sobota, 16 listopada 2019

Gosposia – Rozdział 52

— Nie idź jeszcze.
Tym razem role się odwróciły i to Gaara przytrzymywał Sayuri w pozycji horyzontalnej.
— Wszystko może poczekać…
— Nowe pracownice sklepu będą zachwycone, kiedy usłyszą, że Kazekage-sama darzy ich tak ogromnym zaufaniem, że bez przeszkolenia chce je puścić w paszcze klientów.
— Ludzie są bardzo zdolni — wymruczał jej do ucha, ale Sayuri szybko wstała. Przytrzymał jej dłoń. — Nie ufasz swoim pracownikom?
— Ufam…
Jak zawsze rozbrajał ją widok Gaary zawiedzionego tym, że odchodziła. Jak zawsze uległa.
Wśliznęła się z powrotem do łóżka, oparła głowę o ścianę i pozwoliła, by Gaara wygodnie ułożył się na niej. Zgięte nogi przytrzymywał ramionami i zerknął na nią z szerokim uśmiechem
— Znowu wygrałeś — wyszeptała, całując go w czubek głowy.
— Marne zwycięstwo. Najpóźniej za godzinę będę musiał cię stąd wypuścić.
— O której wyszli Kira i Enzo?
— Nie wyszli. Śpią w salonie.
— Naprawdę? — Uważnie przyglądała się Gaarze, który próbował zachować powagę. Nie potrafiła znaleźć powodu, dla którego miałby kłamać.
Krótką chwilę milczeli, a Gaara rozpoczął wędrówkę dłoni wzdłuż jej uda.
Sayuri nie dała się zwieść. Gaara często swoimi gierkami chciał uśpić jej czujność, ale do pewnego stopnia uodporniła się na to. A przynajmniej taką miała nadzieję.
— Co miał na myśli Enzo, że przemyśleli słowa Kankuro o mojej przeszłości?
Zagadka się rozwiązała. Miała nadzieję, że nie zdradziła rozbawienia, kiedy spojrzała na wpatrującego się w nią Gaarę.
— Jak się podsłuchuje prywatne rozmowy, trzeba liczyć się z konsekwencjami, kochanie. — Potargała go po włosach. — Na przykład takimi, że nie pozna się wszystkich szczegółów.
— Moja kochana żona na pewno chętnie rozwieje wątpliwości. — Przechylił nieco głowę i pocałował jej pierś. — Prawda, skarbie?
— Dlaczego nie poszedłeś do nich? Mogłeś mieć informacje z pierwszej ręki.
— Ja tutaj miałem zajęcie — wyszeptał. Zmrużył oczy i pogładził ją po policzku. — Wiesz… dzisiaj było nawet lepiej niż zazwyczaj. Gdybym miał wybrać, które z moich nocnych przemyśleń miałabyś usłyszeć, to te dzisiejsze.
— To dlatego nie chcesz mnie wypuścić? Mamy całe życie na wszystko i nie chce słyszeć, że coś może nam przeszkodzić.
— Ale każda sekunda jest na wagę złota — powiedział przesadnie dramatycznym tonem. — Jeżeli nawet mamy całe życie i umrzemy jako obrzydliwi starcy, to i tak za mało. Choćbym miał dwa razy tyle czasu, nie odwdzięczę ci się za wszystko i nie podziękuję dostatecznie mocno… — Nieoczekiwanie zachichotał. — Intrygantka. O czym im powiedzieliście?
Jednak nie była odporna. Może to i lepiej? Szybciej przejdzie do realizacji planu, nad którym myślała od długiego czasu.
— Ogólnie zarysowaliśmy, jak wyglądało twoje życie. Wyglądali, jakby dostali czymś ciężkim w głowę. Potem już nie zauważyłam, żeby naprawdę się ciebie przestraszyli.
— Może wydam swoją autobiografię? — Zmarszczył czoło. — Tylko trzeba pomyśleć o dobrym wypromowaniu. Założę się, że najbardziej poczytne będą rozdziały o odbieraniu ludziom głowy.
— Moją skradłeś i serce też, a ciało skapitulowało przed tobą — wyszeptała mu do ucha. Musiała dać radę. — Jak sądzisz, jak poczytny byłby rozdział o tym poranku?
Przejechała językiem u nasady jego szyi. Gaara wydał dziwny odgłos, którego jeszcze nigdy wcześniej nie słyszała z jego ust. Dziwne...
Czasami z trudem uzmysławiała sobie, jak krótki w gruncie rzeczy był ich związek.
— W ogóle by tego nie przeczytali, bo nie pozwolę, żeby ktoś myślał w taki sposób o tobie.
Sayuri w ostatniej chwili wyczuła jego zamiar. Nim zdążył odwrócić się w jej stronę, usiadła zwinnym ruchem na jego brzuchu.
Nagle dotarła do niej idiotyczność tego wszystkiego. Bogowie... jak nic była cała czerwona na twarzy.
Jakby na potwierdzenie jej przemyśleń, Gaara parsknął śmiechem, obserwując ją.
— Cóż sobie wymyśliłaś?
A może? To przecież oczywiste, czego chciała. Gaara raczej nie będzie miał nic przeciwko.
— Skoro nikt o tym nie przeczyta… — Próbowała sprawić, by jej głos był możliwie niski i zmysłowy, ale zbyt mocno drżał, by mogła uznać to za sukces. — Może czas wypróbować inną pozycję?
No niech coś powie!
Gaara wpatrywał się w nią uważnie, ale nie dała rady odgadnąć, co mu chodziło po głowie.
— Jak chcesz to zorganizować? Moja obrona intuicyjna…
— Nie, nie, ty nic nie musisz robić.
Z satysfakcją obserwowała jego zdumioną minę. Po chwili uśmiechnął się do niej z czułością.
— Te zakłady dały ci w końcu pewność siebie. — Zanurzył dłoń w jej włosach. — Chcesz mnie ujeżdżać.
Nagle z całego pomieszczenia uszło powietrze. Przynajmniej takie miała wrażenie, kiedy z trudem łapała oddech.
Cholera! Czy po tak długim czasie musiała aż tak przesadzać z reakcją?
— Na co czekasz, kochanie? Jestem bardziej niż gotów.
Gaara chyba zauważył, z czym się zmagała i próbował ją dopingować.
I co teraz? Niepewnie pochyliła się nad nim i pocałowała go. Nie... nie tak. Przecież to nie były ich pierwsze, nieśmiałe kroki. Można nawet powiedzieć, że mieli pewną wprawę...
Skoro już teraz czuła się głupio, co będzie później?
Dał jej dość sporo czasu, żeby zdążyła oswoić się z sytuacją. Niewinne pieszczoty uspokoiły ją na tyle, by mogła z czystym sumieniem wyszeptać:
— Ja też jestem gotowa.
Musiała być. Niezbyt zgrabnymi ruchami przesunęła się wzdłuż jego ciała. Cholera... Nie mogła znowu się zawstydzić — to by zakrawało o absurd!
Nie namęczyła się zbytnio, żeby sprawić, by był gotów. Żartowali kiedyś, że na siebie będą gotowi zawsze. Na razie znajdowała tylko potwierdzenie tych słów.
Chociaż próbowała delikatnie, powolnymi ruchami przeżyć tę pierwszą penetrację w nowej pozycji, odczuwała pewien dyskomfort. Nie było to może bolesne, ale gdzie tam do rozkoszy, którą zazwyczaj przeżywała przy każdym ruchu Gaary w jej wnętrzu.
W końcu odważyła się i spojrzała bezpośrednio na męża. O... A to ciekawe. Gaara zamknął oczy i zagryzł wargi. Wyraźnie walczył o zachowanie jasnego umysłu. A może by tak...
Poruszyła się nieznacznie. Nieco uniosła ku górze i powoli opadła. Na te nowe doznania Gaara jęknął. Zrobiła to jeszcze szybciej — uniosła się i opadła. Dyskomfort zniknął, kiedy znowu usłyszała reakcję Gaary.
Zamknęła oczy. Nie było już miejsca na wstyd. Z premedytacją wykonywała podobne ruchy, do których Gaara ją przyzwyczaił. Nie przyspieszała znacząco, choć wyczuwała, że był na skraju wytrzymałości. Brała wszystko, co zechciała, a Gaarze pozostało jedynie dostosować się do tego leniwego tempa.
Kiedy znowu otworzyła oczy i dostrzegła czerwoną z wysiłku twarz męża, nie wytrzymała.
Nie miało to już znaczenia, że działała na oślep — chciała już, natychmiast poczuć spełnienie. Głośno sapała, jakby przebiegła dziesiątki kilometrów. Nie pozostało już nic z delikatności.
Każde poruszenie powodowało reakcję na całym ciele. Każdy odgłos był wyraźnym sygnałem, że oboje potrzebowali swojej bliskości, ale...
Orgazm przyszedł zbyt szybko.
W ostatniej chwili zreflektowała się, że nie mogła pozwolić sobie na bezwładne ruchy — jeszcze by go uszkodziła.
Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy wyczuła i usłyszała, że Gaara też doszedł. Powinna go pochwalić, że dla niej starał się wytrzymać, jak na nich, całkiem długo.
Pięknie wyglądał, kiedy tak na nią patrzył. Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek wyda jej się bezbronny, ale z tej perspektywy... wszystko było inne.
— Fascynujące jest bycie na górze, prawda? — wyszeptał i splótł z nią dłonie.
— Bogowie… — Westchnęła cicho i z satysfakcją zrozumiała, że choćby teoretycznie teraz to od niej zależało, kiedy odważy się raz jeszcze to przeżyć. — Wisisz mi miesiące tego.
— Kochanie… jeżeli tylko tyle ode mnie chcesz, bierz wszystko.

***

Sayuri nie miała kaca, bo szybko wyszła poprzedniego dnia. Gaara nie miewał takich problemów, ale na widok Kankuro oboje parsknęli śmiechem. Byli już w trakcie śniadania i czekali na pozostałych, a tu wpadł ten lekkoduch z miną, jakby oddychanie było zbyt głośne. Chyba jeszcze nigdy nie widziała go tak bladego.
— Biedny szwagier — powiedziała Sayuri tonem świadczącym o przesadzonym współczuciu. — Chcesz tej mojej miksturki?
— Bardzo ładnie proszę.
— Ależ pomyślałam o tobie i twoich kompanach do kieliszka.
Kankuro posłał jej oburzone spojrzenie na taką niedomyślność, że ten dźwięk będzie dla niego torturą. Chyba szybko jej wybaczył, gdy dostrzegł obrzydliwą breję. Wypił duszkiem.
— No to nasz mały Kankuro znalazł przyjaciół.
— A daj spokój... — Kankuro zamknął oczy i potarł dłońmi skronie. — Zapomniałem, że to nie są shinobi i o tym, że raczej nie mieli zbyt wielu okazji w życiu do picia. Nie ma szans, żeby obudzili się przez następne godziny.
— Godna pochwały postawa — powiedział z przekąsem Gaara. — Znalazłeś kolejny sposób, żeby doprowadzić Temari do szewskiej pasji.
— Też to zauważyłem. — Kankuro zachichotał cicho. Otworzył oczy, a ta dziwna bladość twarzy powoli znikała. — Będzie zachwycona naszymi znajomymi.
— To ze smutkiem oświadczam, że czas ich zbudzić. Musimy już wychodzić. — Sayuri próbowała wstać, ale Gaara trzymał ją zbyt mocno, żeby dała radę się wyrwać. — Naprawdę nie wstydzisz się już nawet przed rodzonym bratem?
— Jestem twoim mężem i chyba nawet Temari nie wierzy już, że jestem prawiczkiem.
— Ja też już przestałem się bać o Karasu i Kuroari — wtrącił Kankuro ze złośliwym uśmiechem. — Ale braciszku, musisz ją wypuścić. Niedługo przyjdą nowe osoby do sklepu.
— Znowu mam cały świat przeciw sobie...
Gaara westchnął ciężko i wypuścił ją ze swojego uścisku.
Poszli do salonu. Enzo i Kira ułożyli się po przeciwległych stronach kanapy, a jeden z nich chrapał głośno.
— Te zapijaczone mordy wyglądają zbyt uroczo, aby je budzić — zagruchotał Kankuro, podchodząc bliżej kanapy.
— To po prostu wyjdźmy stąd. — Sayuri z lekkiego oddalenia obserwowała  śpiących mężczyzn. — Jakby chcieli coś ukraść, to już dawno by to zrobili w Grobowcu. Tylko o Łatkę trochę się martwię.
— Pod koniec zaczęła łasić się do Kiry. A jeśli nie zauważyłaś, właśnie śpi między nimi. — Kankuro ruchem głowy wskazał na kanapę. — A to kotka na mężczyzn! Widzę, że przejmuje moje zachowania.
— Ty też sypiasz z twarzą przy dupie Enzo? — spytał Gaara, walcząc ze śmiechem.
— Pewnie, nie zauważyłeś jeszcze? Całe życie mam taką przytulankę, ale oczywiście mój rodzony brat tego nie wie. — Kankuro westchnął teatralnie. — A idź już do tych idiotów. Dzisiaj macie oboje tak głupi wyraz twarzy, że niezwykle do nich pasujesz.

***

Sayuri spełniła obietnicę i koło południa udała się do huty. Pracownicy, którzy kręcili się przy wejściu, z uśmiechami obserwowali ją i Kankuro.
Pięknie... Kankuro czuł się jak ryba w wodzie i ignorował jej sprzeciw. Wcześniej prosiła go, żeby weszli bocznym wejściem, ale nie dał się przebłagać.
Szybkim krokiem przeszli do pierwszej hali. To naprawdę żałosne, że nie miała pojęcia, co konkretnie robiono w poszczególnych pomieszczeniach. Wspaniała właścicielka, nie ma co...
W końcu przedarli się przez pracowników i dotarli do miejsca, w którym w tych godzinach powinni być kierownicy. To naprawdę głupota, że biura znajdowały się na tyłach... Jakim cudem ktoś kiedyś wpadł na taki pomysł?
Kankuro parsknął śmiechem, kiedy unosiła rękę, żeby zapukać. Bez zbędnych słów zrozumiała, że tym zachowaniem ośmieszyłaby się. Ale dlaczego? Jak to było w Sunie? Fakt, że była właścicielką zakładu, czy powinowactwo ze szlachetnym rodem powodowało, że nie musiała (a może nie powinna) respektować podstaw dobrego wychowania?
Westchnęła cicho i wbrew sobie weszła do pomieszczenia bez pukania.
Kazuma już otwierał usta, ale szybko się zreflektował, zauważywszy, kto wszedł do środka.
— Zawsze na ciebie trafiam. — Czy taką gadką poprawi cokolwiek? Miała nadzieję, że chociaż z nim uda jej się przełamać tę niewidzialną barierę. W końcu z Enzo... Właśnie! Enzo! — Ale też i twój syn stał się całkiem łatwo zauważalny.
— Nie rozumiem, Sayuri-sama — wykrztusił wyraźnie zbity z tropu Kazuma.
— Właśnie razem z Kirą śpią sobie nawaleni w naszym salonie — odparł Kankuro.
Idiota! Powiedział to tak lekko, a tu Kazuma zbladł na ich oczach.
— Najmocniej przepraszam za mojego…
— Daj spokój. Bardzo się do niego przywiązaliśmy, a jeżeli ktoś miałby przepraszać, to tylko mój szwagier. — Sayuri rzuciła Kankuro potępiające spojrzenie, ale ten zgrywał niewiniątko.
— Mimo wszystko…
— Kazuma — przerwał mu Kankuro — wbrew wszystkiemu, co przez lata było opowiadane o mojej rodzinie, jesteśmy normalnymi ludźmi. Znamy też przeszłość twojego syna i nam to nie przeszkadza. Namawialiśmy was, żebyście zwracali się do nas bezpośrednio, ale nie chce wam to przejść przez gardło. Kira i Enzo przynajmniej stosują się do naszych próśb i na moje życzenie śpią w naszym domu. Gdyby cokolwiek było nie tak, na pewno pierwszy byś się dowiedział. Wiem, że ciężko to przyjąć do wiadomości, ale nie jesteśmy rodziną bogów… I doszedł nowy członek rodziny, który postawił sobie za punkt honoru wyciskać z nas siódme poty, żeby w Sunie się poprawiło. — Spojrzał z ukosa na Sayuri. — Poza tym nie różnimy się za bardzo od was, zwykłych śmiertelników.
Kazuma odetchnął i pozwolił sobie rzucić im nieśmiały uśmiech.
— Dziękujemy za dostawy jedzenia. Wiemy, że to cicha próba dalszego przekazywania pożywienia innym mieszkańcom.
— Wy też jedzcie — powiedziała stanowczo Sayuri. — Moi pracownicy muszą mieć wszystko, co najlepsze.
— Nas teraz stać. Na linii i w sklepie będą nowi, którzy na pewno skorzystają. Coś tam poskubiemy, a co zostanie oczywiście będzie znikać, ale przekażemy to chłopakom z Ruchu. Oni na pewno znajdą biednych. Poza tym każdy z nas zna kilka rodzin, które na tym skorzystają. A co do szkół… Nikt się nie sprzeciwił. — Mężczyzna chyba zapomniał o skrępowaniu, bo uśmiechnął się promiennie. — Wszyscy państwu uwierzyli. Nawet… nawet Kazekage-sama teraz...
— Cieszę się, że mój mąż jest doceniany — przerwała mu Sayuri. Dobrze wiedziała, że jakakolwiek wzmianka o Gaarze mogła tylko sprawić, że biedny Kazuma zmieszałby się jeszcze bardziej. — To co… wytłumaczysz mi…
— Widzę, że nie ma pani do tego głowy. Tak naprawdę… — Nikły rumieniec pojawił się na jego twarzy. — Enzo mówił mi, że przekazał państwu pewną informację, ale mogła ona umknąć w natłoku…
— Po prostu mów — wszedł mu w słowo Kankuro.
— My tu naprawdę mamy artystów — oznajmił mężczyzna z błyskiem w oku. — Jeden z nich już coś przygotował. Mogliby państwo rzucić na to okiem?
— Oczywiście. — Cholera... jak się pozbyć wyrzutów sumienia? Przecież powinna doglądać huty! — Gdzie jest ten nasz artysta?
— Zapraszam.
Zaprowadził ich do nieco większego pomieszczenia i poprosił, żeby zaczekali. Po chwili wrócił z młodym mężczyzną, który zauważalnie drżał i zerkał na nich przestraszony.W ramionach kurczowo ściskał jakiś przedmiot owinięty zwiewną tkaniną.
— To Susumu — podjął Kazuma. — Zastanawialiśmy się, jak wyrazić swoją wdzięczność i to on wpadł na pomysł. — Zachęcił podwładnego ruchem ręki, by pokazał swoje dzieło.
Susumu drżącą dłonią ściągnął materiał.
Kankuro w jednej chwili zrobił się czerwony na twarzy, ale bohatersko powstrzymał wybuch śmiechu.
Sayuri nie miała szans opieprzyć szwagra. Bogowie… to była podobizna jej i Gaary, stojących obok siebie i trzymających się za ręce. Nie było to może tak dokładne, jak rysunek, ale bez problemu dało się rozpoznać postaci.
Próbowała zignorować wszelkie negatywne emocje — dzieło samo w sobie było piękne.
— Jak nałożyłeś kolory? — spytała słabym głosem.
— Wystarczy… wystarczy dodać do masy odpowiednie barwniki — wyjąkał mężczyzna, ale zaraz się zreflektował — Sayuri-sama.
— No tak... — Nie dość, że coś średnio wychodziło jej zarządzanie tym całym bałaganem, to na dodatek wychodziła na osobę bez mózgu. Świetnie... — Co jeszcze potrafisz?
— My-myślę…
— Może ja odpowiem. Nasi ludzie jeszcze nie są zbyt śmiali — wtrącił Kazuma. — Mało jest rzeczy, których nie potrafią. Wystarczy, że mają wzór, a zrobią wszystko. Jeden z naszych jest z kolei zapalonym rysownikiem. Jak mieliśmy jeszcze te pięć lat temu trochę przestoju, cuda powstawały na naszych wartach.
— Mamy dużo zapasu piasku, prawda?
Kazuma skinął głową.
— A produkcja jeszcze nie ruszyła z mocą… Nie wiem, czy pracownicy byliby zachwyceni, gdyby tych kilka osób zabrało się za…
— Będą — przerwał jej Kazuma z roziskrzonymi oczami. — Naprawdę, my tu wszyscy jesteśmy z nich dumni.
Sayuri prawie parsknęła śmiechem na widok Susumu, którego twarz przybierała coraz bardziej ceglany kolor. Zbyt dobrze rozumiała tę chęć zapadnięcia się pod ziemię.
— To naprawdę sztuka, żeby takie rzeczy robić na szkle. Jeżeli tylko… mogliby…
— Dobrze, to teraz mam dla was zadanie. — Nie musiała się namyślać. Skoro ludziom na tym zależało, a produkcja na tym nie ucierpi, czemu nie sprawdzić dodatkowych możliwości? — Chciałabym, żebyście zrobili kilkaset symboli Suny.
Susumu po raz pierwszy spojrzał na nią bezpośrednio i aż otworzył usta ze zdumienia.
— Ze dwadzieścia naprawdę okazałych, reszta normalne. Poza tym macie z tym rysownikiem stworzyć jakieś prototypy ozdóbek. A każdy z was... artystów… po jednej rzeczy od serca, bez jakiegokolwiek narzuconego pomysłu na przeznaczenie tego przedmiotu, motywu, czy czegokolwiek innego. Dacie radę do końca tygodnia?
— O-oczywiście, Sayuri-sama — wykrztusił Susumu.
— Trzeba będzie zatrudnić kilka osób na wasze miejsca, a wy będziecie przeznaczeni jedynie do tego. W przyszłości zapewne kupi się jakieś budynki w obu dzielnicach i zatrudni trochę ekspedientek i można ruszać ze sprzedażą waszych cudów.
Mężczyzna zaczerpnął głośno powietrza i nadal oniemiały patrzył na nią, będąc w szoku.
— To mam nadzieję, że cieszysz się, że przestajesz być rzemieślnikiem, a zaczynasz być artystą.
— Proszę tak nie mówić. — Susumu w końcu odzyskał głos i pokłonił się przed nią głęboko. — Jak sobie pani, Sayuri-sama, życzy, mogę robić te butelki do końca życia.
— Nie będę cię tak męczyć — odparła z uśmiechem. — Dajcie z siebie wszystko, pokażcie, że potraficie robić tak wspaniałe rzeczy, jak sobie wyobrażam i już nigdy nie tkniecie tak prozaicznej rzeczy, jak butelki.
Susumu wpatrywał się to w nią, to w Kankuro, ale ostatecznie zdecydował się przełamać  nieśmiałość. Podszedł do niej chwiejnym krokiem i podał swoje małe dzieło.
— To dla pani, Sayuri-sama. Dla pani i pani męża.
— A o mnie zawsze się zapomina — jęknął z udawaną boleścią Kankuro.
Susumu prawie odskoczył od nich jak najszybciej i wpatrywał się w niego, znowu drżąc.
— Daj spokój, nie dostań mi tu wylewu. A jeżeli odważysz się to zrobić, chyba zapomnę, że jesteś artystą i przetrzepie ci skórę. — Kankuro uśmiechnął się półgębkiem. — To leć, powiadom swoich kolegów, co macie zrobić do końca tygodnia.
Susumu tak się przejął tym rozkazem, że wybiegł natychmiast, zapominając o pożegnaniu.
— To dlatego prosiłem, żeby pani przyszła — powiedział Kazuma, patrząc na Sayuri z ciepłym uśmiechem. — Nawet jeśli to ja mógłbym przekazać mu, że może to robić, nie byłby tak szczęśliwy.
— M-miło mi to słyszeć. — Sayuri dalej chciała łajać się w myślach, ale zrozumiała, że mogła w końcu odkuć się na Kankuro. Za te wszystkie krzywdy należało mu się. — Wiesz Kazuma, mój drogi szwagier — spojrzała na lalkarza — w sposób kreatywny podszedł do naszych produktów, ale jest zbyt niepewny swoich racji, żeby to zaproponować.
Słodka zemsta. Kankuro wyglądał na zbitego z tropu. Chyba nie domyślał się, do czego piła.
— Może na zamówienie będziemy grawerować na butelkach imiona kupujących. Można to przeprowadzić?
Kankuro zmrużył oczy i patrzył na nią spod nastroszonych brwi. Kiedyś wymsknęło mu się, że ego elit nie będzie całkiem połechtane, jeśli produkty nie będą miały jakiegoś symbolu z nimi związanego, a później dodał, że i on chętniej patrzyłby na opakowania, gdyby było na nich jego imię.
Oczywiście wszystko to powiedziane było w formie żartu. Nie spodziewała się, że Kazuma podejmie się rozmowy na poważnie o tym pomyśle, bo zapewne wiązałoby się to z...
— Wie pani… porozmawiam z kilkoma osobami, bo wydaje mi się… A będziemy mogli kilka butelek przeznaczyć na straty?
Sayuri załapała z opóźnieniem znaczenie jego słów. Dopiero kiedy zerknęła na Kankuro, który rzucił jej tryumfalne spojrzenie, zrozumiała. Cholerny manipulant! Jak zawsze wyszło na jego...
— O-oczywiście. Nie oczekuje, że każdy pomysł zostanie zrealizowany na pstryk.Te produkty będą sprzedawane drożej. — Zawahała się, ale ostatecznie postanowiła podzielić się z Kazumą kilkoma szczegółami. — W Sunie już prawie każdy możny kupuje u nas i daje to pewną stabilizację, a pomysły o wędrownych kupcach nie są przesadzone. Niedługo huta będzie pracowała na pełnych obrotach, więc przygotuj do tego pracowników. Poza tym na miejsce naszych artystów dam ci wolną rękę.
— Sam mam zatrudniać?
— Oczywiście. Ty z twoimi kierownikami sami dobierzcie ludzi. Na pewno kojarzycie lepiej, kto w Sunie miałby predyspozycje. Na linię może przyjść każdy, kto jest sprawny fizycznie, to nic skomplikowanego. Na sklepach raczej potrzebujemy ludzi o... spełniających określone wymogi.
Kankuro wyszczerzył zęby, co Sayuri próbowała zignorować.
— Tutaj umiejętności są najważniejsze, więc sami musicie przeprowadzić rekrutacje.
— Rozumiem — powiedział powoli Kazuma. — Ma pani rację, ale… Co to znaczy ja z moimi kierownikami?
— Jako jedyny odezwałeś się podczas zebrania. Zapewne wszystkich kierowników pracownicy o to prosili, ale tylko ty odważyłeś się zabrać głos. Naprawdę potrzebuję takich ludzi, jeśli w przyszłości wszystko ma dobrze funkcjonować. — Uśmiechnęła się na widok jego miny. — Dodatkowo wybierzesz kogoś na swojego następcę. Ty masz sprawować nadzór nad pracą huty. Nie będzie to nic wielkiego, po prostu… coś w stylu głównego kierownika. Gdyby ktoś chciał tutaj z kimś porozmawiać, przejmujesz funkcje reprezentacyjne.  Poza tym… masz trochę czasu, może nawet pół roku, rok? — Zawahała się. W sumie to zbyt odległy termin, żeby musieć teraz rozmawiać o szczegółach. — Żeby zrobić kosztorys.
— Ko-kosztorys?
— Jaki to byłby koszt postawienia drugiej huty. — Miała nadzieję, że udało jej się przybrać poważną minę. — Nie mówię o budowie, skup się głównie na potrzebnych narzędziach. Możesz też zastanowić się, jaki układ pomieszczeń byłby najkorzystniejszy z perspektywy pracownika... Zapisz wszystko, co ci przyjdzie do głowy, żeby poprawić ludziom warunki pracy.
— Można… można wiele poprawić — wykrztusił Kazuma.
— To plany na przyszłość, ale ja nie byłabym w stanie tego zrealizować. Tobie ufam.
— Dziękuję, Sayuri-sama.
— Już od tego miesiąca zaczynasz ze zmienionym stanowiskiem. Jak będziesz miał czas, to udaj się do księgowych i wyznacz pracownika na twoje miejsce. Możesz opowiedzieć swoim ludziom o pomyśle drugiej huty za jakiś czas, ale niech to pozostanie tajemnicą zakładu. To jeszcze nic pewnego, a nie chciałabym dawać złudnej nadziei mieszkańcom.
— Rozumiem.
— Dobrze… — Rozejrzała się po pomieszczeniu wyglądającym na magazyn. — Obiecuję, że kiedyś zrobimy tu ze szwagrem albo mężem wycieczkę, ale dzisiaj mamy jeszcze kilka spraw na głowie. Na dzisiaj tyle, czy…
— Na pewno wszyscy są zadowoleni, że pani tu przyszła. — Kazuma przerwał jej z uśmiechem. — Proszę nie myśleć o głupotach, że nas pani zaniedbuje. A teraz proszę zabrać swój prezent i zmykać, jeśli ma pani inne zajęcia.


6 komentarzy:

  1. Niech pierwsza dama Sumy znika, ma inne zajęcia ;) jak to mówią - po przerwie wszystko smakuje jeszcze lepiej, jak miło poczytać że pożycie małżonków nie przygasło, a wręcz się rozwija. Gaara ze swoim komentarzem odnośnie Temci i prawictwa miażdży rozdział. Raczej się domyśliła już dawno ale i tak właśnie tak ją postrzegam, starsza siostra nieświadoma realiów życia braciszków :D obrazek dwóch pijanych kolesi na kanapie z kotem chyba mi nie pozwoli zasnąć. Bohaterowie poboczni których niby w tym rozdziale nie ma, a jednak są. Widzę ze strony Susumu pierwsze przymiarki do obsypania parki prezentami na ich cześć i bałwochwalstwa. Kankuro jak zwykle nie byłby sobą gdyby nie dodał kilku sympatycznie uszczypliwych komentarzy. Może i patologiczna rodzinka, ale jaka radosna :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach te inne zajęcia. Na pewno są ciekawsze niż praca w hucie :D

      Odnośnie Temari zgadzam się w połowie, przynajmniej w Gosposi. Raczej wie, co starszy z braciszków wyprawia ;)

      A cóż Ci takiego Enzo i Kira zrobili, że nie mogłaś spać? :P Biedactwa napiły się i teraz muszą odpocząć.

      Mi też się wydaje, że dobrze czują się w tej patologii. To najważniejsze :P A wchodzący w krąg znajomych rodzinki też nie narzekają ;)

      Usuń
  2. Aż się zarumieniłam x) Piękne są te scenki, bardzo mi ich brakowało :3 Sayurka robi się coraz śmielsza. Bardzo polubiłam Twojego Kankuro. Wiesz, Gaara w anime był "ideałem" sam w sovie, a Kankuro takim trochę niezbyt wyraźnym tłem. Zaczarowałaś go x) To teraz w sobotę Sachiko?

    Alba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, skąd się bierze to przekonanie, ale dla mnie ten obraz Kankuro jest "kanoniczny", choć nie ma potwierdzenia w mandze czy anime. Podejrzana sprawa ;)

      Tak, w sobotę Sachiko czy Sayuri? :)

      Usuń
    2. Ja z jakiegoś powodu w sobotę spodziewałam się dwóch rozdziałów, chyba dlatego, że człowiek łatwo się przyzwyczaja do dobrego. Ciekawi mnie niezmiernie, czy rozdziały będą długie i jak wiele się dowiemy w najbliższym. Trzeba ciężko pracować do weekendu, szybciej czas zleci :D

      Usuń
    3. To chyba byłby gwóźdź do trumny, gdybym znowu puszczała dwa rozdziały na tydzień ;)

      Rozdziały nie będą specjalnie długie. Pierwszy to głównie przywitanie z nowymi postaciami ;)

      Usuń