sobota, 7 marca 2020

Gosposia – Rozdział 60

— Ja… to naprawdę drobiazg, Kazekage-sama.
Sayuri zerknęła na Gaarę, ale najwidoczniej nie musiała naciskać na niego. Już patrzył na Sasami z nikłym uśmiechem.
— Gaara — poprawił ją. — To niedorzeczne, gdybyś mówiła do mnie inaczej.
— P-przepraszam — wyjąkała Sasami. — Temari też już mnie łajała, że nie powinnam…
— Nie łajała, tylko dodawała odwagi — wtrącił Kankuro. — Tutaj nikt cię nie ukarze za odrobinę swobody, ale przy niektórych członkach elit powściągnij języka, a tak? No spójrzcie na mojego braciszka, czy wygląda jak szanowny Kage?
Gaara oderwał kieliszek od ust.
— Odczep się od mojego kochanego męża, drogi szwagrze. — Sayuri patrzyła na Kankuro z naganą. — Ty chyba nadal nie rozumiesz, że moje zioła mogą być też bronią, dzięki której tydzień spędzisz na porcelanowym tronie.
— Nikt nam nie uwierzy… — Enzo pokręcił głową. — Chciałbym móc uwieczniać takie chwile na jakimś ruchomym obrazie i pokazywać.
— Daj z tym spokój. — Gaara westchnął. — Kankuro już tyle razy groził, że zorganizuje nam widownie wieczorami, że zaczynam się obawiać o swoją prywatność.
— Rozumiem, że my mamy zniżki. — Kira wyszczerzył się.
— Rozumiem, że mamy miejsca podczas wesela bliżej pary młodej. — Gaara nie pozostał dłużny.
Sayuri ukryła usta dłonią, kiedy Kira jęknął, ale Sasami… Sasami się ożywiła.
— Oczywiście Kaze…. Gaara — poprawiła się szybko. — Temari tak mi pomaga, że to aż nie wypada, żebyście siedzieli dalej. Tylko... co na to rody, że przyjdziecie na wesele do nas?
— Sasami... — Kankuro wyraźnie silił się na powagę. — Ty doskonale wiesz, że my się tym nie przejmujemy, co o nas powiedzą. W przeciwnym wypadku ja zacząłbym się lepiej prowadzić, Gaara nie ożeniłby się z Sayuri, a Temari nie oblegałaby twojego domu.
— A powiedzcie mi... — Hiroji spojrzał na nich znad kieliszka. Bogowie… kolejna osoba, która zacznie traktować ten dom jak hotel. — Bo tak myślę i nie wpadłem na żadne rozwiązanie. Czy to nie jest podejrzane, że Rada daje ci tyle wolnego?
Niebezpieczne tory. Sayuri wymieniła spojrzenie z Kankuro. Kiedy tylko próbowali poruszać ten temat z Gaarą, nie mogli znaleźć nawet jednego rozwiązania, które byłoby choćby neutralne. W większej skali — owszem, byli w stanie określić, jakie motywy miała Rada, ale akurat teraz…?
Wzdrygnęła się, kiedy znowu przypomniała sobie o małej tajemnicy, którą utrzymywała przed Gaarą. Ta myśl jak zawsze pojawiała się nieoczekiwanie i powodowała potężne wyrzuty sumienia. Nie powinna… naprawdę nie powinna mieć przed mężem tajemnic. A kiedy tym mężem był Gaara, który miał lekkie problemy z zaufaniem, a ona mogłaby go zawieźć… Nie. Naprawdę ufała Kankuro, który przecież chciał tylko dobra — Suny, mieszkańców, a przede wszystkim brata. Musiał wiedzieć, co robił, kiedy coś przed nim zatajał.
— Bo... wiecie, mój wujek zasiada w Radzie — ciągnął Hiroji, patrząc na Enzo, Kirę i Sasami. — Ale... to bez sensu. Większa część Rady wykorzystywałaby cię do granic możliwości, żebyś równocześnie był na obradach, budował te domki i co tam jeszcze...
— A nie wpadłeś na to, że... to gra?
Gaara uspokajająco pogładził ją po plecach. Miał jakiś radar, czy co? Zawsze potrafił wyczuć, kiedy się spinała.
— Powiedzmy, że ufam twojemu wujkowi. Są jeszcze trzy osoby, o których sądzę, że raczej nie mają nic wspólnego z...
— Baki, Yura i... — Hiroji zawahał się. — Ten... od syna degenerata.
— Syna degenerata? — powtórzył Enzo z rozszerzonymi oczami.
— Wśród mieszkańców zapewne też krążą legendy. — Kankuro tym razem nie opanował się i parsknął śmiechem. — To ten, co ponoć prowadził nierząd.
— To masz już trzy moje typy co do osób — dokończył Hiroji, kiedy śmiechy ucichły. — O jakiej grze mówisz?
— Postaw się w roli osoby pochodzącej z jednej z ośmiu rodzin. Jesteś poważanym członkiem Rady i nagle umiera Czwarty Kazekage, którzy cieszył się sporym szacunkiem w Sunie i poza nią. Jak wykorzystujesz czas po jego śmierci?
— Umacniam pozycję.
— Dokładnie. Mijają lata, a o następcy ani widu ani słychu. Masz jako alternatywę mordercę, który nie był do upilnowania nawet przez poprzedniego Kazekage albo możesz też dalej nikogo nie obsadzać i czekać na cud.
— Oni przeciągali ten moment celowo — powiedział powoli Hiroji. — Doskonale wiedzieli, że ty jeden masz odpowiednią moc, żeby być godnym tego stanowiska. Mogli to zaproponować już cztery, trzy, dwa lata temu. A to... — Zawahał się. — Czwarty też im nie odpowiadał, bo miał poparcie mieszkańców i rodów. Był bardziej niezależny. Bogowie, obsadzili cię, żebyś nie miał jak cokolwiek zrobić!
Sayuri przeklęła pod nosem. Ta… bezsilność była najgorsza. Nie wpadli na dobre rozwiązanie tej patowej sytuacji, bo takie chyba nie istniało. Jakiekolwiek stanowcze działania Gaary doprowadziłyby do postawienia sprawy na ostrzu noża, a na razie nie mieli wcale pewności, po której stronie stanęliby mieszkańcy i shinobi. Mogli się tylko domyślać, że Rada nie była ciepło odbierana przez nikogo, ale też przez lata narosła wokół nich boska otoczka, której każdy się obawiał…
— Poparcia rodów nie masz i nie będziesz miał nigdy. Wiecie… tak naprawdę. To, że coś się w Sunie zmieniło… Tylko dlatego, że Sayuri wpadła… — Przerwał i zmarszczył brwi. Ściągnął okulary i zaczął je przecierać. — Wy… za każdym razem musicie dawać coś dużego, żeby się odczepili… prawda? Za pierwszym razem tamta ziemia, teraz Suna… A oni nigdy cię nie zaakceptują. — Zerknął na Gaarę bez cienia uśmiechu, który zazwyczaj czaił się gdzieś w jego spojrzeniu. — Nie tylko dlatego, że jesteś jinchuuriki, czy kim tam jeszcze, ale dlatego, że… w ogóle jest jakiś Kazekage. Tak długo rządzili sami, a… — Zamarł. — Mój wujek też w tym uczestniczył? Należał do tego spisku, co miał cię zabić? — wykrztusił.
Gaara skinął głową.
— Ale robił to na polecenie ojca… — Hiroji zbladł. Przeskakiwał spojrzeniem po wszystkich obecnych. — Po co? Po co mieli cię zabijać, skoro i tak nie miałeś możliwości działania w tamtym czasie?
— Jaka poszłaby w Sunę informacja, gdybym zabił spiskowców?
— Że jesteś oszalałym psychopatą…
— Dokładnie. — Gaara westchnął. — Jak myślisz, o jaką grę może chodzić?
Hiroji bezradnie pokręcił głową.
— Dostałem to, czego chciałem. Mam możliwość pomagania ludziom, jak tego i moja rodzina, i ja pragniemy. Mam możliwość ocieplenia stosunków z członkami Rady, jestem mile widziany w wielu kręgach, z których wcześniej byłem wypraszany, ale na politykę nie dadzą mi już wpływać. Zapewne przydzielą mi obowiązki, ale realnej władzy nigdy już nie otrzymam.
Sayuri prychnęła cicho. Debile. Zaślepieni debile. A może to ona była nieobiektywna? Nie… Naprawdę sądziła, że Gaara miał w sobie to coś. Nie miało to już znaczenia, czy to jakaś dziwna cecha dziedziczna tej rodziny, usposobienie Gaary, czy cokolwiek innego. Zdecydowanie miał potencjał na bycie przywódcą z prawdziwego zdarzenia, ale Rada wstrzymywała go… A może to on sam jeszcze nie uwierzył, że mógł, a wręcz powinien przyjąć tę rolę?
— Wcześniej nie zapadła jeszcze klamka, bo po prostu nie przyjmowali do wiadomości, że uda mi się zdobyć poparcie kogokolwiek. Teraz przez własną nieuwagę moja żona wywalczyła dla mnie śladowe zaufanie mieszkańców i nieco przychylności elit. Ją kochają, ja jestem tolerowanym dodatkiem, ale to i tak za dużo. Mnie już zawsze miano się bać, nienawidzić. A tu przyszła taka kobietka i zniszczyła im plany. — Spojrzał na nią z czułością. — Gdybym nie był widywany…
— Nie wiem czy to fałszywa skromność, czy ślepota. — Enzo patrzył na niego rozbawiony. — Nie wiem, jak z elitami, ale mieszkańcy szanują cię. Masz rację, Sayuri wzbudza największe emocje, ale cała twoja rodzina traktowana jest jak dobrodzieje. A w ogóle zaskarbiłeś sobie ich serca tymi domami. — Uśmiechnął się pod nosem. — Możesz mieć rację z Radą. Zauważyli, że przegrali w wizerunkowej walce, więc dadzą ci niemal wolną rękę na sprawy wewnętrzne.
— A duża polityka albo długofalowe planowanie… — Hiroji westchnął. — To musisz odpuścić. Więc to taki przekaz płynie?
— Nie wiem, jak miałbym to inaczej interpretować.
— A może to i lepiej? — Sasami patrzyła na Gaarę zatroskana. — Jak będziesz miał mniej obowiązków, to mniej się przemęczysz, a i oni w końcu coś zrobią, a nie tylko siedzą i gadają.
Początkowo Sayuri miała ochotę wybuchnąć śmiechem, ale to tylko podkopałoby pewność Sasami. Poza tym nawet jeśli było to urocze, prostolinijne i naiwne rozumowanie, nie mogła odmówić mu słuszności.
— Racja. — Gaara uśmiechnął się wesoło. — Trochę więcej czasu dla żony to nienajgorszy rozrachunek.
— A powiedz, Sasami, bo rzuciłaś tylko kilkoma ogólnikami; jak tam idą prace w hotelu?
Sayuri za wszelką cenę chciała sprawić, żeby czuła się tu dobrze. Odkąd trochę więcej przebywała w towarzystwie Sasami, zrozumiała dziwną słabość Temari do niej, a i wybór Kiry nagle okazał się jedynym możliwym. Emanowała jakimś wewnętrznym ciepłem, czuła spokój, kiedy była w jej pobliżu. Każdy z nich, ba! Każda osoba, z którą kiedykolwiek się przyjaźniła, tkwiła po uszy w świecie shinobi, intryg, okrucieństwa. Ale nie Sasami.
— Bardzo dobrze, Sayuri-sa… Sayuri. To niesamowite, jak dużo w tak krótkim czasie zostało zrobione. Wiesz… to dziwne, że nikogo nie dziwi, skąd będzie tyle mebli. Przecież te, co Temari już ułożyła w magazynie…
— Niech to pozostanie naszą tajemnicą… — Kankuro nalał wszystkim sake. — Chciałabyś się tym zająć w przyszłości? Hotelem? Na gwałt potrzebujemy zaufanych ludzi.
— Ale to Temari…
— Temari przecież często wyjeżdża — przerwał jej Kankuro. — Jak teraz chociażby. Nie chodzi tu o siedzenie dwudziestu czterech godzin na miejscu, tylko doglądanie pracowników. Coś jak… twój narzeczony… — rzucił Kirze złośliwe spojrzenie — robi, tylko ty byłabyś odpowiedzialna za jedno miejsce.
— Postaram się nie zawieść — wyjąkała zarumieniona.
— To będziesz dostawała… — Sayuri już miała omówić warunki, ale nagle zamarła. — A wy nic nie mówicie!
Enzo i Kira spojrzeli na nią zdumieni.
— O czym?
— Członkowie Ruchu też mają te długi u samurajów, prawda?
— Sayuri… jak mamy podpisać jakąkolwiek…
— Nie musicie nic podpisywać — niemal warknęła. — Spłaty zostaną dokonane w tym samym dniu, co u nowych pracowników, musicie dać tylko mi i Gaarze zgodę na reprezentowanie was i określić jakiego rzędu są to kwoty, a potem…
— Sayuri, to naprawdę nie… — Enzo zawahał się. — Nie musicie nas spłacać, to…
— Ale my chcemy — przerwał mu Gaara. — Bez Ruchu nasze zakłady padną. Macie wypłaty równe kierownikom, choć zasługujecie na więcej, ale nie chcemy, żeby powstawały podziały między wami, a pracownikami. Pozwólcie nam okazać wdzięczność choć tą jednorazową spłatą.
— Bogowie… — Sasami wyglądała, jakby była na skraju łez. — Te ballady… to czysta prawda!

***

Kankuro ledwo zwlókł się z łóżka. Nie miał pojęcia, kiedy ostatnio udało mu się przespać tyle godzin z rzędu. Ziewnął potężnie i zerknął z powrotem na łóżko. Nie… nie mógł…
Dopiero rankiem wrócił do Suny, ledwo udało mu się dogonić Temari i przekazać te brakujące produkty do zamówienia Lorda. Kiedy wrócił i spotkał Kirę tylko jednym uchem słuchał, że restauracja Fujio już stanęła, że Gaara zrobił jakieś skrytki na zamówienie, a Fujio zamówił sejfy z ich podległej wioski… W sumie to nie miał pojęcia, o co chodziło. Wiedział, że musiał przespać się choć kilka godzin, bo tego dnia była pełnia, a Sayuri będzie potrzebowała jego towarzystwa. Wszystkie inne sprawy mogły poczekać, aż w końcu porządnie się wyśpi.
Już z daleka słyszał ich przyciszone głosy, a kiedy wszedł do kuchni… Chyba nigdy nie przyzwyczai się do widoku tej dwójki. Sayuri najwidoczniej była jeszcze bardziej niż zwykle niechętna wypuszczać Gaarę, którego obejmowała, jakby nie szedł do gabinetu na kilka godzin, tylko na jakąś wojnę.
Parsknął śmiechem, czym zwrócił ich uwagę.
— Widzisz, Kankuro już jest, kochanie. — Gaara pocałował Sayuri w czoło. — Nie muszę się martwić o twój alkoholizm…
— To, że jest Kankuro nie oznacza, że nie mogę być alkoholiczką. — Miała minę naburmuszonego dziecka, co nieco rozbawiło i tym samym rozbudziło lalkarza. Nieoczekiwanie westchnęła i wyglądała, jakby skapitulowała. — Wracaj szybko.
Gaara wyszeptał jej coś do ucha, a ona uśmiechnęła się rozanielona.
— Wiem, że nikt nie przejmował się twoim wychowaniem… — Zrobił chwilę przerwy na ziewnięcie. — Ale mogę przejąć rolę tatusia. Gaara, mój chłopcze, w towarzystwie nie mówi się na ucho!
— Tak was ojciec wychowywał? — Gaara wyglądał na zaintrygowanego.
Wzdrygnął się. W sumie nigdy nie rozmawiali na temat metod wychowawczych Rasy. Może to i lepiej…?
— Nie — mruknął. — On tylko na nas patrzył i chodziliśmy jak w zegarku. Temari to w ogóle przysięgała, że miał wbudowane w sobie mechanizmy odpowiadające jego osobowości w danej chwili. Zupełnie inaczej zachowywał się jako Kazekage, inaczej jako członek elit, inaczej jako shinobi, a inaczej jako nasz drogi ojciec. Przy czym najmilszy był jako Kazekage, a my mieliśmy to nieszczęście być jego dziećmi.
— Co takiego robił? — zdumiała się Sayuri.
Wymienił rozbawione spojrzenia z Gaarą. To ten moment, w którym mogli wykorzystać jej chwilę nieuwagi. Gaara wyswobodził się delikatnie z objęć Sayuri, a on szybko postawił na stół butelki z sake i szklanki.
— Bogowie… wy naprawdę uważacie, że jestem niezrównoważona.
— Oczywiście — przyznał Kankuro i skinął głową bratu, który pospiesznie opuścił pomieszczenie. — Wybrałaś sobie takiego męża, polubiłaś jego nienadające się do życia w społeczeństwie rodzeństwo, zmieniłaś poniekąd na własne życzenie miejsce zamieszkania z pięknych terenów na pustynie i chcesz tu wychowywać przyszłe dzieci. Wskaż mi jedną osobę, która by się na to zdecydowała. — Podał jej szklankę. — Jeżeli alkohol sprawia, że utrzymujesz jako-taki kontakt z rzeczywistością, naszym obowiązkiem jest ci go dostarczać.
— Niech ci będzie, sama czuję się często jak wariatka, więc nawet mnie nie obrażasz. — Porządnie łyknęła ze szklanki. — To co takiego wasz ojciec robił?
— Słyszałaś kiedyś o określeniu chłód emocjonalny? Widzisz… Gaara nawet jak mordował, okazywał jakiekolwiek emocje. Był zdolny do tego, choć… — Parsknął śmiechem. — Przyznam, że wolę jak zdecydował się na nieco mniej śmiercionośne. Ale ojciec… to był człowiek pozbawiony tego. Nie wiem, być może kiedy matka żyła, było inaczej, ale odkąd pamiętam nie pokazał po sobie nic. Gaara po tym jak się zmienił nie potrafił chyba nad sobą za dobrze panować i nakładał na siebie taki… taką…
— Nazwałam to maska opanowania.
— Pasuje. Coś takiego, tylko on… u niego czasem było widać jakie emocje się pod nią kryją. U ojca… bogowie… nigdy nie widziałem go uśmiechającego się, złego, zdenerwowanego, rozbawionego… nic. Kiedy patrzył na ciebie z takim pustym wzrokiem i oznajmiał, że go zawiodłaś… Przyznam, że jeżeli miałbym wybrać sobie własną definicję piekła, to spędzenie wieczności z nim. Nigdy… nie skrzywdził mnie, ani Temari, ale też nie zrobił zbyt wiele dobrego poza pewnym wkładem w nasze pojawienie się na świecie… No… i trenował nas. Zmienił nasz los i nie jesteśmy paniczykami. Wiesz, Gaara miał gorzej i lepiej. Gorzej… bo sądzę, że to nic miłego, taka świadomość, że własny ojciec chce twojej głowy, ale też z drugiej strony… On miał prawo do złego zdania o ojcu, my… właściwie jak zmarł, to nie wiem, czy coś poczułem. Jestem pewien, że Temari bardziej by rozpaczała po stracie któregokolwiek z naszych pracowników, z którym rozmawiała dłużej niż minutę.
— Ta wizja dzieciństwa… niezbyt przypomina ciepła rodzinnego domu.
— Ano niezbyt — przyznał Kankuro i nalał kolejną kolejkę. — Ale teraz jest inaczej. — Uśmiechnął się do znad… szklanki. Naprawdę, przez te nasiadówki co pełnię, musieli nieźle rozkręcać biznes gorzelni. — Wiedziałem, że odpuszczenie sobie ciebie wyjdzie wszystkim na zdrowie, ale… Wątpię, żebyś po tym chciała tu zostać.
— Ja też wątpię, ale równocześnie wątpię, żeby udało ci się mnie namówić.
— Mówisz z perspektywy czasu, czy raczej przekładasz swoje emocje z teraz?
To był mały, ale dość znaczący szczegół. Lubił brać ją na spytki, ale starał się panować nad swoją ciekawością. To było zagranie poniżej pasa, bo w stanie upojenia, Sayuri była otwartą księgą.
— Czy cokolwiek może zostać moją prywatną sprawą?
Jej rumieńce nie dały mu spokoju.
— Cóż też może znaczyć twoje zażenowanie… Jestem bardziej niż pewny, że nie byłaś mną jakoś szczególnie zainteresowana. — Obserwował ją uważnie. — Tylko… coś mi nie odpowiada. W twojej historii jest wiele luk. — Przechylił nieco głowę. — Dlaczego byłaś tak bardzo zazdrosna o te kobiety, co Gaara z nimi…
— Chyba nadal jestem zazdrosna — mruknęła.
— Oj, zapewne. Ale odkąd jesteście małżeństwem nie zieleniejesz już. Zazdrość to mały trop, może znaczyć wszystko.
Patrzyła na niego z dziwną miną, ale to nadal nie dawało odpowiedzi… Nagle zaświtała mu pewna myśl.
— Ilu było przed Kibą?
Zamarła na to pytanie, a jej zmieszany wyraz twarzy dał mu podpowiedź.
— Był tylko Kiba?!
— Możesz dać temu spokój?
Albo miał zwidy, albo kolor jej twarzy naprawdę był bardziej intensywny niż jej rude włosy. Och…
— Nie… — wyjąkał i powstrzymywał śmiech. — Bogowie… To ten brakujący element. Zastanawiałem się, dlaczego faceci w Liściu nie rzucali się na ciebie, dlaczego Gaara tak bardzo się śmiał ze stwierdzenia, że Temari pomyśli, że ukradłaś mu cnotę, dlaczego ta wariatka Ino zagroziła mi, żebym się do ciebie nie zbliżał. Byłaś dziewicą! — Nie musiał dopytywać. Jej wyraz twarzy stanowił największą podpowiedź. — Naprawdę? Nigdy nie…
— Kankuro… — Sayuri jęknęła. — Możemy dać spokój mojemu życiu seksualnemu?
— Wiesz… dopiero teraz rozumiem jak wielką masz wyobraźnie i bystry umysł. — Dręczył ją bezczelnie. — Te nasze małe potyczki… dotrzymywałaś mi kroku nawet zanim pojęłaś jak piękna rzecz cię omija. — Dalej zmuszał ją do utrzymania rumieńca. — To zgaduję, że Gaara był zachwycony na taki obrót sytuacji. To nawet wyjaśnia, czemu jest wobec ciebie taki… zaborczy. To chyba dobre słowo.
— Zaborczy?
— Nie widzisz tego? Przy mnie tak się nie zachowuje, ale to tylko jak jesteśmy sami. Ale jak tylko dochodzi ktokolwiek… Może to być nawet Kira czy Enzo, którzy już przecież dość sporo czasu z nami spędzili… Zmienia się jego sposób… Nawet nie wiem jak to opisać. — Przywołał w myślach zachowanie brata. — Patrzy inaczej, jego mowa ciała jest zupełnie inna. Nie chodzi już nawet o samą chęć chronienia cię, tylko… bardziej… niemo wrzeszczy, że jesteś jego.
— Mowa ciała mojego męża niemo wrzeszczy, że jestem jego — powtórzyła wyraźnie rozbawiona Sayuri. — Albo nie zauważyłam, jak szybko się upiliśmy, albo bełkocesz na trzeźwo.
— Musiałabyś to zobaczyć z perspektywy mężczyzny. Wiesz, w pewien sposób go rozumiem. — Uśmiechnął się złośliwie. — Znaleźć poza kręgami elit dziewicę w naszym wieku to cud… Czym cię do siebie przekonał?
Przesadził? Nie. Sayuri nie była zła, raczej zmieszana. Co innego, gdyby Gaara się dowiedział, jak bardzo wykorzystywał okres pełni… Musiał żyć nadzieją, że braciszek nigdy się nie dowie.
— Nie wiem… Nigdy się tak nie czułam, jak przy nim.
— Zanim się zbliżyliście do siebie też?
Domyślał się, że te dwuznaczne uwagi powodowały jej rumieńce, ale przynajmniej odciągał ją od myśli, by ruszyć już, zaraz za braciszkiem, a to było jego zadaniem. Jak tego dokona? To chyba miało znaczenie drugorzędne, nawet dla Gaary.
— W pewien sposób… — Zawahała się. — Tak. Choć na pewno nie tak mocno. Fakt, że stąd nie uciekłam i nie zwariowałam, zawdzięczam właśnie Gaarze. Jak tylko pomyślałam, że mógłby zginąć… no… nie mogłam do tego dopuścić. Potem… nie muszę opisywać, bo sam widzisz, jak na siebie reagujemy.
— Widzę, widzę… Czyli to ta tajemna chemia? Nie było w tym rozsądku, przemyśleń, zawahań?
— Nie. — Wyglądała na zdumioną. Jakby właśnie to sobie uświadomiła. — Właściwie… to pokazuje tylko moje szaleństwo. Choć jego zresztą też. Mało ludzi postawiłoby swoją pozycję i życie na szali po jednej nocy spędzonej z kimś.
— Był tak okrutny, że powiedział ci o swojej decyzji dopiero rano?
Próbował się powstrzymać, ale nie dał rady. Ryknął śmiechem i przechylił się na oparcie krzesła. Bogowie… chyba nie powinien więcej dopytywać, choć… to przednia rozrywka.
— To… chyba nie tak. — Sayuri zastanowiła się. — Nie było to… rozsądne. Wiesz, kiedy mu wszystko zdradziłam, błagałam, żebyśmy porozmawiali następnego dnia, byłam gotowa na wszystko, ale…
— Dopiero po nocy z moim niewinnym braciszkiem — dokończył za nią. O proszę, kolejna ciekawa informacja. Na pewno da radę jakoś to wykorzystać przeciw Gaarze. Uśmiechnął się złośliwie. — To ostatnia rzecz zanim zmienimy temat i udamy, że ta rozmowa nigdy nie miała miejsca. Jak śpisz, jest z tobą?
Zarumieniona Sayuri skinęła głową.
Powinien przestać, bo za chwilę przekroczy granicę dobrego smaku, nawet w swoim mniemaniu, ale to naprawdę fascynujące — poznawać takiego Gaarę.
— Co robi?
— A skąd mam to wiedzieć? Znaczy… nie znam jego zwyczajów, choć…
— Choć?
— Byłam bardzo przestraszona, jak wtedy Temari wracała. Nie mogłam spać, a pomyślałam, że jeśli Gaara zobaczy jak bardzo jestem znerwicowana, wyśle Temari gdziekolwiek, byle się jej pozbyć, ona się zorientuje, wasze relacje…
— Jesteś fascynującą fatalistką. Ale to innej pełni omówimy.
— Nie mogłam spać, więc udawałam, że śpię. — Była wyraźnie zawstydzona, a mimo to uśmiechnęła się czule. — Mówił do mnie.
— Jak spałaś? Dlaczego, na bogów?
— To już chyba pominę milczeniem, bo się dowiedziałam. Gdyby to były moje domysły powiedziałabym ci, ale Gaara po tylu miesiącach przyznał mi się do tego. Ale wiesz… wielu rzeczy dowiedziałam się jak go słuchałam.
— Ile razy jeszcze udawałaś, że śpisz? — spytał rozbawiony.
— Więcej nie… Nie wiedziałam… Może to zostać między nami?
— Nie — odrzekł Kankuro, ironizując. — Pierwsze co zrobię, to polecę do braciszka i będę się z niego śmiał, że jest zakochany w żonie, a potem obwieszczę to naszej trzódce. — Tak zaczął żartobliwie nazywać ich znajomych, których się dorobili. — No bądź poważna, Sayuri. Pewnie że nikomu nie powiem. Jak Gaara przychodził do mnie, też milczałem. W ogóle… mam wrażenie, że minie z rok i obśmiejemy to wspólnie. Jakoś… dziwnie się zgraliśmy w trójkę, ale… mam takie dziwne przemyślenia. Ty nie dopuszczasz Temari. Dopiero jak wyjeżdżała, zwróciłem na to uwagę.
O cóż mogło chodzić Sayuri? Nie widział powodu, dla którego musieliby odcinać Temari. Była chodzącym wulkanem energii, który tylko czekał, żeby go wykorzystać przy zakładach. Co więc nie dawało tej uroczej pijaczce spokoju?
— To szybciej niż ja, bo ja to zrozumiałam dzisiaj.
— Ale dlaczego to robisz? Bo… rozumiemy się, tak? Mi chodzi o nasze zakłady.
— Właśnie dzisiaj zrozumiałam, że to robię. Poprosiłam ją o to, żeby ogarnęła szkołę i hotel, a w hucie, na linii, czy sklepach w ogóle jej nie było widać… Nie licząc tych kilku dni, kiedy Gaara robił domki.
— Myślałem, że będę musiał to z ciebie wyciągać, nie spodziewałem się takiego obrotu rozmowy… To jak myślisz? Dlaczego tak postępujesz?
— Najbardziej logiczne… choć nadal niezbyt… jest to… Bo ja się chyba już czuję, jak mieszkanka Suny — powiedziała to i równocześnie wyglądała na zszokowaną swoimi przemyśleniami. — Naprawdę, nie myślę już Co można byłoby w tej wiosce poprawić?, tylko raczej Co mogłabym w mojej wiosce poprawić? Jestem w domu, nie na wyjeździe.
— Mnie pierwszemu się z tego zwierzyłaś? Ale co to ma wspólnego z Temari?
— Nie miałam jeszcze zbyt wiele czasu, żeby to przeanalizować, ale… to nie wydaje ci się oczywiste?
— Ale co?
— Temari nie będzie już zawsze w Sunie.
O cholera… Temari nie będzie już zawsze w Sunie. Słowa, których nigdy nie spodziewał się usłyszeć, a tym bardziej uznać za prawdopodobne.
— Myślisz, że naprawdę pójdzie za tym Shikamaru?
— To chyba coś poważnego — powiedziała powoli. — Choć… chyba się miota. Chce równocześnie mieć na was oko, ale też z nim stworzyć rodzinę. Myślę, że czuje się bardzo podobnie, jak ja na początku. Kiedy tu przyjechałam to była czysta karta, żadnych wspomnień, żadnych bodźców, tylko mogłam cieszyć się Gaarą i przyjaźnią z wami. — Uśmiechnęła się wesoło. — Brakowało… Zresztą nadal brakuje mi wielu rzeczy, ale to najważniejsze tutaj znalazłam. Z wioską mam różne wspomnienia. Temari może mieć podobnie.
Nie mógł odmówić jej słuszności. Porządnie łyknął ze szklanki i ze zdumieniem zauważył, że Sayuri wystawiła ku niemu pusty kubek. To będzie długa noc…
— Co masz na myśli?
— Jeżeli założymy, że kocha Shikamaru… choć nie aż tak szaleńczo, jak ja Gaarę, bo raczej już dawno byłaby w Liściu na kolanach, błagając go o ślub. — Puściła mu oczko. — Ale załóżmy, że są uczucia. Czym jest dla niej Suna? Sam to mówiłeś, że nie macie zbyt dobrych wspomnień z dzieciństwa, ma więc tylko was. Gaary się boi, a o ciebie zamartwia. Mam wrażenie, że jak tylko dopuści do siebie myśl, że macie poukładane życie, pójdzie za Narą.
— I jak to się wiąże z tym, że nie dopuszczasz ją do zakładów?
— Widziałaby, jak konkretnie organizuję pracę, jakie i jak produkty są robione, a Konoha może na pstryk wyhodować albo ściągnąć odpowiednie zioła. Ceny byłyby mniejsze, moglibyśmy być nierentowni, nie wytrzymać konkurencji, a nie chcę zawieść moich pracowników.
— Naprawdę… naprawdę czujesz się jak żona Kazekage dbająca o mieszkańców. — Ta myśl go uderzyła, ale też bardzo spodobała mu się. — Wiesz… rozumiem twoje obawy i nie będę naciskał na zmiany. Zresztą… po tym, co ostatnio widziałem ja też chcę wyeliminować możliwość, nawet najmniejszą, bo nie posądzałbym siostry o coś takiego, ale nawet najmniejszą szansę na zmarnowanie naszej pracy chcę wyeliminować. Postaram się pilnować, żeby Temari za bardzo poza hotel i szkoły nie wybiegała myślami. Ona chyba nawet tego nie zauważy. — Parsknął śmiechem. — Bardzo polubiła możliwość kierowania ludźmi, a na tych rodzajach działalności się zna, więc nie będzie chciała tego odpuścić. Wilk syty i owca cała.
— To dobrze… — Sayuri przygryzła wargę i dopiero po chwili spojrzała na niego. — Dlaczego nic nie powiedziałeś Gaarze wtedy, o tych…
— Kochana bratowo… Wszystko wytłumaczę w swoim czasie. Obiecuję.
Musiał wytłumaczyć, jeżeli chciał zmienić Gaarę. Bez niej cały ten misterny plan spaliłby na panewce.
— To nie jest nic złego? Na pewno?
— Na pewno, na pewno… To co? — Rozejrzał się i chwycił pełną buteleczkę. — Co to za pełnia, jeśli będziemy trzeźwi?

— Kankuro… — podjęła Sayuri po kilku kolejkach. — Wiesz, czemu nigdy by nam nie wyszło?
— Uświadom mnie, prawie-żono.
Miał się pilnować, ale jakoś nie potrafił. A właściwie nie musiał. Nie przy niej.
— Bo jesteśmy wbrew pozorom bardzo do siebie podobni. Nie chodzi mi o historię, czy…
— Charaktery?
— To może też, ale chyba na jeszcze głębszej warstwie. — Zawahała się. — Wyobrażasz sobie, jakie gry byśmy między sobą toczyli?
Uśmiechnął się pod nosem. Lepiej nie uświadamiać jej, że te gry mogły kończyć się bardzo przyjemnie…
— Kto kogo pierwszy przyłapie, wieczne sprawdziany, bitwy na myśli i słowa, dociekanie do upadłego każdego najdrobniejszego szczegółu. Ale też na innym poziomie jesteśmy podobni.
Zamknęła oczy, więc była już naprawdę pijana, skoro musiała tak się koncentrować na pozbieraniu myśli.
— Ty byłeś wychowywany w strasznych warunkach, ja też nie miałam aż tak różowo, ale jak uznajemy kogoś za… wiesz, kogoś bliskiego… będzie nam wszystko jedno… Wiesz, wszystko jedno… No kim on jest! To zrozumiałam, kiedy zobaczyłam, jak po raz pierwszy… chyba w życiu… dopuściłeś kogoś do siebie poza rodziną i mną.
Zerknął na walające się po stole butelki. Tak, to by się zgadzało. To już ten moment, kiedy zaczną się peany na cześć Gaary. Ciekawe, czy i te sceny braciszek obserwował piaskowym okiem?
— Pewność uzyskałam… no wiesz, że jesteśmy podobni… To w jaki sposób postrzegamy Gaarę. Pokaż mi, ilu ludzi jest w stanie odłożyć… tę, no… moralność na bok i tylko jego krzywdę widzieć? — Zachichotała cicho. — Uznaliśmy, że jest nasz… nasz Gaara… i nawet jeśli znowu byłby szalony, olalibyśmy cały świat, a o niego się martwili… I tak z każdym naszym człowiekiem…
Patrzył na chichoczącą Sayuri i zwątpił w jej upicie. Jasne, bełkotała, ale też trafiła w punkt. Dawniej nie znienawidził Gaary, bo robił straszne rzeczy, tylko jego zawiódł. Nie obchodziły go zbrodnie, zdanie mieszkańców i później też nie miały znaczenia. To był jego brat. A teraz też najwidoczniej mąż Sayuri.
— Ciekawe spostrzeżenie, z którym mogę się zgodzić — powiedział powoli. — Choć to nie do końca tłumaczy, dlaczego nasz związek miałby być katastrofą…. O ile oczywiście nie spieprzyłbym go zdradą…
— W Liściu jest takie powiedzenie… Czekaj. — Zamknęła oczy i przygryzła wargę. — O! Coś w stylu, że po niebie nie mogą krążyć dwa słońca.
Kankuro parsknął śmiechem.
— Wiesz… charaktery powiedziałabym, że mamy takie same, tylko… wypatrzone w inne strony. Ty byłeś wychowywany w okrucieństwie… z tym waszym przeklętym ojcem… i z groźbą, że brat cię zabije, i miałeś tylko Temari, bo nigdzie nie pasowałeś.
Skinął z wahaniem głową.
— Wolisz, jak cię widzą jako szorstkiego człowieka albo leko… lekkoducha. U mnie z kolei… życie wymusiło pewne… wycofanie. Czasem w ogóle zapominam, że coś takiego istnieje, ale potem… wiesz… nagle przychodzi jakaś myśl i nie mogę się od niej uwolnić. — Patrzyła na niego uważnie, jakby miała za chwilę zdradzić jakąś tajemnicę i pilnowała jego reakcji. Nawet na trzeźwą wyglądała. — Wydaje mi się, że mamy dominującą osobowość z niezachwianym poczuciem lojalności. Tak bym to określiła.
— Bogowie… kochana bratowo… jak ten czas szybko zleciał, że znamy się na tyle dobrze, żeby tak się odsłaniać? — Pokręcił głową. — Może masz całkowitą rację, a może tylko część. Poniekąd zgadzam się z tobą, ale jedna rzecz nie daje mi spokoju. — Uśmiechnął się złośliwie. — Po niebie nie mogą krążyć dwa słońca. Braciszek też ma dominującą osobowość — jak to znosicie?
— To ta chemia — przyznała ze śmiechem. — Nie wyobrażam sobie, że mogłabym go skrzywdzić. U niego chyba jest podobnie. Poza tym… mam wrażenie, że… Nie wyśmiejesz mnie?
Pokręcił z przekonaniem głową. Nie darowałby sobie, gdyby w takim momencie swojego pijackiego bełkotu zacięła się.
— Taką… hmm… najbardziej wyraźna cecha naszego Gaary to wrażliwość.
Przypatrywał jej się w milczeniu i jeszcze nie wyśmiał tego pomysłu.
— Spytałeś mnie kiedyś o brakujące ogniwo tej historii nocy ze schronu.
Wstrzymał oddech. O cholera, nie powinien wykorzystywać… Ale co? Miałby przerwać w takim momencie?
— Nie opowiem, ale… tego się sam domyśliłeś, to Yashamaru musiał zadać mu ten cios. A Gaara… cieszył się, kiedy mu powiedział, że to ojciec go wysłał po jego głowę.
Cieszył się?! Dziękował bogom, że ojciec nie żył, bo chyba zapomniałby o ile potężniejszy od niego był i wygarnąłby mu, co…
— Nie powiem nic więcej, ale to pokazuje jak… wiesz… jak mógłby wyglądać jako nastolatek czy dorosły człowiek bez ciągu dalszego tego dnia. Gdyby nie był tak wrażliwy, dobry… nie oszalałby do tego stopnia…
— Może lepiej, że nic więcej nie powiesz, bo jeszcze dopuściłbym się profanacji grobu ojca…
— Nie mów mi gdzie on leży, bo już kilka razy miałam ochotę pokrzyczeć na zwłoki.
Jeszcze przed chwilą czuł narastającą złość, ale nagle wyparowała. Nie mógł nie czuć rozbawienia, kiedy Sayuri wyglądała, jakby oczekiwała, że razem dopuszczą się tej zbrodni.
— To co zrobimy z taką mieszanką charakterów, jak nasze, droga bratowo?
— Wykorzystujmy je dla dobra wioski i rodziny, kochany szwagrze. — Uśmiechnęła się do niego wesoło. — Wiesz… przez chwilę nawet zapomniałam, że Gaary nie ma.
Teraz już tradycji stała się zadość i Kankuro słuchał peanów na cześć brata. Cóż… skłamałby, gdyby powiedział, że nie czekał z niecierpliwością na kolejną pełnię. Alkohol miał zbawienny wpływ na język jego uroczej bratowej.

6 komentarzy:

  1. Po pierwszym fragmencie wnioskuję że wkrótce coś się pokomplikuje na gruncie politycznym. Ujmuje mnie ten spokój Gaary :D było poważnie, więc zupełnie nie spodziewałam się uroczej pogawędki Kankuro z Sayurcią. Już długo ich nie było, powrócił na chwilę dawny klimat rozmówek jeszcze sprzed ślubu ;) Kankuro jednak wścibski jest, i nie zdziwiłabym się gdyby Sayuri skopała mu tyłek :D I ta rozmowa o Temari... Szczęka mi opadła, więc już Sayuri tak wybiega myślami w przyszłość? Jak Shikamaru przewiduje kilka ruchów do przodu, ale by się Temcia zdziwiła. Podejrzewam że ona u ślubie jeszcze nie myśli bo to działanie rozumowe, a ją na ten moment tylko serce do Konohy ciągnie. Ciekawa jestem czy zobaczymy ją w scenkach z Shikamaru :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shika jeszcze się pojawi. W kilku rozdziałach mam sceny z nim rozpisane. :D

      Usuń
  2. Jeju! Taka byłam wczoraj zalatana, że nie zdążyłam tu zajrzeć! Na szczęście od razu po przebudzeniu sobie przypomniałam! ^^

    Też wyczuwam jakieś polityczne komplikacje. Kankuro kombinuje za plecami Gaary i, nawet jeżeli wyjdzie z tego coś dobrego, Kazekage raczej nie będzie zbyt zachwycony utrzymywaniem tajemnic...

    Za to pijackie rozmowy chyba we wszystkich ff są moimi ulubionymi fragmentami! :D Bohaterowie wtedy są tacy... nie wiem, bezpośredni? Szczerzy? Czuć między wersami to, że są po prostu sobą, nie utrzymują pozorów. Uwielbiam relację Sayuri i Kankuro, jest napisana obłędnie. :D Są wobec siebie naprawdę uroczy, ich przyjaźń jest tak widoczna, że aż ujmująca. Znowu jednak refleksje uciekają w kierunku Temari, wydaje się być obecnie najbardziej poszkodowana... Jestem ciekawa czy jej rozdarcie będzie jakoś bardziej widoczne w przyszłych rozdziałach.

    I koniecznie chcę przeczytać o scenie ślubu! Choć może bardziej zależy mi na weselnej zabawie... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie podobał Ci się ślub Sayuri z Gaarą? Myślałam, że po tak poruszającej scenie nie będę musiała już nigdy pisać w Gosposi o zaślubinach. ;)

      Tak, Temari jest poszkodowana i niestety będzie... Dlatego - poniekąd - powstało Sachiko czy Sayuri?, żeby jej to trochę zrekompensować, że zawsze jest u mnie na dalszym planie.

      Usuń
  3. A moim zdaniem rada popełnia błąd. Im silniejszą pozycje będzie miał Gaara w Sunie tym trudniej będzie go ruszyć. Druga część podobała mi się duuuużooo bardziej x) Zapomniałam o tych rozmowach! Trochę na poważnie, trochę nie da się powstrzymać od śmiechu. Uwielbiam <33

    Alba

    OdpowiedzUsuń