— A gdybyśmy… — Sayuri zawahała się. — Zanim zaczną przyjmować pracowników, zorganizowali… wiecie… jakieś zebranie z rodami?
Zabrała głos, zanim zdążyła zastanowić się nad sensem słów. Chyba nadal była zbyt naiwna. Czymś takim mogłaby jedynie wzbudzić niechęć elit. Nie powinna ich prowokować.
— Problemem jest to, że ja nie mogę się wypowiadać, nie jestem…
— Po pierwsze, możesz i to zrobisz — Temari nie dała miejsca na obiekcję. — Po drugie, jak polegniesz, ja to im wyciągnę z gardła. Nie oszukujmy się. Stawki na pewno będą mniejsze i gorsze warunki, ale muszą złamać się na całą pensję, jaka jest w zakładach, bez premii. To mój cel.
— To nadal dość opłacalne — przyznał Enzo. — Ale jak to będzie wypłacane?
— W razie konieczności, jeśli pracownicy mieliby zostać oszukani, od nas, z Grobowca. — Kankuro uśmiechnął się złośliwie. — Nam rody będą musiały spłacić sumę co do grosza.
— Tak nazwaliście domek tatusia? — Temari parsknęła śmiechem. — Pasuje jak ulał. Nigdy nie zapomnę… — Przerwała i na moment otworzyła usta, patrząc w jakiś nieistniejący punkt. — Bogowie… dom.
— Przypomniały ci się beztroskie lata dzieciństwa, siostrzyczko? — spytał z przekąsem Kankuro.
— Technika ojca działa nawet po jego śmierci. — Temari chyba nie usłyszała wtrącenia brata. — Teraz Suna jest przeludniona, a gdyby tak… przemeblować Sunę?
— Przemeblować? — powtórzył Kankuro i przewrócił oczami. — Jasne… — mruknął pod nosem.
— Wyobraźcie sobie… — Temari nie dała się uciszyć. Wstała, wyjęła z szuflady pustą kartkę i naprędce narysowała owalny kształt. — Tutaj… cały obszar Suny… byłby przyjęty za ten bardziej reprezentacyjny, znalazłyby się hotele, restauracje, piękne domy. — Zaznaczyła to na kartce. — Ściany piaskowca można unieść wysoko i dałoby się nawet, jeśli byłby cień, sprowadzić jakieś bardziej odporne rośliny, może nawet walnąć jakąś fontannę czy coś takiego. Prawie cała ludność… — dorysowała obramowanie dookoła tej części — mieszkałaby po zewnętrznych stronach. Teraz ich domy są przepełnione, jak mają trójkę dzieci, to słyszałam, że i tak gnieżdżą się w dwóch pokojach. Zobaczcie ile to byłoby miejsca.
Temari z błyskiem w oku patrzyła po twarzach wszystkich.
O cholera… Sayuri patrząc na blondynkę, nie czuła, żeby cała ta operacja była skazana z góry na niepowodzenie. Choć dopiero przed ułamkiem sekundy usłyszała jej plan, już zaczęła rozważać możliwe rozwiązania.
— Każdy dom mógłby być ogromny, nawet zostawić puste przestrzenie i… a co tam, można też zrobić wyższą ścianę zewnętrzną, zostawić miejsce na jakieś place zabaw, miejsca spotkań, ryneczek… Coś takiego. — Temari na rysunek naniosła ostatnią poprawkę. — Ta najbardziej wysunięta część byłaby przeznaczona na zakłady pracy. Tam też przenieślibyśmy nasze przedsiębiorstwa. Tam też możemy mamić tych dziadów z Rady i postawić budynki na zakłady mleczarskie, tkackie, przetwórskie. Co jeszcze… w zależności od natężenia słońca… można by nawet otworzyć zielarnie, na miejscu hodować potrzebne zioła. Ale rozumiecie… to nie dlatego, że to jest bardzo potrzebne. To jest zabawka, możliwość odciągnięcia myśli tych idiotów. Byliby zachwyceni. Samo centrum Suny byłoby otoczone jeszcze większym murem. Poza tym…
— Cieszyliby się jak dzieci, że pozbyli się pospólstwa — wtrącił Kira. — A mieszkańcy czuliby się w końcu swobodnie, bo nie groziłoby im nic, jeśli wpadną przez przypadek na jakiegoś człowieka. Bo teraz…
— Dokładnie — przerwała mu Temari i spojrzała na swoje plany. — To też… da nam możliwość na wywalczenie pensji pracownikom. Wmówi się, że od teraz Suna będzie ważnym centrum handlowym. Zresztą to może okazać się prawdą. Jeśli przestrzenie byłyby ładnie utrzymywane, place targowe na najwyższym poziomie, hotele przestronne i dostatecznie okazałe, by przyjmować Lordów… Duma, ambicja, chęć przepychu… pensja pracowników będzie małą przeszkodą. Gaara… jestem przekonana, że operuje tą samą techniką, co ojciec. Mógłby przecież to wszystko stworzyć.
— O cholera… — Kankuro chwycił kartkę, na której Temari rysowała. — Bogowie… czemu nikt wcześniej na to nie wpadł. Teraz mur liczy zaledwie dziesięć metrów. Po tym… — Przyjrzał się rysunkowi. — O wiele więcej. — Zabrał z ręki siostry ołówek i naszkicował poziomy. — Na każdym poziomie stacjonowałby oddział, na murach moglibyśmy zrobić dosłownie koszary, wyposażyć wszystkich w balisty, w końcu niedługo spłynie drewno.
— A zobaczcie na to w ten sposób… — Sayuri wskazała na łączenia pomiędzy dzielnicami. — Tak naprawdę… możemy zrobić kilka dzielnic, bez granic. Żeby powoli zacierać różnice między elitami i bogaczami a mieszkańcami. W naszym pokoleniu na pewno to nic nie da, ale za kilka? My już damy temu wyraz, może…
— Kim wy jesteście?
Dopiero głos Kiry oderwał ich trójkę od kartki papieru. Sayuri zerknęła na Temari i Kankuro. Oni też wyglądali na zdumionych tym pytaniem.
— To przecież… bogowie… zacznę wierzyć w tę balladę.
— Balladę? — powtórzyła Temari. — Mam nadzieję, że to miła ballada.
***
Zgodnie z obietnicą zanim ruszyli do samurajów, Temari zajęła się Enzo.
Chłopak potrafił być szybki, wykorzystując w odpowiedni sposób chakrę, a kiedy w końcu się odsłonił i pokazał, że potrafił małymi pociskami chakry wystrzeliwać z dłoni… Genialne. Było to co prawda topornie wykonane, ale potencjał był zdumiewający.
Początkowo wyglądał na zadowolonego z pochwał, ale kiedy zorientował się, że Temari miała ochotę z pełnym zaangażowaniem zająć się jego treningiem, nie wyglądał już na tak szczęśliwego.
Ustalili godzinę spotkania, kiedy udadzą się do samurajów i w trójkę powrócili do siedziby Kazekage. Gaara wyrwał się wcześniej z obrad i bez możliwości sprzeciwu został wciągnięty w absurdalny plan przebudowy Suny. Ostudził trochę ich zapał, kiedy zauważył, że nie był architektem i nawet jeśli jego technika mogła trwać po jego śmierci, tak budynki mogłyby się zawalać z powodu wad konstrukcyjnych. Jego rodzina pozostała głucha na racjonalne argumenty i dalej planowali sposób zagospodarowania przestrzenią, choć przyznali mu rację, że przed rozpoczęciem prac, powinien porozumieć się z wykształconymi w tym zakresie osobami.
W końcu ruszyli do Grobowca, a potem, po wyjęciu pieniędzy, do siedziby samurajów. Po drodze, w umówionym miejscu, spotkali Kirę i Enzo, którzy już chyba nie zastanawiali się nad tym, do czego ich obecność mogłaby się przydać.
Po krótkim marszu Kankuro załomotał w drzwi, które prowadziły do okazałego budynku.
Nie musieli długo czekać na reakcję. Zapewne jeden ze strażników (którzy niewątpliwie kryli się w siedzibie samurajów) stał tuż przy drzwiach.
— Godziny otwa… — Mężczyzna zamarł w pół słowa, kiedy zauważył Gaarę. — Ka-kazekage-sama — wyjąkał i otworzył drzwi na oścież. — W czym mogę…
— Wpuść nas — oznajmił spokojnym tonem Gaara.
Strażnik drgnął, jakby wahał się nad decyzją, ale ostatecznie zszedł z drogi i wytwornym gestem zaprosił do środka.
Bogowie… Sayuri mocniej chwyciła dłoń Gaary. Widząc ten przepych stworzony z krwi mieszkańców, obawiała się, że powie o kilka słów za dużo.
— Czy… czy jaśnie wielmożni życzą sobie…
— Życzymy sobie, byś dopuścił nas do osoby odpowiedzialnej za umowy.
— O-oczywiście. — Mężczyzna pokłonił się przed nimi. Na chwiejnych nogach otworzył drzwi do jakiegoś mniejszego niż hall pomieszczenia, zapewne gabinetu. — Proszę, zasiądźcie. Za chwilę zwołam kucharzy i…
— Zależy mi tylko na rozmowie, nie na poczęstunku.
— Rozumiem. Za chwilę wrócę, Kazekage-sama.
Kiedy zniknął im z pola widzenia, weszli do pomieszczenia.
Sayuri nie myślała, że kiedykolwiek będzie miała mdłości na widok gustownie urządzonych pomieszczeń.
— Dlaczego to nie może być proste? — mruknęła. — Należałoby zwyczajnie się ich pozbyć. Wywalić poza Sunę.
— Bo wtedy mamy kryzys dyplomatyczny, moja kochana bratowo — zauważył uprzejmie Kankuro. — Ale może usiądziemy?
— To jakbym siadał na trupach — burknął Kira.
— Całkiem wygodne trupy. — Temari chyba tylko siebie próbowała oszukać, że czuje się swobodnie w tym miejscu. — Ty przejmiesz broszkę? — Spojrzała na Sayuri. — Gaara raczej nie powinien. On jest jedynie jako wsparcie i osoba, która upewni się, że nikt nie odważy się ciebie oszukać.
— Dobrze jest mieć takiego męża. — Sayuri rozluźniła się odrobinę, kiedy Gaara zaczął kolistymi ruchami przejeżdżać kciukiem po wnętrzu jej dłoni.
— Tak tylko przypominam, że grono widowni tylko się zwiększa z dnia na dzień.
— Kolejny pomysł na biznes. — Z niechęcią odwróciła wzrok od Gaary i spojrzała na Kankuro. — Miejsca w pierwszym rzędzie za równowartość naszych luksusowych produktów.
— Bogowie… — Gaara parsknął śmiechem. — Sądzę, że to trochę więcej warte.
— Zboczeńcy — prychnęła Temari, ale równocześnie uśmiechnęła się pod nosem.
Nagle wrócił sługa, a tuż za nim dreptał słusznej budowy mężczyzna.
— Witam — wysapał. — Nazywam się…
— Nie obchodzi mnie to — powiedziała Sayuri zimnym tonem. No i z opanowania nici… Nawet pięciu sekund nie wytrzymała. — Przyszłam tutaj spłacić długi moich pracowników i będę to robiła z każdym kolejnym miesiącem. Sądzę, że uprzejmość jest zbędna.
— Dość… dość… Nasza działalność…
— Jest legalna — dopowiedziała możliwie spokojnym tonem Sayuri. — To jest jedyny powód, dla którego jeszcze nikt was stąd nie wyrzucił, choć z Konoha zostaliście wywaleni na zbity pysk. — Dostrzegła, że mężczyzna już otwierał usta, ale nie dała mu dojść do słowa. — Nie muszę się z tobą lubić. Masz jedynie spełnić nasze żądanie. Oto lista dłużników. — Podała mu kartkę, na której zostały spisane nazwiska ponad trzystu osób. — Przeliczyłam procenty i wychodzi — podała kwotę. — Tyle przyszłam zapłacić, ale mam też umowy.
Kankuro ze zwoju podał jej odpowiednie dokumenty.
— Potwierdzą one, że nie ma już długu dla tych ludzi. Podpiszesz każdą w trzech kopiach. Jedna zostaje u ciebie, druga będzie dla pracownika, a trzecia dla mnie i męża.
— Ale przecież…
— Nie nażresz się już, ty tłusta świnio, krzywdą tych ludzi — warknęła Temari, podnosząc się z krzesła. — Jeżeli nie możesz już ruszać ręką wyślij tego bałwana — wskazała na sparaliżowanego ze strachu sługę — po kogoś, kto ją za ciebie potrzyma. Nie proponujemy niczego złego, tylko procenty już nie będą leciały, co? To cię boli? Wyobraź sobie, że nas to nie obchodzi, a żądanie masz obowiązek spełnić.
— Muszę… — Mężczyzna starł pot z czoła. — Każdą z umów sprawdzić, czy się zgadza…
— To rusz dupę — wycedziła Temari. — Ma ci ktoś pomóc? Zanieść cię?
— N-nie — wyjąkał i pospiesznie wyszedł z pomieszczenia.
— Bogowie… — Gaara nie opanował się i pocałował nadal zarumienioną z wściekłości Sayuri. — Taka jesteś bojowa?
— Nie mogę znieść jego widoku.
— Gdyby ciebie tu nie było znalazłby jakąś wymówkę. — Enzo spojrzał na Gaarę. — Znam takich typów.
— Spodziewałem się tego. Ale nie wiedziałem, że dwie najważniejsze kobiety mojego życia są takie agresywne. — Gaara uśmiechnął się pod nosem. — Co do Temari nie miałem wątpliwości, ale moja urocza żona?
— Braciszku…
— Już… jestem. — Powrócił mężczyzna, a tuż za nim kilku samurajów, którzy dźwigali stosy dokumentów. — To są wszystkie umowy… z Suny… Za chwilę… sprawdzę nazwiska…
— Zestarzejemy się w takim tempie. — Temari prychnęła. — No pospiesz się, nie mamy całego dnia!
***
— Nasze zdrowie! — Kankuro uniósł kieliszek i spojrzał po twarzach pozostałych. — Może i było to irytujące, może i straciliśmy kilka godzin, ale zdobyliśmy dokumenty.
— Jeżeli ten idiota by nam ich nie wydał, byłby powód do aresztowania — mruknęła Temari, kiedy wszyscy przechylili kieliszki. — A tak? — Westchnęła. — Wiesz, że Kira ukrywał cię przed nami?
Jak na komendę spojrzeli na Sasami. Kobieta na samym początku ledwo wydukała powitanie i od tamtej pory siedziała cicho na skraju krzesła, wpatrując się w stół.
Sayuri miała ochotę opieprzyć szwagierkę. Chyba trzeba było być ślepcem, żeby nie zauważyć, jak bardzo Sasami nie chciała tu przychodzić i zrobiła to tylko dlatego, że Temari wymusiła kolejną obietnicę na Kirze...
— Kira nalegał... Temari-sama... żebym stawiła się na wezwanie — wydukała Sasami i zlękniona zerknęła na blondynkę.
— Nalegał? Wezwanie? — Temari uśmiechnęła się półgębkiem. — Bogowie, co ty z nią robisz, że aż tak się boi? — Spojrzała na Kirę. — Przecież za chwilę zemdleje nam tutaj!
— Nie pomagasz, Tem...
— Nie wtrącaj się. — Temari nie dała dojść do słowa Sayuri. — No? Czekam na wyjaśnienia.
— Raczej... Nigdy nie była na takiej wizycie...
— I tylko...
— Moja droga, rozejrzyj się. — Kankuro udało się zachować powagę, kiedy patrzył na Sasami. — Po stole walają się butelki sake, wśród których gospodyni ukryła trochę dań. Dookoła siedzą ludzie w twoim wieku, którzy spotkali się, żeby świętować mały sukces. Poza miejscem i samymi osobami — zerknął znacząco na Gaarę, który obrał taktykę milczenia, żeby jeszcze bardziej nie spłoszyć zlęknionej kobiety — nie widzę żadnych różnic między spotkaniami w gronie waszych znajomych a nami.
— T-tak. Rzeczywiście, Kankuro-sama.
— Zapewniam, że kiedy jesteśmy w tym gronie, nie musisz nikogo tytułować. — Sayuri uśmiechnęła się łagodnie do Sasami. — Może nawet urazisz nas, jeśli nie dostosujesz się do tego.
Temari parsknęła śmiechem, zauważywszy miny gości. Dopiero kiedy zatrzymała wzrok na Sasami, zmrużyła oczy.
— Nie musisz się pilnować. Nic się nie stanie, jeśli napijesz się z nami.
— T-tak, Temari-sa...
— Przestań! — Kira wyrwał kieliszek z rąk zarumienionej Sasami.
— Co ty...?
— Gdybyś tak nie naciskała... — Kira wytrzymał miażdżące spojrzenie Temari. — Nie jestem tyranem. Lekarz kiedyś przyjął Sasami i ponoć przy lekach na jej problemy ze stawami...
— Wada wrodzona? — Oczy Sayuri rozbłysły.
— Nie wiem, Sayuri-sama. Lekarz nic nie...
— Chodźcie. — Temari odsunęła krzesło. — Może jednak powinnaś zastanowić się nad związaniem z tym idiotą. — Rzuciła złośliwy uśmieszek Kirze. — Zamiast od razu powiedzieć, że masz problemy... Ale czego ja wymagałam od mężczyzny? Logicznego myślenia? — Pokręciła głową. — No co tak siedzisz?
Sasami drgnęła na jej napastliwy ton.
— Sayuri nie będzie miała nic przeciwko zerknięciu. Zbadamy cię.
Sayuri uniosła brwi na liczbę mnogą, ale nie skomentowała tego. Bez sprzeciwu wstała z miejsca.
— Nie wiem, czy dam radę od razu pomóc, ale na pewno coś poradzimy.
— Nie chciałabym robić problemów...
— Nie gadaj głupot. — Temari przewróciła oczami. — Dobrze radzę, lepiej zgódź się po dobroci.
Sasami na drżących nogach wstała i ruszyła za kobietami wgłąb mieszkania. Kiedy drzwi na korytarz się otworzyły, do kuchni wpadła Łatka.
— Niesamowita... — mruknął Enzo. — Ona od zawsze wszystkich ustawia?
— Odkąd sięgam pamięcią mnie próbuje — odparł Kankuro, gładząc po łebku Łatkę, która za cel obrała sobie jego kolana. — Aleś wpadł...
— Słucham? — spytał Kira, na którego padło spojrzenie lalkarza.
— Temari sparzyła się na dawnych znajomych. Chyba znalazła materiał na nową. — Parsknął śmiechem na widok autentycznego przerażenia na twarzy mężczyzny. — To dla niej sytuacja idealna. Sasami nawet się nie zająknie, kiedy Temari będzie przerabiała ją na swoją modłę, a ty, mój drogi, nie będziesz miał nic do powiedzenia.
— Pięknie...
— Wybaczcie, że się wtrącę... — Enzo przerwał Kirze. — Muszę zadać to pytanie. — Patrzył uważnie to na Kankuro, to na Gaarę. — Naprawdę... to tylko... zwykła znajomość? Bo przyznacie... to trochę dziwne... — Przerwał. Wyraźnie zbierał się w sobie i w końcu zdobył się na odwagę. — Za bardzo nas dopuszczacie, każdy krok omawiacie z nami. Przy większości spraw, o których nie powinniśmy wiedzieć, jesteśmy osobiście... To nie jest... nie wiem... próba kontrolowania nas z waszej strony?
Kankuro wymienił z Gaarą spojrzenie i obaj uśmiechnęli się półgębkiem.
— Na początku rzeczywiście — odpowiedział Gaara. — Nie wspominajcie o tym Sayuri, bo żyć nam nie da — dodał szybko. — Ale tak po prawdzie, to chyba sami doprowadziliście do sytuacji, w której obiekty obserwacji są tuż pod naszym nosem. Nie musimy się dłużej trudzić.
************************
Chciałabym wytłumaczyć te wtrącenia o ścianach wokół Suny.
Kiedy to pisałam, miałam w głowie dwa wyobrażenia Suny, które, co dopiero z czasem zrozumiałam, były błędne. W pierwszej serii była pokazana z takiej perspektywy, jakby znajdowała się w jakiejś kotlinie. Na początku shippuudena, kiedy nastąpiło porwanie Gaary, można było dostrzec mury, na których shinobi mieli warty. Sądziłam wówczas, że takie zmiany nastąpiły podczas rządów Gaary i to chciałam jakoś wytłumaczyć w Gosposi. Zdecydowanie później zorientowałam się, że największą rolę odgrywała… perspektywa. Tak naprawdę nic się nie zmieniło między pierwszą a drugą serią anime. ;) Może i taki szczegół nie odgrywa najistotniejszej roli, ale czułam potrzebę wytłumaczenia się. :P
Miłego weekendu!
Chciałabym wytłumaczyć te wtrącenia o ścianach wokół Suny.
Kiedy to pisałam, miałam w głowie dwa wyobrażenia Suny, które, co dopiero z czasem zrozumiałam, były błędne. W pierwszej serii była pokazana z takiej perspektywy, jakby znajdowała się w jakiejś kotlinie. Na początku shippuudena, kiedy nastąpiło porwanie Gaary, można było dostrzec mury, na których shinobi mieli warty. Sądziłam wówczas, że takie zmiany nastąpiły podczas rządów Gaary i to chciałam jakoś wytłumaczyć w Gosposi. Zdecydowanie później zorientowałam się, że największą rolę odgrywała… perspektywa. Tak naprawdę nic się nie zmieniło między pierwszą a drugą serią anime. ;) Może i taki szczegół nie odgrywa najistotniejszej roli, ale czułam potrzebę wytłumaczenia się. :P
Miłego weekendu!
Wreszcie, powrót siostry marnotrawnej! Temcia rządzi się nawet bardziej niż się spodziewałam, ale to bardzo dobrze. Najlepsze jest to jak prędko Sayuri przestawiła ją z fazy złości na fazę konstruktywnego działania. Do Temci pasuje takie pragmatyczne nastawienie. Gaara biegający po schodach rozbawił mnie niemal tak jak Sayuri polegująca na krzesełku. Nic nie poradzę że ze słowem polec mam jednoznaczne skojarzenia :P Kankuro w końcowym fragmencie wyraził to co i ja pomyślałam. Chyba można się spodziewać że Sasami z zalęknionej kobietki stanie się heterą :D to będzie kara dla Kiry za spiskowanie, wybaczyć można zapomnieć nigdy :D jestem ciekawa, ile odcinków Gosposi masz już w całości napisanych? Jak długo jeszcze możemy liczyć na urodzaj notek;)
OdpowiedzUsuńTo wbrew pozorom trudne pytanie. :P Początkowo łączna liczba wynosiła 93 i dopisałam aż dwa ;) Niestety, kiedy bawiłam się w przerabianie końcówki dużo pozmieniałam i aktualnie jest to 84. Czyli jeszcze jakiś rok publikacji co dwa tygodnie ;)
UsuńNiewykluczone, że kiedy będę musiała zabrać się za pisanie magisterki, liczba rozdziałów gwałtownie wzrośnie :D
To teraz nie wiem, czy z ostatniego zdania cieszyć się czy martwić :D niemniej perspektywy czytelnicze na 2020 są :P
UsuńJak najbardziej można się cieszyć. ;) Na tym etapie mam takie zaległości, że pozostaje mi tylko się śmiać, a pisanie ff odciąga myśli od nieprzyjemnych rzeczy. Na razie skupić się nie mam jak, a przy opowiadaniach nie muszę mieć dobrych warunków. :P Wybór jest oczywisty. :D
UsuńZnowu spóźniona, ale szybciutko nadrabiam :) Stęskniłam się za Temari. Tak bardzo,, że przez cały rozdział miałam wyszczerz jak tylko się odzywała x) Ci samurajowie to naprawdę gnidy. A skąd pomysł, że to akurat oni mają być tymi złymi? Ostatnie fragmenty - mistrzostwo! x) Ułatwili zadanie obserwowania nie powiem x) Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w przyszłym roku nadal będę miała co czytać :*
OdpowiedzUsuńAlba
Samurajowie w "Naruto" byli wykorzystani tylko po to, żeby... No właśnie - po co? ;) Od początku miałam wrażenie, że to wątek upchany trochę na siłę, a skoro wisieli sobie w próżni do momentu wojny, postanowiłam trochę ich wykorzystać. :D
UsuńZatem już teraz zapraszam w 2020 roku!