sobota, 5 października 2019

Gosposia – Rozdział 48

Sayuri powoli łapała równowagę. Nadal większość dnia, wraz z Kankuro, spędzała wśród pracowników, najczęściej w sklepie, w którym nieustannie kotłowali się klienci. Co jakiś czas pojawiała się na linii produkcyjnej, a do huty nie planowała udawać się w najbliższej przyszłości. O meandrach produkcji szkła nie wiedziała nic i liczyła na doświadczenie zatrudnionych pracowników.
Miała nadzieję, że tego dnia posiedzą z Kankuro w sklepie jeszcze z godzinkę i udadzą się do domu, żeby w spokoju zjeść obiad… może nawet Gaara się zjawi… a potem wróciłaby z Kankuro albo Gaarą na oficjalne zamknięcie dnia pracy, które już zawsze wypadało na przenoszeniu pieniędzy do Grobowca. Takie były sielskie plany, ale nagle do magazynu wpadła przerażona kasjerka.
— Sa-sayuri-sama — wyjąkała. — Przyszedł jakiś mężczyzna, który oszalał! Chce wykupić więcej produktów niż mamy na stanie.
— Mówił coś konkretnego?
— N-nie. Tylko że ma-am zawołać kierownika. — Kobieta drżała, jakby miała jakiś atak. Do kącików oczu napłynęły jej łzy. — My nie mamy kierownika, Sayuri-sama!
— Dlatego właśnie ja tu jestem.
Bogowie… to sklep B. Pierwszy raz miała obracać się w otoczeniu śmietanki towarzyskiej Suny.  Kiedy przekroczyła próg magazynu, poczuła się jak uboga krewna w tym stroju, ale nie dała wyprowadzić się z równowagi takim szczegółem. Spojrzała na mężczyznę, który stał przy opuszczonej kasie i ze zmarszczonymi brwiami obserwował obsługę pozostałych klientów. Kiedy dostrzegł ją, jego wargi wykrzywiły się w pogardliwym uśmiechu. Przyjemniaczek.
Nagle zrobiło się niesamowicie cicho. Sayuri wzięła głęboki, przybrała pewną minę i podeszła do niego.
— W czym mogę pomóc?
— Takie dobre produkty, a tak słaba kadra. Nie uczyli cię, jak tytułuje się poprawnie?
Sayuri zmrużyła oczy. Bardzo możliwe, że znowu popełniła gafę, nie dodając odpowiedniego zwrotu grzecznościowego, ale czy to był powód do tak szyderczego tonu?  Ukradkiem spojrzała na widownię, która narosła dookoła. Kasjerki chyba tylko udawały, że obsługują, a klientki dyskretnie patrzyły to na nią, to na klepsydrę.
Mogłaby w tej sytuacji przeprosić i w uniżonym tonie kontynuować, ale to by dało sygnał, że ten sklep jest kolejnym miejscem, w którym zatrudniane są w Sunie worki treningowe dla wyższych warstw społecznych. Na to pozwolić nie chciała.
Wiedziała, że zbyt długo zwlekała z odpowiedzią, ale nie mogła zabrzmieć źle. Nie mogła ani przesadzić, bo jeszcze przysporzyłaby kłopotu Gaarze, ani zbytnio wycofać się w tej konfrontacji.
— Mam wrażenie, że to ciebie nie uczyli, jak traktuje się żonę Kage.
Z satysfakcją obserwowała pogłębiającą się bladość mężczyzny. Trochę spłoszona zerknęła na grupkę kobiet, która zebrała się dookoła kremów. Powstrzymywały śmiech i rzucały jej zaciekawione spojrzenia.
Bardziej ośmielona dodała:
— Jeśli to miała być jedynie lekcja etykiety, to mam nadzieję, że udzieliłam jej z należytą starannością.
— Naj-najmocniej przepraszam… wielce szanowna — wymamrotał mężczyzna. — Nie… nie spodziewałem się, że…
— Jestem właścicielką tego sklepu i słyszałam, że chcesz rozmawiać z osobą decyzyjną. Jeżeli zrozumiałeś swój błąd, możemy zacząć od nowa. — Posłała mu uśmiech. — W czym mogę pomóc?
— Ja… przyszedłem… przyszedłem prosić o łaskę…
— Łaskę zakupu produktów? — powtórzyła rozbawiona. — Udzielam jej.
Ktoś gwałtownie otworzył drzwi i zatrzasnął je z wielką siłą. Większość osób znajdujących się w sklepie spojrzała w tamtym kierunku. Jakaś kobieta opierała się o latarnię, a pogłos jej śmiechu słyszalny był i w sklepie. Cichy szmer wesołości zapanował i wewnątrz.
Sayuri spojrzała na mężczyznę, którego twarz tym razem kolorem przypominała dojrzałego pomidora.
— Chodzi o spore ilości. — Wyłuszczył w końcu sprawę. Choć ciało go oszukało, ukazując, że przejął się tą sytuacją, udało mu się zapanować nad głosem. — Mam nadzieję, że możemy porozmawiać w bardziej sprzyjającym miejscu. Zapraszam wielce szanowną do Imury.
Sayuri nie musiała znać Suny, żeby domyślić się, że Imura to miejsce, które było uznane przez elity za wystarczająco godne, by zgodzili się tam pokazywać.
W pierwszym odruchu chciała odmówić. Nie zamierzała współpracować z kimś, kto patrzył jedynie na status. Z drugiej strony nie powinna – najprawdopodobniej – mieszać prywatnych odczuć z interesami.
Kiedy miała już na końcu języka odmowę, postanowiła zrobić mu psikusa.
— Jak rozumiem w godzinach wieczornych bardziej by to odpowiadało?
— Tak, przyznaję, że te godziny są lepszym rozwiązaniem.
— Wobec tego proszę nie robić rezerwacji, tylko przyjść tutaj o dziewiętnastej trzydzieści. Wtedy kończę pracę i udamy się we wskazane przeze mnie miejsce. Liczę, że mój strój nie sprawi, że zapomnisz o wychowaniu.
— Jeszcze raz najmocniej przepraszam, wielce szanowną. — Mężczyzna pokłonił się, niemal dotykając czołem lady. — Stawię się o wyznaczonej porze.
— Na to liczę.
Mężczyzna, nadal się kłaniając, choć już nie tak głęboko, wyszedł ze sklepu.
— Dobrze mu pani powiedziała, Sayuri-sama. — Jedna z klientek podeszła do pustego stanowiska. — To znany wszystkim kupiec, co ma nosa do znajdowania produktów i robienia z nich hitów. — Spojrzała z satysfakcją na trzymane w wiklinowym koszyku przedmioty. — Ale przy okazji ma bardzo paskudny charakterek, a choć sam jest z gminu, gminu nie znosi.
— Bardzo smutny człowiek z przerośniętymi ambicjami. — Podeszła druga klientka.
— Dziękuję za słowa wsparcia. — Sayuri uśmiechnęła się do kobiet i wycofała się do magazynu.
— Mój mąż, Kenzo…
Sayuri zamarła i stanęła pod drzwiami magazynu, podsłuchując tę pierwszą kobietę, która się wypowiadała.
— … już nie raz chciał go wyrzucić stąd, bo na zbyt wiele sobie pozwalał. Kto to widział nie szanować członka Rady w Sunie? Ale te pozostałe pryki nie maja nawet połowy tej ikry, co mój mąż, a i teraz widzę, że szanowna Sayuri nie jest jej pozbawiona… Chyba namówię go, żeby był bardziej łaskaw do tej rodziny. Takie produkty… bogowie... Dopiero tydzień używam tego cuda, a…
— Co tak stoisz? — Kankuro spojrzał na nią ze złośliwym uśmiechem. — Pyskata się zrobiłaś.
Najwidoczniej było tak cicho w sklepie, że i w magazynie wszystko słyszeli.
— Na początku takie chucherko, takie biedactwo, a teraz proszę, proszę. Niezłe ziółko.
— Żona Kenzo… — wyjąkała Sayuri, kiedy stanęła obok niego — ona mnie pochwaliła.
— Kompleksów należy się pozbywać, a nie pielęgnować.
— Mi nawet nie o to chodzi… choć też — dodała, widząc spojrzenie szwagra. — Przecież… ona ma jakiś wpływ na męża, nie? A teraz powiedziała, że może namówi go, żeby nam wszystkim…
— Sayuri… — Kankuro parsknął śmiechem. — Jesteś dorosłą kobietą, ale bardziej jak dziecko… Jeżeli ty potrafisz zmusić Gaarę do posprzątania w sklepie i zrobienia porządku w kuwecie Łatki, to myślisz, że wszystkie kobiety tak robią z mężami? I w drugą stronę – czy myślisz, że skoro Gaara wytresował cię w kilku — uśmiechnął się figlarnie — aspektach, inni mężowie tak potrafią? Guzik! Wy po prostu tak się dobraliście, że jeden bez drugiego żyć nie może…
— Ojej…
Dopiero wtedy zrozumieli, że mieli widownie.
— Naprawdę tak bardzo się państwo kochają, to widać na kilo… — magazynierka zamarła. Mówiła właśnie o Kazekage i jego żonie, a nie o swoich koleżankach.
— Bardzo cenię swojego męża — przyznała zarumieniona Sayuri. — Muszę się przygotować na wieczór.
Kankuro w mig rozgryzł jej postawę. Chciała uciec zawstydzona. Postanowił jej więcej nie dręczyć, więc ruszył za nią, powstrzymując chichot na widok nadal rozanielonych kobiet.

***

Podczas obiadu Sayuri przedłożyła swój plan Gaarze i Kankuro, ale bardzo szybko okazało się, że nie był on wystarczającą karą dla Kiroto.
Nie powinna dziwić się, że Kankuro znał tego handlarza. Nie powinna też dziwić się, że jej szwagier uknuł zdecydowanie lepszą intrygę. Sądziła, że wystarczy jedynie dać prztyczka w nos Kiroto, oprowadzając go po zakładach, traktując jak najlepszego klienta, a na koniec proponując zawyżoną cenę produktów, ale Kankuro się wtrącił i zapewnił, że Temari będzie niepocieszona, jeśli dowie się, że tylko to go spotkało.
Najwidoczniej Kiroto podpadł wszystkim w Sunie i lalkarz chciał to wykorzystać. Kiedy na szybko przedstawił wszystkie informacje, które znał na temat handlarza i pokrótce opowiedział swój plan, zarówno Sayuri jak i Gaara nie mieli wątpliwości, że Kankuro miał rację.
Na krótko przed zakończeniem pracy w sklepie, Sayuri i Kankuro udali się do sklepu i wtajemniczyli w misternie uknuty plan Kirę i Enzo. Mężczyźni początkowo nie wyglądali na zachwyconych rolą, którą mieli pełnić, ale po krótkiej chwili, kiedy zrozumieli motywy, nie mieli nietęgich min i z zapałem przystąpili do dopieszczania szczegółów rozdzielonych zadań.
Przed ustaloną porą spotkania, w czwórkę stali pod sklepem po tej luksusowej stronie i oczekiwali na przybycie ich gościa honorowego.
— Przyswoiłem lekcję etykiety i poszukiwania informacji, Sayuri-sama. — Kiedy mężczyzna podszedł do nich, pokłonił się przed nią. — Nazywam się Kiroto.
— Miło poznać — odparła Sayuri. W duchu modliła się, żeby nie wypaść z roli, którą uszykował dla niej Kankuro. — Zapraszam do domu. Przyniosłam ze sobą kolację i równocześnie zapewniam, że nie ma konieczności udawać się do żadnych jadłodajni. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko daniom na wynos.
— Ależ oczywiście, że nie, Sayuri-sama. — Kiroto przypatrywał się towarzyszącym jej mężczyznom, ale nie skomentował ich obecności choćby słowem.
— Ach… to Kankuro, mój szwagier. A to nasi zaufani, choć ich imiona nie mają większego znaczenia, prawda? To jedynie pionki.
— Jeszcze raz przepraszam za poran... 
— Chodźmy lepiej.
Spojrzała porozumiewawczo na Kankuro, ale on posłał jej karcące spojrzenie. No tak! Nie powinna ani na chwilę wypadać z roli!
Szli dość długi czas w milczeniu. Kiedy z oddali dostrzegli budynek, spojrzeli z ciekawością na Kiroto. Oczy mu się świeciły, odkąd przekroczyli strefę dla zamożnych mieszkańców. Najwidoczniej jeszcze nigdy nie udało mu się dostać do tych najbardziej reprezentacyjnych części Suny.
Ale kiedy podeszli do drzwi aż krzyczących o bogactwie, stracił rezon i wyraźnie zdumiony obserwował zdobienia.
— Enzo, Kira.
Mężczyźni z poważnymi minami chwycili klamki i otworzyli drzwi. Kiroto lekko otworzył usta.
Sayuri musiała przyznać, że Kankuro ładnie wszystko przygotował. Świece paliły się w każdym możliwym świeczniku i cała posiadłość błyszczała.
— Czy wszystko w porządku, Kiroto? — spytała Sayuri przesadnie troskliwym tonem.
Mężczyzna spojrzał na nią z otwartymi ustami. Dopiero po chwili udało mu się opanować. Nieśmiało przekroczył próg.
— Proszę wybaczyć za ten bałagan, ale służba pomaga mi teraz w zakładzie i nie mają czasu sprzątać.
— Jest pani kobietą wielu zdolności, Sayuri-sama — wyjąkał.
Zapewne mówił to do każdej potencjalnej partnerki biznesowej, ale był tak wstrząśnięty i przytłoczony tym przepychem, że nie brzmiało to nawet w jednej setnej szczerze.
— Schować przetarg do skarbca? — spytał Kankuro.
— Oczywiście. Niech Kira ci pomoże.
Sayuri dziwiła się w duchu, widząc Kirę, który świetnie wkomponował się w odgrywanie tej komedii. Ani na chwilę nie dał po sobie poznać, że ma coś przeciwko służalczej postawie.
— Hai, Sayuri-sama. — Kira pokłonił się przed nią, niemal dotykając głową podłogi.
Zdecydowanie przesadził... Widząc jego złośliwy uśmiech, kiedy prostował się, przewróciła oczami. Nie spodziewała się, że ta sytuacja obróci się też przeciw niej.
Kankuro, widząc lekkie rozluźnienie w przeprowadzanej operacji, wtrącił się.
— Ale do którego? Prawdziwe utrapienie z tymi kobietami… A potem znowu powiesz, że nie potrafię nawet zapamiętać w którym trzymamy środki zakładu.
— Ma… ma pani kilka skarbców, Sayuri-sama? — wykrztusił Kiroto.
— Oczywiście — odparła, patrząc na niego zdumiona. — W jaki inny sposób rozdzielić pieniądze na wydatki bieżące, oszczędności i przetarg?
— Tak… to całkiem zrozumiałe.
— Do trzeciego, Kankuro. Równie roztrzepany co…
— Sayuri… Wiem do którego magazynu — przerwał jej Kankuro. — Pytam się do którego skarbca.
— Chyba wybaczysz mi rozkojarzenie. Numer tysiąc osiemdziesiąt — zawahała się — sześć, na drugim poziomie.
Kankuro krótko skinął głową Kiroto, podkreślając różnicę ich dzielącą. Gdyby byli na równej stopie, werbalnie musiałby przeprosić za opuszczenie towarzystwa. Powolnym krokiem udał się wraz z Kirą do tego skarbca, w którym na pewno nie było odpowiedniego sejfu.
Na skroniach Kiroto pojawiły się kropelki potu.
— Zapraszam do stołu. — Sayuri uśmiechnęła się do mężczyzny. — Pozwolisz, że służba z nami zje? Dzisiaj naprawdę dostali wycisk i nie mam serca ich odwoływać.
— T-to nie problem.
Kupiec dostrzegł, że Kankuro w końcu otworzył drzwi do pierwszego skarbca, a widok tych długich korytarzy na pewno podziałał mu na wyobraźnię. Sayuri skinieniem głowy odciągnęła go od drzwi. Dotarli na środek tej ogromnej sali i gestem zasugerowała, że powinien wybrać sobie miejsce.
Stół był zastawiony kryształowymi kieliszkami, złotymi sztućcami i talerzami, a pośrodku tego wszystkiego Kankuro postawił okazałe świeczniki.
Kiroto usiadł i skrzywił się nieco. Sayuri, przygotowana na tę niedogodność, szybko i niezauważenie włożyła pod tyłek poduszkę.
— Proszę zaczynać… Och! Moje niedopatrzenie! Enzo! — Spojrzała na niego. — Nalej nam wina, proszę.
Kankuro wygrzebał skądś nawet butelkę najlepszego wina produkowanego w kraju Błyskawic.
— Hai, Sayuri-sama.
— Czy pozwolisz, abyśmy najpierw uraczyli podniebienia, zanim przejdziemy do interesów? — Sayuri powtarzała sobie w duchu, że musi być panią sytuacji, żeby mężczyzna uwierzył w tę otoczkę, którą wytwarzali od początku tego wieczoru. Poza tym... Kankuro by jej nie darował, jeśli popełniłaby jakiś błąd.
— O-oczywiście. — Kiroto skosztował i spojrzał na nią zmieszany. — Bardzo dobre… wytworne…
— Och, to drobiazg. — Uśmiechnęła się do niego z uprzejmym zdumieniem. — Nasz kucharz dzisiaj miał prawdziwe urwanie głowy, a nie chciałam go zanadto przeciążać, więc proszę nie uznać tego skromnego posiłku za przejaw lekceważenia.
— Nie przyszłoby mi to… — Kupiec przerwał, gdy zobaczył Kankuro wyłaniającego się ze skarbca.
— Zawsze mi to robisz. Wiedziałaś, że tam są jedynie kryształowe klejnoty.
Kiroto zakrztusił się.
To były te kamienie, których wartość osiągała absurdalne sumy i nawet posiadanie jednego dawało gwarancje dostatniego życia. Choć Grobowiec krył w sobie wiele niespodzianek i bogactw, Sayuri wątpiła, by był tu specjalny skarbczyk na te kryształy. Niemniej Kankuro osiągnął zamierzony efekt.
— Bo trzeba nauczyć cię w końcu rozkładu tych pomieszczeń — zaśmiała się wesoło Sayuri, patrząc na Kankuro. — Jestem tu tak krótko i wszystko zapamiętałam, a ty nadal nie wiesz co gdzie się znajduje.
Kankuro patrzył na nią ze złością. Nawet mimiką to oddał. Miał zmarszczone brwi, wąsko zaciśnięte usta i mogła przysiąc, że jeszcze chwila, a dym wyśliźnie mu się z nozdrzy. O cholera... Niezły aktor! Nie chciała być gorsza i też próbowała przybrać groźny wyraz twarzy.
— Magazyn drugi, pierwsze piętro, dziesiąte drzwi po lewej.
— Dziękuję. — Lalkarz nadal patrzył na nią rozeźlony, ale po chwili parsknął śmiechem. — Sayuri, jesteś nieoceniona z tą swoją pamięcią. Za chwilę dołączę do was.
Znowu skinął Kiroto głową, okazując swoje lekceważenie.
— Doprawdy shinobi za nic nie zna się na gospodarowaniu. — Westchnęła teatralnie, ale zaraz przypomniała sobie o gościu. — Proszę sobie wyobrazić, że on nawet nie wiedział, że są tu poziomy. Nie wiem, jak daliby sobie radę bez siostry, która tu wszystko ogarniała.
— Teraz Temari-sama nie ma w wiosce, prawda?
— Rzeczywiście.
— Czy pani mąż do nas dołączy?
Uniosła brew i uśmiechnęła się półgębkiem.
— Skoro ja zajmuję się sprawami mało istotnymi nie oznacza, że mój mąż ma na to czas. Proszę się nie niepokoić, nie przekażę mu tej uwagi, ale na przyszłość naprawdę radzę uważać, co się mówi. Mój mąż nie słynie z wyrozumiałości.
Sayuri zaczęła czuć się jak ryba w wodzie raz za razem mieszając tego człowieka z błotem. Zapewne na długo zapamięta te lekcję. Najwidoczniej była mu ona bardzo potrzebna, skoro potrafił nie płacić mieszkańcom za wykonywane dla niego usługi, bo wiedział, że nikt nie przejmie się ich losem, a siebie kazał traktować niemal jak boga.
— T-tak… — wyjąkał Kiroto. — W istocie… nie pomyślałem… Przepraszam wielce…
— To drobiazg. — Uśmiechnęła się do niego poufale. — Gdybym tak każdą uwagę przekazywała, to nie sądzę, byśmy mieli zbyt wielu poddanych.
Zaśmiała się, jakby opowiedziała dobry żart. Enzo powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem na widok miny tego człowieka. Bogowie… do czego to dochodzi? Potrafił śmiać się ze śmiercionośnych zapędów Gaary.
— Dziękuję za…
— Kobiety są nie do wytrzymania, prawda?
Kankuro przysiadł się do nich. Kira czekał na pozwolenie i dopiero kiedy Sayuri gestem go zachęciła, usiadł.
— Nic tylko by gaworzyły, a tu przecież posiłek stygnie. — Spochmurniał, patrząc na stół. — Sayuri, a co z kucharzem? Rozchorował się?
— Już przeprosiłam naszego gościa za tak skromny posiłek. — Próbowała wyglądać na urażoną. — Nie uzna tego za potwarzy. Nie musisz mnie strofować.
— Dobrze… jedzmy więc to.
To wypowiedział takim tonem, jakby jedli wymiociny. Normalnie do głowy by mu to nie przyszło. Nie tylko dlatego, że jako shinobi często jadł rzeczy przypominające wymiociny i nie narzekał, ale też dlatego, że to było jedno z najlepszych dań, które Sayuri przygotowywała.
Kiroto przyglądał im się zdumiony. Zapewne jego kubki smakowe przeżywały orgazmy, a tu widział takie miny, nawet u służby. Co też musieli jeść normalnie? — myślał najpewniej. Chwilę jedli w milczeniu, a gdy skończyli, Kankuro szybko dopadł wina, jakby chciał przeczyścić usta z tego obrzydliwego dla niego posmaku.
— Naprawdę mi smakowało — powiedział nieśmiało Kiroto, gdy i on skończył.
— Dziękuję za wyrozumiałą postawę. — Sayuri lekko skinęła głową w jego kierunku. — Wobec tego proszę powiedzieć, co masz mi do zaoferowania?
— Produkty produkowane przez panią są niesamowitej jakości — powiedział mężczyzna, zapominając o skrępowaniu. — Tak wielkie ilości, wspaniałe, kryształowe opakowanie, a ich właściwości… Klientki nie mogły się nachwalić…
— Zanim przywołasz cenę, której będziesz się wstydzić… — przerwała mu, śmiejąc się w duchu na jego naiwność. Kryształowe opakowanie? Choć może rzeczywiście tak to wyglądało? — Ja również odrobiłam pracę domową. — Kankuro odrobił, ale to ona powinna grać pierwsze skrzypce w tej rozmowie. Kiroto miał niezłe konotacje w świecie i nie można było go za bardzo ruszyć, czego najmocniej żałowała Temari, której kupiec w twarz powiedział, że kobiecie nie przystoi męski zawód i zamiast uganiać się za bitką, powinna lepiej znaleźć męża. Teraz mogła wziąć odwet, robiąc z tego wpływowego mężczyzny potulną istotę. — Z informacji mi przekazanych wynika, że jesteś w swojej ostatniej trasie przed wypłynięciem za ocean.
Mężczyzna zaplótł dłonie i przypatrywał się jej bez mrugnięcia okiem.
— Nie rozmawialiśmy o konkretnych ilościach, ale już wstępnie mogę zauważyć, że to będzie spore zamówienie.
Kiroto skinął powoli głową.
— Oznacza to, że chcesz się zaopatrzyć w produkty, które sprzedadzą się na dalszym etapie podróży. Ale też podsuwa to pomysł, iż zamierzasz osiąść tam na stałe i zakupić dostateczne ilości, by samodzielnie się utrzymać przez dłuższy czas albo liczysz na inne zajęcie, ale to ma być twoje zabezpieczenie.
— Bystry umysł.
Kątem oka dostrzegła, że Kankuro wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Kirą. No tak... nawet jeśli nie werbalnie, to i tak musiał pochwalić się swoim wkładem w cały plan.
— Skoro mowa o terenach zamorskich, doskonale znamy tam sytuację. — Do tego dnia nie miała o tym zielonego pojęcia. — Handlarze kruszcami, którym brak określonych artykułów. Dzisiaj dałeś nam podpowiedź, że i higienicznych nie ma zbyt wiele... Teraz porozmawiamy o sytuacji w Sunie. Widziałeś przecież ceny w sklepie. My z mężem prowadzimy tam działalność charytatywną, te stroje kobiet — jęknęła ze współczuciem. — Staram się jeszcze bardziej ich nie peszyć i sama ubieram się jak gmin.
Kankuro miał wielkie problemy, by zachować powagę, więc ukrył twarz w kryształowym kieliszku. 
— Domyślasz się przecież… jako handlarz… jakie wartości osiągają takie produkty w bardziej zamożnych obszarach. Mówimy o kwotach rzędu — dała widełki na taką kwotę, że Enzo prawie wypuścił kieliszek z dłoni — za sztukę. Ja tutaj ledwo pokrywam koszty produkcji i sama z mężem opłacam pracowników. Byłeś dla mnie nieuprzejmy, myślisz, że i dla ciebie będę ciągnąć tę działalność charytatywną? W przeciwieństwie do mieszkańców Suny, twój los jest mi obojętny.
— Mogę zapłacić… — Kiroto wymienił kwotę, która piętnastokrotnie przebijała ceny sklepowe. Kankuro otworzył usta ze zdziwienia, ale Sayuri nawet nie drgnęła brew — za sztukę. To wydaje mi się uczciwą propozycją, Sayuri-sama.
— To nawet nie jest połowa wartości za kryształowe opakowanie... — Westchnęła głęboko i uniosła wzrok ku górze. Miała nadzieję, że wyglądała na zamyśloną, a nie przerażoną swoją butą i kłamstwem. — O jakich ilościach mówimy? Może tym nadrobisz.
— Myślałem o…
Kiedy opowiadał ile produktów i za jaką cenę chce od nich kupić, Sayuri prawie zdradziła się. O cholera… ale się wpakowała. Nawet połowy nie było na stanie głównego magazynu.
— Cóż… Proszę dorzucić jeszcze jakieś pięć procent, a zamówienie będzie gotowe dzisiaj. — Sayuri miała nadzieję, że szybkie bicie jej serca nie będzie dla niego słyszalne. Modliła się w duchu, żeby informacje, które dał jej Kankuro były prawdziwe, że...
— Obawiam się, że dopiero za tydzień sfinalizujemy naszą transakcje. Wolę nie kupować produktów, zanim nie zapewnię sobie odpowiedniej ochrony. Jutro wystosuję prośbę do Rady i pani męża o możliwość wypożyczenia kilku drużyn.
— Zrozumiała postawa.
Może uda im się wszystko dostarczyć? Ale pracownicy musieliby się naprawdę spiąć. W hucie nie było takich problemów – po prostu będą musieli zacząć pracować na poważnie, ale na linii produkcyjnej? Miesiąc się jeszcze nie skończył, a już będzie musiała pomyśleć o nowych pracownikach na przyszły
— Więc za tydzień. W dniu, w którym będziesz chciał wyruszać, proszę zaanonsować się do mnie na kilka godzin przed i podjechać wozami pod budynek. Mieszkańcy na pewno wskażą ci odpowiednie miejsce.
— Oczywiście, Sayuri-sama.
— Bogowie, mój mąż niedługo tu przyjdzie! — wykrzyknęła nazbyt głośno i histerycznie, kiedy zerknęła na zegarek. — Enzo, przynieś mi z tej garderoby na drugim piętrze podomkę, nie mogę się tak pokazać. Na jednej nodze.
Enzo pobiegł bez zawahania.
Kiroto wzdrygnął się i patrzył na nią z rozszerzonymi oczami.
— Proszę wybaczyć, ale to chyba zrozumiałe, że powinności żony są na pierwszym miejscu.
Wstała, pozostali podążyli jej śladem. Powoli podeszli do drzwi.
— Kira…
— Proszę, Sayuri-sama.
Przybiegł zdyszany Enzo podając jej płaszcz, który znaleźli u Temari. Sayuri narzuciła go niedbale na siebie.
Kira wzdrygnął się i z lekkim opóźnieniem wykonał jej polecenie. Stanął przy drzwiach i czekał na rozkaz.
— Mam nadzieję… sam rozumiesz sytuacje maluczkich wśród wyższej warstwy. — Gdyby taki Kenzo albo Fujio ją usłyszeli, chyba wpadliby w furię. — Proszę ich zanadto nie irytować. Będziemy wiedzieć, jeśli coś zdradzisz o naszej rezydencji.
Kiroto wytrzeszczył oczy, ale nie odezwał się.
— Tak skromne progi, a takie zamieszanie mogłyby wprowadzić. — Pokręciła z niedowierzaniem głową. — Ta wizyta zostaje między nami, a nikt nie będzie cię niepokoił bez potrzeby.
— Oczywiście, Sayuri-sama. — Pokłonił się przed nią, po raz kolejny tego dnia oddając wyrazy szacunku. — Dziękuję za poczęstunek.
Sayuri skinęła na Kirę, który posłusznie otworzył jedno skrzydło drzwi.
— Dobranoc.
— Również życzę miłej nocy.
Kira zamknął drzwi. Przez chwilę patrzyli między sobą w napięciu.
— Jeśli to wypali… Zrobiłaś mu wodę z mózgu — wyszeptał Kankuro.
— Masz szczęście, że moja wyrozumiałość jest odrobinę większa, niż to przedstawiłaś.
Poza Sayuri wszyscy podskoczyli na dźwięk głosu Gaary. Wiedziała, że nie wytrzymał z ciekawości i pojawił się tu przed nimi.
— Za moimi plecami spotykasz się z mężczyzną? Mam się obawiać o twoją wierność, żono?
Kankuro parsknął śmiechem, a Sayuri rzuciła się na Gaarę z uściskami, całkiem zapominając o dodatkowych osobach w ich towarzystwie.
— Żaden inny mężczyzna nie istnieje w moich oczach, mężu — powiedziała, gdy oderwała się od jego ust, ale po chwili jęknęła. — Poza tamtym bucem… My przecież nie mamy połowy tych produktów, a i sklep musi prosperować normalnie.
Gaara pokręcił głową.
— Na początku martwiła się, że nikt nie będzie kupował, teraz znowu, że za dużo kupują. — Pocałował ją w zmarszczone ze zmartwienia czoło. — Ty po prostu lubisz się dręczyć, co?
— Lepiej idźcie do pokoju dla służących, bo będziecie mieli już sporą widownie — wtrącił Kankuro, uśmiechając się półgębkiem i patrząc na zmieszanych mężczyzn.
— Powinienem martwić się o twoje życie prywatne, Kankuro? — spytał Gaara z zatroskaną miną. — Jeśli jesteś tak zdesperowany, żeby myśleć o swoim bracie…
— Dawniej nie byłeś tak wyszczekany — jęknął lalkarz. — Moje życie prywatne ma się całkiem dobrze braciszku, jeśli chcesz sprawdzić, spytaj tej uroczej…
— Nie! — przerwała mu Sayuri. — Jeśli dowiem się, że zbliżasz się do którejś z naszych pracownic… — Zamarła, widząc minę Kankuro. — Nie waż się mówić, o którą chodzi.

*******************

Po raz kolejny jestem zmuszona przeprosić za następną przerwę, na którą się zanosi. Miałam nadzieję, że kilka spraw, które ciągną się za mną, zostanie rozwiązanych, ale najwidoczniej jeszcze muszę poczekać. Mogę zapewnić, że 19.10 opublikuję kolejny rozdział i liczę na to, że od listopada uda mi się publikować jak zawsze – co sobotę. :)

Miłego weekendu!

8 komentarzy:

  1. Nie no... Takiego wątku się nie spodziewałam. Zastanawiałam się, co to za szycha... Jasne, że kupiec zadziera głowę. Sayuri ładnie go zgasiła i dobrze, że odnalazła w sobie pokłady wredności. "Wyrozumiałość" Gaary w tym rozdziale przebija wszystko. Już się nie spodziewałam, że go ujrzymy w tym rozdziale, więc końcówka jest miłym zaskoczeniem.
    Kankuro jak widać nieźle by się sprawdził w teatrze, nie tylko lalkowym.I już kogoś bzyka na boku? Kiedy on ma czas, żeby spać (sam, a nie z kimś)? :P
    19 to nie tak odległa data. Trzymam kciuki za część dalszą ;) Niech się Sayurce powodzi w biznesach, nie obrażę się jeśli będzie można poczytać i o innych jej obowiązkach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już można było zauważyć, postać Kankuro zazwyczaj kreuję w podobny sposób, bo takim go zawsze widziałam (równocześnie nie mam pojęcia, skąd to się bierze, bo w kanonie bawidamkiem raczej nie był :P), ale w Gosposi, w jako jedynym ff, spróbuję to trochę wyjaśnić. Chyba nie da się ukryć, że tą postacią najbardziej lubię się bawić ;)

      Też będę trzymać za siebie kciuki. Jeżeli nie dam rady, byłby to mój pierwszy niespełniony termin... Niby musi być ten pierwszy raz, ale mam nadzieję, że jeszcze nie tym razem.

      Usuń
    2. Próbując patrzeć obiektywnie Kankuro w anime głównie marudzi, najpierw na dzieciaki potem na mięczaki ;) i snuje się jak cień za Gaarą niewiele mając do powiedzenia. Jakie szczęście dla jego postaci że jest Gosposia ;)

      Usuń
  2. Przepraszam! Przepraszam! Gomenasai! To karygodne opóźnienie! :< Zmobilizowałam się i przed sobotą postanowiłam nadrobić i kurcze! Ty też trochę odpuściłaś sobie x) Jutro na pewno będę! Te przygody w skarbcu, kira i Enzo... A teraz ten cholerny kupiec! Fajnie się czyta, ale to już wiesz. Podoba mi się ta przemiana Sayuri i liczę na to,, że jeszcze bardziej się rozwinie. To teraz lecę nadrabiać Kareenę i przeprosze kogoś raz jeszcze x)

    Alba (mam już dość pisania Longa, więc od teraz będzie Alba)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież nie masz za co przepraszać. Miło mi, że powróciłaś :)

      Usuń
  3. No i gdzie rozdział? :<

    Alba

    OdpowiedzUsuń
  4. To przedstawienie było piękne, normalnie płakałam ze śmiechu xD Sayuri ma charakterek i chwała jej za to!

    OdpowiedzUsuń